wtorek, 22 września 2015

Nowy Yuki


Otwieram oczy i tępo wpatruję się w biały sufit. Czas nie istnieje, zapominam gdzie się znajduję. Dziś wszystko się skończy. Teraz już na zawsze. Nie czułem tego wtedy, podczas wigilijnego balu i spotkania z Paulem.

Wszystko, co mi znane odejdzie już na zawsze. Przestanę być Yukim, zwykłym chłopakiem, który pomimo straty rodziców w wypadku starał sobie jakoś radzić. Który wierzył, że pewnego dnia skończy dobre studia, zacznie pracę, znajdzie dziewczynę, założy nową rodzinę. Koniec z marzeniami, oczekiwaniami i rozpaczami. Staję się od tej chwili prostytutką, która będzie dawała dupy każdemu jeśli tak rozkaże mój Pan. Przeżyję, a kiedy wreszcie stanę się wolny zrobię to, co jako jedyne trzyma mnie jeszcze przy życiu.
Postanowiłem. Kończę z tą swoją głupią dumą i udawaniem hardego chłopaka. Pora przejrzeć na oczy i uśmiechnąć się do mojej brutalnej rzeczywistości.

Z tymi wszystkimi przemyśleniami i wielkim  głupkowatym uśmiechem wstałem i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i dokładnie umyłem całe ciało. Następnie owinąłem się ręcznikiem i cicho pomrukując jeden ze swoich ulubionych utworów wyszedłem.

Otworzyłem białą i znienawidzoną przeze mnie szafę. Wyjąłem z niej czerwoną, prześwitującą bluzkę, a do tego dołożyłem jeszcze czarne obcisłe spodnie i po raz pierwszy od kiedy tutaj jestem wyjąłem z niej także stringi. W końcu muszę się do tego przyzwyczaić, co nie? Ubrałem się w to, a następnie wesołym krokiem wyszedłem z pokoju. Dopiero wtedy zorientowałem się jak bardzo głodny jestem, skierowałem więc swoje kroki wprost do jadalni.

Od razu, gdy wszedłem wyczułem jak w całym pomieszczeniu unosi się zapach świetnie przygotowanego jedzenia. O ile się nie mylę to z kuchni włoskiej. Sam jestem zaskoczony, że już po samym aromacie potrafię rozpoznać, że dane danie pochodzi akurat z Włoch. To chyba, przez te wszystkie potrawy przygotowywane przez Misę. W sumie nie ważne co, teraz pochłonąłbym wszystko.
Usiadłem wygodnie na stale zajmowanym miejscu i zacząłem nakładać sobie poszczególne rzeczy z różnych ustawionych wokół mnie półmisków. Spojrzałem na środkowe miejsce, które zazwyczaj zajmuje mój Pan. Pewnie jak przyjdzie się zdziwi. Zawsze jem u siebie śniadanie, albo on musi mnie na nie wołać. Ale teraz kiedy kończę już ze swoją bezmyślną depresją zacznę sam się stawiać. Nie mogę przecież sprawiał mojemu właścicielowi aż tyle problemów.

- Dzień dobry Panie. - Powiedziałem i uśmiechnąłem się jeszcze bardziej promienie niż wcześniej. Shinji na to zatrzymał się w drzwiach i przetarł oczy, następnie także posłał mi powitalny gest i zajął miejsce po mojej prawej stronie.
- Witaj kotku. - Ziewnął i przeciągnął się. Pewnie znowu pracował do późna. Już rozumiem czemu gabinet jest połączony z jego sypialnią. - Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Zdenerwowany przez tą całą imprezę? - Zaczął powoli nakładać sobie przeróżne potrawy i powoli jeść, co jakiś czas wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.
- Tak Panie, jestem trochę zdenerwowany. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale nie chcę stwarzać ci niepotrzebnych zmartwień, więc sam dzisiaj zszedłem na śniadanie. Nie jestem dzieckiem. - Na te słowa roześmiał się cicho, po czym zawiesił na mnie wzrok na dłuższą chwilę.
Ja natomiast wziąłem się za jedzenie. Muszę mieć dzisiaj dużo siły i zajeść cały ten niepotrzebny stres. Będzie mi tylko przeszkadzał w spełnieniu oczekiwań Shinjiego.
- Jakiś ty dzisiaj posłuszny i wesoły. Do tego jeszcze ten odważny strój. Misa go wybrała? Muszę ją pochwalić. - On także zaczął się pożywiać, nadal jednak co  chwilę na mnie spoglądał. Naprawdę wybrałem sobie dobre ciuchy. Jednak mam jako, taki gust.
- Nie Panie, sam dziś wybierałem swoje ubranie. Cieszę się, że tak ci się podobam. - Na to uniósł jedną brew w geście zaciekawienia jak i zapewne lekkiego zdziwienia. Co mam się mu dziwić? Sam siebie nie poznaję. Teraz jednak nie żałuję. Jeśli założę różowe okulary i zaakceptuje w stu procentach ten niesprawiedliwy świat to przetrwam bez problemu. Tak właśnie postępuje od dziś.

