sobota, 22 lutego 2014

Sens życia


Spojrzałem na swoje odbicie w kawałku lusterka i rzuciłem je w kąt. Usłyszałem trzask, a ono zmieniło się w miliony maleńkich drobin. Powoli tyłem podszedłem do drzwi. Oparłem się o nie i zjechałem w dół.
Co ja właśnie chciałem zrobić? Dlaczego?! 
Drżałem, czułem się ociężały i przytłoczony. Nie potrafiłem normalnie myśleć. Podwinąłem kolana pod brodę, a prawą ręka zaczesywałem swoje włosy. Łzy toczyły się po moim policzkach już od jakiego czasu.
Dopiero teraz poczułem ból i zauważyłem krew na mojej lewej dłoni. No tak! Rozbiłem nią lustro. Pan będzie zły... Właśnie, ktoś mnie wołał, dopiero teraz jego głos do mnie dotarł. Jego przestraszony, spanikowany i zły głos oraz walenie o drzwi. Chciałem odpowiedzieć, ale nie mogłem. Jakby ktoś, albo coś mi nie pozwalało. Zacząłem, więc tylko głośno łkać. 
-Yuki, Yuki!!- wołał. Zatkałem uszy. Odejdź, odejdź! Nie rozumiem, co chciałem zrobić, dlaczego, przez takie głupstwo!? Już nic nie rozumiem. Ani Go, ani Siebie!- Błagam...- przestał krzyczeć i walić o drzwi. Odsłoniłem uszy.- Nie zrobić Ci krzywdy, przyrzekam, więc otwórz.- na drżących nogach podniosłem się i przekręciłem klucz, po czym zrobiłem parę kroków w tył. 

Powolutku drzwi otworzyły się i ukazały mi mojego pana. Zmartwiona twarz i drżące ręce. Zamknąłem oczy. Byłem gotowy na to, że mnie uderzy, zgwałci, albo zrobi jeszcze coś gorszego. Spojrzał na mnie z lekką ulgą, ale i troską w oczach.
-Nic Ci nie jest...- wyszeptał tylko po czym szybkim ruchem wszedł do środka i przyciągnął mnie do siebie. Tulił mnie. Przyjemnie, ciepło. Zacząłem się uspokajać... Nie wiedziałem co myśleć. Jaki on jest naprawdę? Czemu mu tak na mnie zależy? Te myśli krążyły mi po głowie, kiedy tam tak staliśmy, przytulając się do siebie w ciszy... Jakbyśmy rozumieli się bez słów.- Nie strasz mnie tak więcej, okej?- w końcu odezwał się do mnie ciepły głosem i lekko od siebie oddalił. Przykucnął i wytarł moje łzy.- Już dobrze?
-Tak, naprawdę.- wziął moją rękę która bolała już mnie naprawdę mocno. Cała we krwi, wprost zmasakrowana.- Ja, ja przepraszam za lustro i w ogóle za całą tą ucieczkę.- mój głos drżał, a ja cały się trzęsłem. On jednak nic nie powiedział. Wziął mnie na ręce zaniósł do pokoju i delikatnie posadził na łóżku, następnie podszedł do jakiejś szafy i wyciągnął z niej apteczkę. Wyjął z niej parę rzeczy i schował z powrotem.

