wtorek, 29 grudnia 2015

W chaosie myśli


Siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Obaj patrzyliśmy się w dal. Za oknem płatki śniegu znowu nabrały tempa i z zapałem oblepiały białą smugą cały świat. Nie wiedziałem, czy koło mnie siedzi już Shinji, czy może nadal jest to Colin. Chociaż zdecydowanie wolałbym w obecnej chwili mieć do czynienia z tym pierwszym osobnikiem i to nie dlatego, że się boję… Znaczy to też wchodzi w grę, ale po prostu teraz cały czas jawi mi się przed oczami ten jego zbolały, pełen żalu i rozpaczy wzrok, którym prosił mnie o pomoc?

Przegnałem szybko te myśli ze swojej głowy i ponownie zacząłem przypominać sobie dzisiejszy wieczór i to co się wydarzyło. Szczerze powiedziawszy czułem się podle. Poniżony i obdarty z resztek własnej godności. Mimo to nie o tym chciałem porozmyślać. Nie chciałem już dłużej użalać się nad swoim marnym losem. Bardziej interesowała mnie w tej chwili rozmowa Colina i Novah dotycząca tej całej grupy Chang i firmy tego mężczyzny zwanego Hatorim Toranosuke. Pewnie ten ktoś nieźle zalazł mojemu Panu za skórę. Chociaż to w sumie mnie nie dotyczy, to prywatne sprawy Pana, a ja jestem tylko pomocą w dotarciu Shinjiego/Colina do celu jakim jest obalenie tronu tego całego faceta. Chociaż przyznać muszę, że ciekawski to ja byłem po prostu ze zwykłej, ludzkiej natury.

Fakt to kompletnie nie moja liga i nie moja sprawa co się dzieję teraz w półświatku tokijskim, bo chyba tak mogę nazywać ,,świat’’ do którego od niedawna należę. Jednak jeśli to ma coś wspólnego z moim tyłkiem i to w sposób niezwykle dosłowny, to wypadałoby co nieco wiedzieć o tej całej sytuacji. Na razie wiem jedno, Pan szuka sojuszników w walce z firmą tego całego Toranosuke i Chang i  najwyraźniej znalazł już Novah’a (nie wiem czy tak to się odmienia ;-;). Nie będę oczywiście się w to całe gówno wtrącał, tylko zbadam dyskretnie sprawę i może akurat znajdę jakąś szansę wśród tej dziwacznej sytuacji i odzyskam swoją wolność?

Jakąś nadzieja we mnie jeszcze na to pozostała i od dzisiejszej rozmowy zapłonęła na nowo wewnątrz mnie i nie, ona wcale nie jest naiwna. Nadal oczywiście będę posłuszną i wierną mojemu Panu dziwką, ale dobra prostytutka potrafi także często być niezłym szpiegiem. Może niektórzy z moich klientów, na tą myśl zebrało mi się na wymioty, ale szybko to przełknął. Może oni coś będą wiedzieć, więcej o tym ogromny i jakże obcym dla mnie świecie… Spróbować zawszę mogę.

Skoro już wylądowałem w tej chorej sytuacji mogą ją jakoś wykorzystać na swoją korzyść. No cóż… Życie często uczy nas radzenia sobie z takimi rzeczami, w sumie nie mam zbyt wielkiego wyboru, bo do grobu się jeszcze nie wybieram. Teraz na samą myśl, co kiedyś chciałem zrobić przyprawia mnie o zawroty głowy, a no i to jak byłem naiwny także. Naprawdę sądziłem, że znaczę dla niego coś więcej, jakże głupi byłem.
-Nad czym tak ciągle rozmyślasz.- Czyli to nadal Colin? Momentalnie ponownie ujrzałem  tą scenę sprzed hotelu. Cholera nie może mi być żal skurwiela, który traktuje mnie jak zwykłą rzecz i własność prywatną!
- O niczym ważnym, Panie. Jestem zmęczony, odpoczywam.- skłamałem gładko, po czym delikatnie przymknąłem oczy i odwróciłem się w jego stronę. Otworzyłem powoli oczy i napotkałem się z jego pełnym obojętności i idealnie maskującym wszystkie ludzkie uczucia spojrzeniem, pod wpływem którego zadrżałem.
-Novah aż tak cię wykończył?- zaśmiał się cicho, po czym uśmiechnął sztucznie, więc ja też wyszczerzyłem do niego w ten sposób ząbki.- Aż tak ci wesoło, to może ja też skorzystam z twojego dobrego humorku.- Przysunął się do mnie nieznacznie, a ja nadal mając przysłowiowego banana na twarzy także przylgnąłem do niego. Co ja do cholery wyprawiam? Czy to na pewno mądre, aż tak z nim igrać? Z Colinem?
-Czemu miałbym być smutny Panie, przecież dobrze ci się przysłużyłem.- Co do drugiej części jego wypowiedzi, nawet nie zamierzałem o tym wspomnieć, ani o tym dlaczego się do niego przymilał, jakbym grzecznie prosił się o dodatkową dawkę adrenaliny… Po prostu sprawdzam na ile mogę się przysunąć w tej całej grze, będąc od początku na straconej pozycji.
-Wiesz ostatnio bardzo się przejmowałem tym, że będzie cię pieprzył ktoś inny niż ja. Nawet mi się wtedy postawiłeś, co jak sam przyznasz do najrozsądniejszego posunięcia  nie należało. Teraz jesteś taki potulny, a jednak nie boisz się tak bawić?- mruknął mi na ucho i skubnął je dziwnie delikatnie jak na niego. Po czym zaczął błądzić ręką po moim torsie, wcześniej dostając się pod mój garnitur i koszulę i jeszcze płaszcz. Kiedy ja to ominąłem?! Może kiedy on zaczął mnie tak przyjemnie i czule całować? Chwilka, jak?!
Jęknąłem cichutko w jego usta i odwzajemniłem pocałunek. Było mi naprawdę dobrze, więc nie zamierzałem się tego pozbywać. Nawet jeśli to gnój, teraz sprawia mi  niebywałą przyjemność, a ktoś taki jak ja powinien się cieszyć kiedy ktoś traktuję go chociaż odrobinę ludzko prawda? W końcu odczepił się ode mnie i usiadł z powrotem na swoim miejscu, zmierzwił mi włosy i uśmiechnął nieznacznie.