- Czyli w końcu się dokonało, co? Jest lepiej? - Ma na myśli zaakceptowanie wszystkiego i to, że już przestanę walczyć ze swoim przeznaczeniem? Oczywiście, że jest lepiej i łatwiej. Nie jestem już tym samym głupcem. Może mnie wymienić, albo odsprzedać, zrobić cokolwiek. Żadnych walk i przeciwstawiania się.
- Tak Panie, żałuję, że już wcześniej tego nie zrobiłem. - Przez chwilę mam ochotę uderzyć się w twarz, ta moja głupia chętna do buntów strona. Patrzę jej prosto w oczy i podsyłam wspomnienia wszystkich tortur i upokorzeń, które otrzymałem w zamian za swoją głupią dumę. Moje drugie ja zamyka się na zawsze. Przestaje walczyć, a ja zamykam je na zawsze w klatce.
- Cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie złamać. Nieźle wytrzymałeś, ale każdy i tak kończy w ten sam sposób, nie ważne ile wytrzyma. - Uśmiechnął się, a ja już po samym tonie jego głosu wiedziałem, że mam do czynienia z Colinem. Ten dupek zawsze wkraczał i sprawiał mi ból oraz cierpienie. Za każdym razem, kiedy cały charakter Pana się zmieniał, to był on. Teraz to jest takie oczywiste. Przecież nikt nie ma aż takich zmian osobościowych!

- Wygrałeś, gratuluję. - Wytarłem usta chusteczką i wstałem. - Będę się zbierał, chcę trochę pobyć sam przed chwilą sądu. - Odszedłem od stołu i skierowałem się w stronę wyjścia.
- Ale to nazwałeś, to tak jakbyś szedł na ścięcie, a przecież będziesz się tylko z kimś pierzył. Co to za różnica, czy to ja, Shinji czy jakiś inny facet? Nie martw się nie wybrałem ci jakiego zboczonego, starego dziada, więc wyluzuj trochę młody. - Zaśmiał się z pogardą. Ja nawet się już nie odwracając czym prędzej opuściłem to pomieszczenie i udałem się do swojego pokoju.
Jak za czymś tęsknie z wcześniej spędzonych tutaj chwil, to chyba tylko za tym, że dawniej nie wiedziałem o drugiej jaźni mojego Pana. Ten chory pojeb mimo wszystko jest nie do wytrzymania. Chociaż nie słodzi mi bez powodu, co też na pewien sposób mnie cieszy.
Nie wybrał mi jakiegoś starszego ,,miłego pana" co? W sumie gdzieś głęboko w sobie odetchnąłem z ulgą, myślałem, że po tym, co urządziłem wtedy na balu naprawdę odpłaci mi się piękne za nadobne. Skoro jednak tego nie zrobił, to mogę tylko dziękować szczęściu, że Shinji jest  w pewien sposób pobłażliwy. Gdyby zależało to tylko i wyłącznie od tego sadysty zapewne nie miałbym luksusu kochać się dzisiaj z jakimś młodym przystojniakiem, a robiłbym loda jakiemuś obleśnemu typowi.