Już po chwili ból zmalał. Ręka była przemyta i opatrzona. A on robiąc to był taki delikatny... Nie poznawałem go... 
-Naprawdę mi przy...- nie zdążyłem powiedzieć. Zamknął mi usta pocałunkiem. Czułym, delikatnym... Rozchyliłem nieświadomie usta, a on wdarł się do ich środka. Nasze języki tańczyły ze sobą. Tak przyjemnie. Zacząłem odpływać... W końcu jednak odchylił się od moich usteczek. Miałem ciężki oddech, zamglony wzrok i niezłe rumieńce. Byłem poza zasięgiem rzeczywistości. 
-Nie musisz się mnie bać, wybacz nie chciałem Cię w tedy zgwałcić. Naprawdę. Proszę, wszystko będzie jak przedtem, no może nie dokładnie, ale postaram się tylko nie rób tak więcej, okej?- jego szept tuż przy moim uchu rozbudził mnie. On mnie przeprosił?! 
-Dobrze.- tylko tyle zdołałem z siebie wykrztusić. Spojrzałem na niego, a w kącikach oczu znów zbierały mi się łzy. Otarł je i ponownie mnie pocałował. Tym razem mocniej, namiętniej. Odchyliłem głowę do tyłu. 
Nie mogę tak się wszystkim zamartwiać, będę posłuszny i grzeczny, popłynę z prądem... Będzie dobrze! - właśnie to sobie postanowiłem w tamtej chwili. Muszę się znieczulić na wiele rzeczy, w końcu jestem niewolnikiem. Dam radę, przetrwam i będę żyć! Senesem mojego życia stanie się przetrwanie!  

Ten pocałunek był jeszcze głębszy. Przyjemność ogarniała całe moje ciało. Z powrotem mój wzrok zrobił się mglisty, oddech ciężki, a na moich policzkach wystąpiły ogromne rumieńce.
-Pragnę Cię.- zamruczał mi do ucha i delikatnie je przygryzł.- Co ty na to?- jego głos powoli się zmieniał. Teraz był głęboki i władczy. Lubiłem go, kiedy jego głos miał taki brzmienie przyprawiał mnie o dreszcze. 
-Ja, ja... -mój oddech był naprawdę ciężki, tak jak nigdy przedtem.- Zgadzam się.- zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści na jego koszuli. Co innego mogłem zrobić?
-Wspaniale.- oblizał się łapczywie i pchnął mnie na łóżko. Usiadł na moim biodrach. Był zadziwiająco lekki. Zaczął kołysać delikatnie biodrami, a z moich ust zaczęły wydobywać się ciche jęki. Potem będę żałować lub nie, teraz podam się przyjemności!- Jesteś taki piękny.- najpierw rozpiął swoją koszulę i rzucił ją na podłogę, a następnie zabrał się za moją. Po chwili obaj byliśmy pozbawianie górnej części naszego ubrania.- Idealny.- mruknął cichutko pod nosem i ponownie złączył nasze usta w pocałunku. Powoli zacząłem go odwzajemniać, a on mruczał z zadowolenia. Następnie zszedł niżej na moją szyję. Robił na niej zawiłe wzorki i malinki, ciągle schodząc w dół. W końcu zatrzymał się na wysokości mojego sutka i zaczął go ssać. Myślałem, że on pragnie mnie wykończyć w tej przyjemności! W ogóle nie kontrolowałem swojego głosu. Już wprost krzyczałem z przyjemności, a był to dopiero początek naszej ,,zabawy''. W moich bokserkach zrobiło się już naprawdę ciasno. Do tego on cały czas poruszał lekko biodrami i patrzył wprost na mnie z perfidnym uśmiechem na ustach.  