-Podobało ci się? Tylko się nie przyzwyczajaj.- prychnąłem cicho na tą wypowiedź i szybko doprowadziłem się do jako, takiego porządku przy okazji uspokajając swój oddech.
-Nie martw się, już nie żyje w krainie marzeń.- Naprawdę kiedyś byłem głupi wierząc, że będąc w niewoli może mnie spotkać coś dobrego. Na początku wmawiałem sobie, że mam przecież Misę, która mnie wesprze, teraz jest tylko denerwującą osobą przewijającą się w mojej rzeczywistości. Tak samo uwierzyłem, że ten dom, może bym MOIM domem, podarowany ogród, MOIM ogrodem. Naiwnie.
-Poza tym wracając, teraz już mi się nie postawisz prawda?
-Czasami muszę Panie, inaczej znudziłbym cię.- Uśmiechnąłem się znacząco, na co mu też zalśniły oczy w ten drapieżny sposób, który swoją drogą w jakiś naprawdę chory sposób mi się podobał.- Ale nie jestem już głupi, będę ci posłuszny.- mówiąc cały czas patrzyłem mu w oczy. Wiedziałem, że lubi mieć kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą. Dzięki temu potrafi speszyć innych, a na dodatek przejrzeć ich myśli i właśnie dopiero teraz uświadomiłem sobie, dlaczego zawsze chciał żebym na niego patrzył. W końcu jest nawet takie powiedzenie, że oczy to zwierciadła duszy, czy coś podobnego.
Jednak patrząc prostą w tą zieleń znowu ten nieznośny obraz jego zmęczonych oczu, pojawił się w mojej głowie. Wypad!
-Lepiej dla ciebie Yuki. Nie będziesz musiał przechodzić przez dodatkowe, zbędne kary.- Po tych słowach odwrócił się w stronę okna, więc i ja zrobiłem to samo. Na tym zakończyliśmy naszą konwersację i do końca podróży żaden z nas nie wypowiedział już ani słowa więcej.
W końcu dojechaliśmy do tego miejsca, którego kiedyś nazywałem SWOIM domem. Jeszcze całkiem niedawno tak czyniłem, co w tym momencie wydawało się naprawdę przerażające.

Wysiedliśmy, a śnieg wokoło nas zatańczył chwilę i uspokoił się odrobinkę, teraz wolno i spokojnie opadając na ziemię, gdzie zmieniał się w wodę, która wyparowywała. Jakże irracjonalne, że te płatki wirujące wszędzie wydawały się być tak teraz bliskie memu sercu. Takie kruche i delikatne, mogą zostać unicestwione przez jedną trywialną rzecz. Właśnie tak się czułem obecnie, byłem naprawdę słaby i nic nie mogłem na to poradzić. Dosłownie nic. To było najbardziej frustrujące.
Pan wziął mnie pod rękę i szliśmy do drzwi wejściowych ramię w ramię. Jego oddech był nadzwyczaj spokojny, a mi przed oczami ponownie mignął obraz sprzed hotelu, szybko się go jednak pozbyłem i przykleiłem na twarz sztuczny uśmiech.