Tak jak mówiłem mojemu właścicielowi tak i uczyniłem. Od razu po powrocie do swojego pokoju, położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Nie chciałem spać. Po prostu potrzebowałem wyłączyć swój przegrzany od informacji i przemyśleń mózg i po prostu poleżeć w spokoju.
Oczywiście w tym domu nie ma czegoś takiego jak prywatność i swoboda także już po jakiś piętnastu minutach do drzwi mojej samotni ktoś zapukał. Niechętnie podniosłem się do siadu i mruknąłem pozwolenie na wejście.

Osoba ta chwilę się wahała, więc od razu wykluczyłem najście mojego Pana. Do tego pewnie i tak ma mnóstwo roboty w załatwieniu wszystkich formalności dotyczące pojawienia się nas na tym całym balu.  Skoro, więc nie mój Pan, to jest to…

- Misa długo jeszcze będziesz tam tak sterczeć, wejdź. - Drzwi po chwili się otworzyły, a ona szybko się przez nie wślizgnęła. W ręce trzymała stertę ubrań i jeszcze pudła. Zapewne znajdowały się w nich buty. Jak na takie chucherko to jestem w szoku, że miała siłę by to wszystko przytachać samiutka na górę.
Bo nie chciałam ci przeszkadzać, ale Pan mnie przysłał, żeby pomogła ci wybrać twój strój na dzisiejszą imprezę. - Powiedziała i wolnym krokiem podeszła do łóżka, a następnie wszystko na nim położyła.
- Nie wiem po, co to znowu. Przecież sam mógł to zrobić, co za koleś. - Poczochrałem się po już zbyt długich włosach i westchnąłem. Nie miałem ochoty na zabawę w przebieranki razem z nią. Jakoś niespecjalnie zależało mi już na niej i jej udawanej przyjaźni. Co ona mogła zrobić, albo w jaki sposób mi pomóc? No właśnie, jest niczym.
- Taka wola Pana, Yuki. Nic na to nie poradzimy.
- Ano nie poradzimy. - Powtórzyłem i sztucznie się uśmiechnąłem. - Dobra to od którego z tych męskich wdzianek mam zacząć? - Parsknąłem i zacząłem wolno przeglądać leżące obok mnie rzeczy.
- Może zacznij od tego niebieskiego i do tego te czarne buty? - Wszystko było zapakowane w jednakowe czarne pokrowce i różniły je tylko cienkie paski. Wziąłem, więc ten z niebieskim paseczkiem na boku i do tego czarny karton i powędrowałem do łazienki.
Tam zostałem ogromnie zaskoczony, ale w pozytywny sposób. Garnitury i do tego wyglądają na drogie. Szyte na miarę? Skąd on miał moje wymiary? Chyba nie chcę tego wiedzieć. Zdecydowanie lepiej nie wiedzieć.

Kiedy w końcu się w niego wcisnąłem, zawiązałem jakoś krawat i ubrałem eleganckie buty nieśmiało wynurzyłem się i przespacerowałem do wielkiego lustra, które wmontowane było w szafę. Przyznać muszę, że wyglądałem naprawdę bardzo dobrze. O wiele lepiej niż w jakimś dziwnym i skąpym wdzianku, w które myślałem, że będę musiał się wbić. Przecież idę tam w wiadomym celu. Chociaż sam już nie wiem, czy na takie wydarzenia swoich niewolników ubiera się normalnie, czy w jakiś inny sposób.

- Pasuję ci. Naprawdę ładnie leży. - Podeszła do mnie i obróciła przodem do siebie. - Chociaż krawatu to ty porządnie zawiązać nie potrafisz, co nie? - Rozwiązała mi go, a następnie zrobiła to tak, jak być od początku powinno.
- Niestety taka prawda. Miałem na sobie garnitur tylko parę razy w życiu. Jakoś nie było okazji. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie chcę być z nią w jakiś negatywnych lub wrogich stosunkach, ale także nie życzę sobie, żebyśmy zbytnio się ze sobą przyjaźnili. Wtedy byłem naiwny i głupi. Wierzyłem, że mimo znajdowania się w takiej pozycji wszystko będzie dobrze, a słońce nadal będzie tak szczęśliwie świecić. Jakie żałosne. Nawet próbowałem się jak taki pojeb zabić. Kiedy przypominam sobie swoje reakcje śmieje się w duchu. Wystarczyło to zaakceptować, sprawić że duma zniknęła i od razu wszystko jest w porządku.