W holu rozebraliśmy się i jak najszybciej udaliśmy do łazienki. Colin nic nie musiał mówić, bez skrępowania… No dobra, byłem cholernie zawstydzona, ale udawałem perfekcyjnego niewolnika, który nie wstydzi się swego ciała przed własnym Panem. A, więc rozebrałem się, cały czas patrząc mu prosto w oczy, a następnie zanurzyłem się powoli w gorącej wodzie. Zamruczałem cicho, po zetknięciu się z tą falą ogarniającego moje zmęczone ciało ciepła. Niezmienne pozostało, że nadal uwielbiałem długie, relaksujące kąpiele. Colin nie wypowiedział ani słowa, ani też nie powstrzymywał mnie, więc najwyraźniej wszystko zrobiłem jak należy.
-Patrz.- powiedział tylko i sam zaczął zdejmować z siebie wszystkie warstwy ubrań odsłaniając się przede mną całkowicie. Jego oczy cały czas błyszczały niebezpiecznie, a on sam uśmiechał się w idealny dla siebie, kpiący ze mnie sposób. Ja natomiast siedziałem w wannie i rumieniłem się jak idiota. Następnie on jakby nigdy nic machnął na mnie ręką i usiadł tuż za mną, odchylając się do tyłu. Spiąłem się i siedziałem teraz jak na igłach, obawiając się co on takiego kombinuje. 
Na moje wielkie szczęście mój właściciel już niczego niezwykłego dla mnie nie planował. Po prostu powoli, wręcz leniwie mył całe moje ciało, a mi powiem szczerze był dosyć przyjemnie. Oczywiście próbowałem się w pełni wyluzować, ale nie pomagał fakt, że za mną siedział nie kto inny jak facet który zgwałcił mnie. Dwukrotnie! Całość odbyła się bez choćby jednego słowa, ale chyba obaj czuliśmy, że jest to pożądane. Ta cisza była wręcz jak ukojenie dla mojej duszy.

Kiedy skończyliśmy Colin osuszył mnie ręcznikiem i kazał iść do siebie. Grzecznie, więc wyszedłem z łazienki i rzuciłem się na łóżko zmęczony całym dzisiejszym wieczorem. Od natłoku informacji, domysłów i przeżyć oraz przypieczętowania losu jako dziwka, rozbolała mnie głowa, więc przewróciłem się na plecy i cicho westchnąłem.
-Zmęczony?- Nadal Colin. Chwała Bogu. Nie mam teraz ochoty na rozgadanego i rozweselonego Shinjiego. Wolę Colina. Tak, przyznaję momentami naprawdę odpowiadało mi bardziej towarzystwo osoby która mnie skrzywdziła, niż tej która ukrywała przede mną rzeczywistość i ostatecznie oszukała. Może Colin był naprawdę skurwysynem i w ogóle nie potrafiłem go zrozumieć, ale przynajmniej był całkowicie szczery co do mojej pozycji w tym wszystkim. Natomiast Shinji na początku, on namieszał.
Bardzo. Od tych nie przyjemnych myśli aż mnie bardziej głowa zabolała.
-Trochę boli mnie głowa Panie, ale to nic takiego. Dziś tyle się wydarzyło…- mruknąłem zgodnie z prawdą i odwróciłem się w jego stronę. Wycierał właśnie włosy ręcznikiem. Stał tam tylko w spodniach od piżamy, a ja pomyślałem, że naprawdę jest przystojny. Za co momentalnie strzeliłem sobie mentalnego policzka.
-Zrozumiałe, po tym wszystkim.- Położył ręcznik na grzejniku i powędrował do mnie, wsunął się pod kołdrę i poklepał miejsce obok siebie.
-Spisz dzisiaj ze mną Panie?- zapytałem szczerze zdziwiony. Miałem nadzieję, że weźmiemy razem tylko kąpiel, a potem pójdzie sobie spać do siebie. Przecież przy nim nie czuję się bezpieczny, więc na pewno nie zasnę, a jestem naprawdę zmęczony. Wydaje mi się, czy on robi to specjalnie?
-A co zabronisz mi?- Chytry uśmieszek ponownie wpełzł na jego twarz, a on ponaglająco pomachał do mnie ręką. Dźwignąłem się i usiadłem w nogach łóżka, dopiero teraz orientując się, że mam na sobie nadal tylko przewiązany na biodrach ręcznik. Spaliłem buraka i szybko pobiegłem do łazienki. Tam ubrałem się i wróciłem, na co mój Pan parsknął cicho.- Wiesz mogłeś się już nie fatygować.- powiedział zawadiacko i ziewnął.- Idziesz w końcu?- Podniósł jedną brew do góry i przymknął oczy.

Szybki krokiem podszedłem do łóżka po drodze gasząc też światło, po czym położyłem się w końcu obok tego psychopaty. Moje serce momentalnie zaczęło bić mocniej ze strachu. Odwróciłem się, więc plecami do niego i zamknąłem oczy. Zapanowała cisza. Mogło już tak błogo zostać, a ja zapewne padł bym nawet w jego obecności z wycieńczenia, ale…
-Panie, spotkam się jeszcze z Novah prawda?- Tak mnie nurtowało to pytanie, że zapewne i tak bym nie usnął bez odpowiedzi. Wolałem znać dalsze plany co do mojego losu.
-Aż tak ci zawrócił w głowie.- prychnął cicho niezadowolony. Na te słowa lekko się zarumieniłem i odwróciłem w jego stronę. Jakby dalej mówił do niego odwrócony plecami, to pewnie nieźle by mi się dostało. Pieprzony maniak zasad.- Ale jeśli tak to twoje szczęście, bo będzie on twoim stałym klientem.- Mimo, że nic nie widziałem, to miałem świadomość, że teraz zapewne chamsko uśmiechał się w moją stronę. Aż miałem ochotę mu odpyskować, ale teraźniejszy ja za bardzo się bał.
-Nie było z nim źle i był delikatny, Panie.- Mój rumieniec pogłębił się co wyraźnie odczułem, na szczęście jednak noc doskonale zakrywa zawstydzenie i chwała jej za to.
-Skoro tak to się ciesz. To wszystko, czy jeszcze coś cię męczy?- Był lekko zdenerwowany, co mogłem bez problemu wyczuć w jego ociekającym sarkazmie głosie.
-Dlaczego to właśnie on będzie moim stałym klientem?- Tak to też musiałem wiedzieć. Nie wiem dlaczego, ale coś czułem, że jeśli pociągnę go teraz za język, kiedy jest śpiący i zmęczony, to czegoś się w końcu o nim dowiem! Chodzi o konkrety, a nie domysły o jego życiu prywatnym.

-Ja i Novah znamy się od szkolnych lat. Teraz przejmuje firmę po ojcu, więc zwiąże ją z moją i w końcu wypierdolimy z rynku tego staruszka i Chang.- zamruczał zadowolony i delikatnie zaczął pieścić mój bok. Nawet nie zauważyłem kiedy zbliżył się do mnie. Robiło się niebezpiecznie.                     Ostrożnie, więc odsunąłem się od niego, ale zostałem mało delikatny sposób z powrotem przysunięty bliżej niego. Przełknąłem głośno ślinę, teraz to ja na pewno nie zasnę.
-A czemu tak bardzo chcesz ich zniszczyć Panie?- Za późno ugryzłem się w język. Brawo Yuki, ale go podszedłeś bystrzaku. Ja jednak muszę być jakimś popierdolonym masochistą bez mózgu. Sam sobie właśnie przyszykowałem karę.
-Ciekawość chyba nigdy cię nie opuści, prawda?- Był tak blisko, że mówiąc owiał ciepłym oddechem moją twarz. Sapnąłem zaskoczony, jednak przybliżyłem się. Może dzięki temu zapomni o moim jakże idiotycznym tonie głosu, gdy wypowiadałem pytanie.- Mógłbym ci w sumie to powiedzieć, ale doprawdy nie mam pojęcia po co ci ta wiedza.- Pocałował mnie krótko, gryząc moją dolną wargę do krwi. Jęknąłem cicho zaskoczony, ale nadal leżałem dokładnie w tym samym miejscu.
Miał całkowitą rację, moja chora ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, który aż krzyczał, żeby wiać jak najdalej od Colina.
-Chcę wiedzieć, bo to jednak też mnie jakoś dotyczy Panie.- Jakże marne wytłumaczenie, ale naprawdę innego nie znalazłem, no i było najbliższe prawdy.
-Nawet się nie postarałeś.- W jego głosie słyszałem pewnego rodzaju zawód.- Ale nie szkodzi trochę ci wyjaśnię, ponieważ dobrze się dziś spisałeś.- Właśnie w tej chwili pomyślałem, że bycie dobrą dziwką popłaca. Ponownie, więc mentalnie przyłożyłem sobie w twarz z całej siły. Potem skupiłem się już tylko na słuchaniu.-  Sprawa jest prosta, dziadek Toranosuke i chińska mafia zwana Chang od ponad czterech lat kontrolują rynek tokijski i mają wszystkie duże korporacje w garści. Wszyscy są praktycznie ich niewolnikami. Chociaż spełniając inna role niż ty.- W tym momencie zrobił wymowną przerwę.- Ja jednak nie zamierzam do nich należeć kiedy już wejdę na sam szczyt, nie będę się jeszcze pod kimś płaszczyć. To ja będę rządził Tokio, a nie te żałosne robaki.- Uśmiechnął się w naprawdę przerażający sposób i spojrzał na mnie w dziwny sposób. Znaczy dziwniejszy niż zwykle.
-To wszystko Panie?- Nie mogłem uwierzyć. Musiało się kryć za tym coś jeszcze, bo zawsze kiedy wymawiał imię tego Toranosuke to tak jakby je wypluwał z obrzydzeniem ze swoich ust, jak coś naprawdę niesmacznego, wprost napawającego odrazą.
- No i jeszcze można dodać, że Hatori, to bydlak, który zniszczył wszystko w moim życiu.- Uśmiechnął się w wymuszony sposób, a mnie zabrakło odwagi by coś powiedzieć. Cisza między nami trwała i trwała, nalegając i gęstniejąc atmosferę. Pan natomiast patrzył bezwiednie w przestrzeń, skupiony i zamyślony jak nigdy wcześniej.  Jego oczy ponownie nabrały podobnego wyrazu jak przed hotelem.
 -Panie, czy wszystko w porządku?- Odważyłem w końcu otworzyć usta i sprawić by te słowa z nich wypłynęły. Cisza natychmiast się zakończył. Oczy mojego właściciela spojrzały na mnie i znowu znajdował się w nich jedynie chłód i obojętność.