Cholera znowu zabolało mnie serce. Czy moje drugie ja długo będzie jeszcze próbować nawet takiej walki? Niech się w końcu przymknie.

- No to ten? - Obróciłem się wokół własnej osi dwa razy. - Powinien być dobry, co nie?
- Wiesz jeszcze nie widziałam, cię w innych. To może teraz ten granatowy, co? - Już myślałem, że da mi spokój, ale jednak nie ma tak lekko.
Kiedy w końcu przymierzyłem już wszelkie możliwe kombinacje butów, garniturów i krawatów i tak zdecydowaliśmy się na ten pierwszy, do tego czarne Oksfordzie buty i granatowy krawat. Wyglądałem elegancko i naprawdę byłem dosyć przystojny w tym wdzianku.

Zszedłem na dół, na korytarz przed główne drzwi równo pięć minut po godzinie osiemnastej, a mój właściciel już na mnie czekał. Tak jak podczas balu wigilijnego, miał na sobie czarny, lecz tym razem nie smoking, ale garnitur z dopasowanym krawatem.
- Wyglądasz świetnie, zresztą jak zawsze. - Skomentował mój wygląd, po czym podał mi ramię, a ja delikatnie się na nim wsparłem.
- Dziękuje Panie, ty również wyglądasz bardzo dobrze. - Odparłem zgodnie z prawdą, a wtedy oboje wyszliśmy na dwór. Owiał mnie zimny, styczniowy wiatr. Śnieg był wszędzie wokoło i nadawał całemu miejscu magiczny wygląd. Zeszliśmy schodami w dół, a biały puch tak przyjaźnie chrupał pod naszymi stopami. Było naprawdę zimno, dlatego wtuliłem się bardziej w Shinjiego.

Chwilę później znajdowaliśmy się już obok siebie w ciepłej limuzynie, a obraz za oknami zaczął się zmieniać. To już końcówka stycznia? Naprawdę ten czas tak szybko biegnie, że prawie nie zauważyłem. Dopiero, co była jesień, potem ukochane przeze mnie święta, a teraz już mamy po nowym roku. Nawet go nie obchodziłem. Trochę za dużo się działo, żebym zerknął w kalendarz.
- O czym myślisz? - Zapytał mnie i nakierował mój podbródek tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- O niczym takim Panie. Po prostu zdziwiło mnie jak szybko ulatuje mi teraz czas.
- Naprawdę? - Zaśmiał się ciepło, a ja ponownie skierowałem wzrok na okno, a raczej na to, co za nim. - Denerwujesz się? - Ponownie na niego spojrzałem i uśmiechnąłem się.
- Nie, Panie. - Po tych słowach auto stanęło. Czas na nowe życie.

























Jestem!
Po pierwsze: Wielkie podziękowania dla Damiana, on mi to poprawił przez Skype rozumiecie? ;-; Boże jaką ja mam kochaną bete, no najlepsza na świecie <3 <3
Po drugie: Smucę się taką małą ilością komentarzy. Może to dlatego, że jakiś czas nie dotrzymywałam słowa? Albo, że nie podoba wam się to co pisze? Sama już nie wiem...
Po trzecie: Czy mój blog się zmienił? Jak myślicie? Ja osobiście uważam, że tak i to bardzo. Kiedy teraz czytam początkowe rozdziały to jestem zażenowana ich poziomem poprawności oraz samą treścią. Teraz jednak wydaje mi się, że jest o niebo lepiej. A wy co sądzicie? Piszcie jestem gotowana na każdą ocenę!
Po czwarte: Pamiętajcie, że każdy nawet skromny komentarz to dla mnie wielka motywacja, a wtedy szybciej pisze! Liczę, więc że zostaniecie ze mną i zaczniecie komentować jeszcze więcej.
Tyle ode mnie, do następnego ^^
Nana