-Cholera, kolejny raz…- Popatrzył na mnie, a ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie, no bo co innego mogłem zrobić?- Trochę się zamyśliłem, zapomniałem, że jesteś obok.- zaśmiał się w sztuczny sposób i lekko zmierzwił mi włosy.- Dziwne nieprawdaż?- A coś u ciebie nie jest dziwne? Chciałem kąśliwie zapytać, ale na szczęście nowy zmysł idealnego niewolnika powstrzymał mnie w ostatniej chwili.- Powiedziałem odrobinkę za wiele, zapomnij…- mruknął, przytulił mnie do swojej szerokiej piersi i zasnął momentalnie.
Dopiero wtedy zobaczyłem, że lekko się trząsł. Tylko przez chwilkę, ale i tak udało mi się to wychwycić. On naprawdę mocno to przeżywał. Kim był ten Hatori Toranosuke i czym tak mocno podpadł mojemu Panu, że ten miał ochotę zamordować go gołymi rękami?! Tego naprawdę byłem cholernie ciekawy. Pierwszy raz widziałem Colina/Shinjiego w takim stanie. Nie byłem już nawet pewny który z nich potem ukazał się moim oczom. Czy ten człowiek patrzący, tym zbolałym wzrokiem w przestrzeń mogłem nazwać Colinem? A może to był już Shinji i właśnie to on mnie przed chwilą przytulił?

 Jedno jednak wiedziałem teraz na pewno. To wszystko jest niebezpieczne i definitywnie chodzi tu o zemstę za dawne krzywdy wyrządzone mojemu Panu. Ciekawe, czy to przez nie Colin ma taki wzrok… Ujrzałem te sceny. Obie naraz. Jego wzrok. Niemą prośbę o pomoc. Wołanie bez wypowiadania słów. Momentalnie złapałem się za klatkę piersiową. Moje serce tak boleśnie się ścisnęło, że z kącików oczy poleciały mi łzy.
Po chwili wszystko minęło. Wytarłem łzy, niechętnie, a jednak potrzebując ludzkiego ciepła wtuliłem się w osobę leżącą przede mną i po prostu odpłynąłem do krainy Morfeusza mając nadzieję, że nigdy więcej nie będę współczuł Colinowi/Shinjiemu, ponieważ to oznacza, że uczucie sprzed balu wigilijnego nadal częściowo we mnie pozostały. Jeśli tak, to naprawdę jestem masochistą.























Ten rozdział nie jest betowany ze względu na problemy techniczne.
Dlatego za wszystkie błędy z góry przepraszam, nie jestem po prostu mistrzem ortografii...
No nic komentujcie, bo ostatnio jakoś mniej tego jest co mnie smuci i czekajcie na kolejne rozdział!
Do następnego
Nana ^^


sobota, 5 grudnia 2015

Sam w obcym świecie


Leżałem już od ponad dziesięciu minut na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Novah wyszedł jakiś czas wcześniej z łazienki, po czym nałożył na siebie ciuchy, delikatnie pocałował mnie z udawaną czułością w czoło, a następnie wyszedł, dziękując mi. Od tamtej chwili nie poruszyłem się nawet o milimetr. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że cicho łkałem.                             

Ciekawe, czy kolejne razy z innymi mężczyznami będą lepsze, czy może poczuję się jeszcze bardziej poniżony i bezradny niż w tej chwili, o ile w ogóle jest to możliwe.

Teraz pewnie rozmawiają o interesach związanych z firmą Shinjiego. Jej rozwój, przyszłość. Kto wie, może nawet dzięki mojej pomocy i poświęceniu ich przedsiębiorstwa nawiążą bliską współpracę, albo połączą się? Jakże mnie radość by roznosiła z tego powodu, że przysłużyłem się mojemu ukochanemu Panu!

Podniosłem się w końcu do siadu i cicho stęknąłem z bólu. Nie było źle, tylko już na końcu blondyn lekko przesadził. Brał mnie już potem bez opamiętania i naprawdę mocno, więc trochę tyłek mnie jednak bolał. Dałem mimo to radę samodzielnie dojść do łazienki i wejść do kabiny prysznicowej. Ciepła i przyjemna woda powoli rozgrzewała moje ciało oraz sprawiała, że coraz mocniej docierał do mnie fakt tego, co się stało. Po moich policzkach kolejny już raz popłynęły słone łzy. Przełknąłem gulę stojącą mi w gardle i westchnąłem. Godność ludzka, której pozbyłem się dzisiejszego wieczoru, niecałą godzinę temu zmywana była właśnie w tej chwili razem z brudem z mojego ciała.

Wyszedłem spod prysznica i opatuliłem się w gruby, biały i puchowy ręcznik. Brudna szmata, brudna szmata. Te słowa cały czas grzmiały mi w głowie i przyprawiały o niesamowity ból głowy. Wiem to, wiem to, wiem to! I co z tego? Żeby ocalić życie i uchronić się przed różnymi torturami Colina stałem się zwykłą dziwką oddającą swoje ciało obcemu mężczyźnie! Nie uciekam od tego, nie uciekam, bo nie mogę, nie mam jak… Muszę przyjąć tą rzeczywistość i egzystować dalej, chociaż to będzie nędzne życie. Jednak zrobię wszystko dla wolności, wszystko.

Skończyłem się szykować po niecałej godzinie, następnie przykleiłem sobie do twarzy sztuczny uśmiech i wyszedłem na korytarz. Szedłem swobodnie pewnym krokiem, aż do głównej Sali. Nikt specjalnie nie zwrócił na mnie uwagi, dlatego szybko powędrowałem w jej prawy róg i wzrokiem zacząłem szybko szukać mojego Pana i blondyna. Przy okazji zauważyłem, że trochę ludzi ubyło, a same światło zostało nieznacznie przyciemnione, co nadało całej atmosferze tajemniczości. W końcu przeglądając się wszystkim obecnym zauważyłem ich przy bufecie, rozmawiali ściszonymi głosami.

Nieśmiało, wolnym krokiem podszedłem do nich i chicho zakaszlałem. Shinji obrócił się i delikatnie do mnie uśmiechnął, po czym przygarnął do siebie i rozejrzał po całym pomieszczeniu.

- Może przejdziemy gdzieś indziej, w bardziej prywatne miejsce? - Wyjął złoty, mały kluczyk z kieszeni swoich spodni i uśmiechnął się do Novaha.

- Jestem za. Tutaj mamy zbyt dużo chętnych, ale zbędnych słuchaczy - mruknął blondyn i ruszył przodem z powrotem w stronę pokojów.

Od momentu mojego przybycia ani na sekundę na mnie nie zerknął, co było mi w sumie na rękę, bo czułem się jakiś taki skrępowany całą zaistniała sytuacją. Dopiero po chwili przeanalizowałem wszystko i spiąłem się momentalnie. Szliśmy stronę, z której niedawno przyszedłem. Czyżby tego dnia miało mnie spotkać więcej łóżkowych przygód?

Przed sobą udawałem pewnego siebie i rozbawionego tą sytuacją, ale w duchu drżałem, błagając żeby to nie było związane ze mną. Przecież już dzisiaj wypełniłem swoją rolę.

Szliśmy w ciszy. Novah pierwszy, a ja razem z moim właścicielem tuż za nim. Dotarliśmy w końcu na czwarte piętro i stanęliśmy przed drzwiami z wymalowaną, złotą dwójką. Zapewne było to piętro z apartamentami, dlatego poczułem się w tym miejscu jeszcze bardziej obco niż wcześniej. Sam hotel już sprawiał, że czułem się zduszony przez tą całą elegancję i luksusowość tego miejsca. Teraz jednak naprawdę zdałem sobie sprawę z tego, na czym polega prawdziwy podział klas i różnica między mną, a nimi.

Shinji włożył klucz do dziurki i przekręcił go w prawo, a następnie otworzył drzwi. Przepuścił przed sobą blondyna i mnie, po czym sam wszedł do apartamentu i zamknął drzwi. Novah swobodnie podszedł do mini-baru i zaczął przygotowywać sobie drinka. Zaraz dołączył do niego także mój Pan, a ja nadal stałem w progu nie wiedząc za bardzo, co ze sobą w całej tej sytuacji zrobić.

-Siadasz, czy wolisz tam stać jak idiota? - Od razu zatrząsłem się od tonu głosu Colina. Nawet nie zauważyłem kiedy Shinji ,,zmienił się’’ w tego sadystycznego dupka. Najwyraźniej Novah albo na to nie zwrócił specjalnie uwagi, albo znał prawdę o podwójnej twarzy mojego ukochanego właściciela.

- Już siadam, Panie.

Wszedłem głębiej i od razu zwróciłem swoje kroki do największego pokoju, jakim był salon z wielką sofą, pianinem stojącym w rogu, ogromnym telewizorem i dwoma fotelami, w których z drinkami w rękach usiedli Colin z jednej strony małego stołu kawowego, a Novah z drugiej. Ja zaś pozwoliłem sobie zająć miejsce na tej ogromnej, błękitnej sofie.

Pomieszczenie było w odcieniach błękitu połączonego z jasnym drewnem przebijającym się w niektórych elementach dekoracyjnych. Mimo swojego nowoczesnego wyglądu, był to ,,ciepły’’ pokój i naprawdę można się w nim było odprężyć. Oczywiście obaj mężczyźni właśnie to w tej chwili robili pijąc w kompletnej ciszy swoje napoje i przeszywając wzrokiem siebie nawzajem.

- Naprawdę tego chcesz? Konkurować z Chang? - Dopiero te słowa przerwały narastającą ciszę oraz gęstniejącą atmosferę. Wstrzymałem oddech słysząc znaną mi nazwę. To o tej organizacji ostatnio przyszedł powiadomić mojego właściciela, Kengo, kiedy Colin zaczynał moją tresurę. Pan wydał mi się wtedy bardzo zadowolony wiadomością o ich ruchu, cokolwiek to miało oznaczać, jednak teraz jego oczy błyszczały w ten niebezpieczny, ale również niezwykły i przerażający sposób. Aż całe moje ciało pokryło się ciarkami i delikatnie zadrżało.

- Marzę o tym i każdy, kto się liczy i zna całą sytuację dobrze o tym wie, a ty się do tych osób jak najbardziej zaliczasz. Nie udawaj, więc głupiego tylko daj mi odpowiedź. - Odrzekł po chwili zastanowienia Colin, a blondyn spojrzał na niego podejrzliwie. Ciekawe, czym była ta organizacja, o ile to w ogóle była jakaś organizacja, bo przecież to tylko moje małe przypuszczenia. Na pewno jednak liczyła się w świecie bogaczy skoro mój właściciel tak się nią martwił, że aż postanowił zwrócić się o pomoc do kogoś innego. Jedno już o nim wiedziałem, nienawidził prosić o coś innych ludzi. To typ samodzielnego człowieka.

-Ja też ich nie lubię, więc z chęcią pomogę ci się ich pozbyć. Już za długo oni i Station rządzą sobie w spokoju w naszym ukochanym Tokio - upił porządny łyk i odstawił pustą szklankę na stole, po czym oparł się wygodnie.- Tylko, dlaczego ja? Co prawda mój ojciec ma pokaźną i dobrze prosperującą firmę, ale ja jeszcze jej nie przejąłem.

-Może tak, ale niedługo to nastąpi - uśmiechnął się Colin i kontynuował swoją dokładnie wyuczoną i przygotowaną przemowę.- Ty zaś będziesz chciał zapewne trochę ją jeszcze rozwinąć, znam cię nie od dziś Novah. Jesteś jak ja, pragniesz wpływów i władzy, dlatego czas pozbyć się starego Toranosuke, czyż nie? Skoro, więc mamy tego samego wroga to połączmy Corporation Gold, razem z moją firmą - skończył swoje przemówienie, po czym dopił swój alkohol i także odłożył swoją szklankę na stół. Następnie skierował wzrok na blondyna. Ja natomiast cały czas w skupieniu próbowałem zrozumieć wszystko, o czym mówili, niestety za mało jeszcze wtedy wiedziałem, żeby się w tym połapać.

-Umiesz mówić zawsze to, co chcę się usłyszeć, co nie? To taki twój talent Shinji- wyszeptał Novah i spuścił głowę. Nazwał go Shinji, a nie Colin. Czyli, że nie wiedział? A może nie kazał tak do siebie mówić innym, tylko swoim niewolnikom? Ciekawe, że nikt się nie zorientował. Może myśleli, że Shinji, kiedy przechodzi do interesów zmienia twarz, ale nie całą osobowość? Naprawdę byłem tego cholernie ciekawy. Jeśli tylko ja wiedziałem i nieliczni jego służący to poczułbym się w jakiś głupi i chory sposób wyróżniony i ważny.- W sumie utrzeć nos samemu Hatoriemu Toranosuke. Naprawdę kusząca propozycja. Chyba nawet się dam w to wciągnąć - pokręcił delikatnie głową.- Jak zwykle potrafisz mnie zmanipulować.- Mój Pan uśmiechnął się delikatnie. Następnie wstali i uścisnęli sobie dłoń. Po czym Novah odprowadził nas do drzwi, pożegnał i zostawił samych. 

Dziwiłem się, że poszło tak szybko i łatwo. Znali się, ale żeby tak prosto zawrzeć porozumienie w sprawie jakiejś poważnej afery i obalenia czyiś rządów? Trochę niepokojące, ale przecież ja się na tym kompletnie nie znam.  Zbyt ogromny i niezrozumiały jest dla mnie świat ludzi bogatych. Pełen intryg, spisków, organizacji, firm, wpływowych mniej i bardziej. Bólu głowy można od tego wszystkiego tylko dostać.

 Mimo tych przemyśleń, to cieszyłem się niezmiernie, ponieważ to znaczy, że nie spotkają mnie już żadne fizyczne wysiłki tego wieczoru. To naprawdę wielka ulga. Przynajmniej teraz mogę jakoś uporządkować te wszystkie chaotyczne myśli.

- Gładko poszło - powiedział Pan, po czym wziął mnie pod rękę i już obaj ruszyliśmy do wyjścia. Na całe szczęście, zresztą nie mogłem już znieść przebywania w tym przepychu i bogactwie, a wkoło pełno obcych osób, patrzących na mnie jak na kawałek mięsa do schrupania. Jakoś nie podobały mi się te spojrzenia.

W końcu wyszliśmy z tego ogromnego hotelu. Było już naprawdę późno, chociaż nie mogłem jednoznacznie określić godziny. Zimą tak szybko robi się ciemno i ten mrok trwa tak długo, że naprawdę trudno jest ustalić godzinę w porach wieczornych i porannych.  W powietrzu nadal wirowały płatki śniegu. Było naprawdę pięknie, a do tego nie aż tak mroźno jak się spodziewałem. Puściłem rękę Pana i spojrzałem w górę. 

Uwielbiałem wpatrywać się w nocne niebo. Księżyc nieśmiało wyłonił się zza chmur. Gwiazdy też delikatnie migotały tu i ówdzie. To był naprawdę zapierający dech w piersi obraz.

-Aż tak ci się podoba nocne niebo?- Colin? Tak to na pewno on. Miał trochę inną barwę głosu, chociaż nie wiem jak to do końca możliwe. Zresztą to mutant, po takim nigdy nic nie wiadomo.

-Jest piękne. Bardzo piękne, uwielbiam je obserwować - spojrzałem na niego. On teraz też patrzył w górę, a w oczach migały mu jakieś dziwne… iskierki szczęścia? Uśmiechał się też delikatnie. Czy to na pewno jest ten Colin? A może to Shinji stroi sobie ze mnie żarty…- A tobie? Podoba się?

-Smutne.- Odwróciłem się zaintrygowany na to cicho wypowiedziane słowo. Jakby nieśmiało, bardzo nieśmiało.

-Dlaczego uważasz, że nocne niebo jest smutne?- Przecież było piękne. Wzbudzało zachwyt i podziw oraz coś nieosiągalnego, ale jednak istniejącego. Ja naprawdę nie rozumiem bogaczy.

-Przecież gwiazdy są tak daleko od siebie. Zawsze same, w tym wielkim, czarnym i pustym wszechświecie. Czyż to nie przerażająco smutne? Są takie samotne, tak bardzo cierpią… Są jak my, ludzie. Sami pośrodku mroku otaczającego je świata - wyszeptał cicho cały czas spoglądając na nocne niebo. Ja wpatrywałem się w niego i powoli rozumiałem, chociaż…

-Nie jesteśmy sami. Mamy rodzinę, przyjaciół. Ci, których kochamy zawsze są blisko nas - odpowiedziałem równie cicho jak on. W końcu spojrzał w moje oczy. Nie widziałem w nich pożądania, złości, pewności siebie. Nie było tam nic z aroganckiego, sadystycznego potwora, jakiego znałem. Stał przede mną człowiek samotny. Tak cholernie samotny i cierpiący, że widząc te szkliste oczy zapragnąłemprzytulić go mocno jak tylko umiałem. Staliśmy zaledwie parę kroków od siebie, ale dopiero teraz zrozumiałem jak wiele bólu nas dzieli.

Ty przeżywasz ból? Ty zostałeś pozbawiony wszystkiego? Spójrz na niego, przecież to wrak człowieka! Istny obraz samotnika, porzuconego przez wszystkich, którzy byli mu bliscy. Dlaczego? Ten wzrok jest tak bardzo pogrążony w rozpaczy.

-Szczęściarz skoro nadal myślisz, że nie jesteś w świecie całkiem sam. Naprawdę ci zazdroszczę tej wiary - odetchnął głośno, po czym skierował swoje kroki w stronę limuzyny. Spojrzałem ostatni raz w nocne niebo i poczułem na policzkach łzy.

Dlaczego płakałem? Przecież to drań, który zrobił ze mnie niewolnika i dziwkę. Zbezcześcił moje ciało, oberwał mnie z godności, dumy i człowieczeństwa. Pozbawił wszystkiego, co kiedykolwiek miałem. Na końcu oddał mnie innym by wykorzystać w swoich szemranych interesach. Do tego jest niewyżytym maniakiem seksualnym, sadystą uwielbiającym się nade mną znęcać i skurwielem, który zgwałcił mnie dwa razy… Dlaczego, więc teraz płaczę z jego powodu?

Już wiem, ten samotny wzrok. Ta samotna postać. Nie mogłem pozbyć się go z głowy. Nawet, jeśli próbowałem sobie przypomnieć jak jest obrzydliwy i przerażający widziałem tylko słabego, cierpiącego w samotności człowieka. Moje serce mocno zabolało mając ten obraz przed oczami. Tak bardzo bolało, że aż schyliłem się i zacząłem ciężko oddychać.

Jeszcze nie wiedziałem ile mój Pan przeszedł, ani dlaczego zareagowałem tak, a nie inaczej na całą tą
sytuację, ale miałem się dowiedzieć i żałować tego do końca swych dni. 
























Tyle ode mnie na dziś.
Jeszcze jeden rozdział w tym miesiącu się pojawi, a może nawet jakiś One Shot na święta.
Przepraszam za brak rozdziału w listopadzie, ten rozdział jest właśnie za tamten miesiąc. 
 PAMIĘTAJCIE: Komentujcie, bo tym karmicie moją wene!
Betował Damian.
Nana ^^