-Co jest?- nagle przestał cokolwiek robić. Zawisł nade mną patrzą prosto w moje zamglone oczy.- Yuki, czego chcesz?- czułem jego ciepły oddech na swojej skórze, tuż przy uchu. Już nie mogłem. Miałem go o to błagać?
-Proszę...- wyszeptałem.
-O co, kotek?- spojrzał na mnie, a na jego twarzy wciąż gościł ten chytry i zarazem wredny uśmieszek.- Powiedz, a to zrobię z największą chęcią.- oblizał się łapczywie. Nie myślałem logicznie, liczyła się tylko przyjemność, to ona była sensem mojego życia w tamtej chwili.
-Przestań się bawić i zrób to, panie- nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałem. Miałem jednak nadzieje, że warto.
-Oczywiście, co tylko chcesz kotku.- polizał moje usta, a następnie za jednym ruchem zdjął ze mnie spodnie i bokserki.- Hmmm...- mruknął cicho i położył rękę na moim mocno pobudzonym członku.- Widać, że ktoś tutaj domaga się uwagi.- jęknąłem. Byłem blisko, żeby nie dojść tylko temu, że wziął go do ręki.- O nie kotek, nie dojdziemy tak szybko.- zaczął powoli i leniwie przejeżdżać ręką w górę i  w dół.
-Ach tak!! Tak dobrze, panie.- wprost krzyczałem.- Więcej, proszę!- więcej i więcej...
-Dobrze dostaniesz.- przyspieszył, aż w końcu zbliżył głowę do niego i delikatnie trącił go językiem. Następna fala przyjemności przeszłą moje ciało.
-Hmm...- podniósł się i zbliżył do mojej twarzy.- Co to? Jesteś aż tak podniecony?- widać, że sprawiało mu wielką frajdę takie powolne męczenie mnie. Ja tymczasem wprost umierałem z kolejnych fal przyjemności. Ręce od początku miałem zaciśnięte na kołdrze, ale w tamtej chwili, chciałem już osiągnąć spełnienie. Tak bardzo... Moje ręce powoli wędrowały w stronę mojego penisa. Już nie mogłem!- O nie!- zatrzymał mnie i uniósł je nad moją głowę.- Ja zrobię to lepiej.- schylił się do niego i polizał po całej długości.- jęknąłem długo i przeciągle. W końcu wziął mnie do ust i zaczął powoli ssać główkę.
-Ja już...- po chwili obficie doszedłem w jego ustach. Nareszcie, zamknąłem oczy. To było cudowne. Tak przyjemne...
-Widzisz mówiłem.- spojrzał na mnie z dołu i rozszerzył moje nogi.- Teraz chyba dostane to co chcę, prawda?- spojrzał na mnie miną małe szczeniaczka, który bardzo czegoś chce i potrzebuje.- To jak?
-Zgoda.- mój rumieniec rozlał się na całą twarz, a ja delikatnie rozszerzyłem swoje nogi jeszcze bardziej, dając mu tym samy do mnie łatwiejszy dostęp.
-Słodki.- mruknął jeszcze i zatoczył językiem pętle przy moim wejściu. Spiąłem się i otworzyłem szeroko oczy. Czy on, chyba nie?
Następnie stało się coś czego w ogóle się nie spodziewałem pan włożył swój język do środka i zaczął nim powoli poruszać w moim wnętrzu. Jęknąłem i zakryłem twarz dłońmi. Nieświadomie uniosłem biodra, przez co wsunął go do końca. Przerwał.- Nie spinaj się tak.- mówił masując delikatnie moje uda.- Inaczej moje wysiłki pójdą na marne, okej?- udało mi się tylko pokiwać głową. A on tymczasem wrócił już do poprzedniej czynności. Mój ,,mały przyjaciel'' z powrotem zaczął budzić się do życia, a ja jęczałem już prawdę powiedziawszy przez cały czas. W końcu skończył. Odetchnąłem, ale wydałem też z siebie odgłos rozczarowania, na co on tylko się uśmiechnął.

-No już chyba jesteś gotowy.- stwierdził, po czym zdjął z siebie spodnie i bieliznę i rozszerzył mocniej moje nogi. Nacelował swojego członka na moje wejście i powoli zaczął we mnie wchodzić. Wciągnąłem ze świstem powietrze, bolało, jak za pierwszym razem, ale wiedziałem, że starał być delikatny, dlatego nie pisnął z bólu.- Wszystko gra?- zacisnąłem się, co przysporzyło mi tylko dodatkową porcje bólu. A czułem, że jest we mnie dopiero w połowie.- Spokojnie.- pogłaskał mnie po włosach uspokajająco.- Dam Ci czas.- minęło pięć minut kiedy delikatnie potaknąłem głową, a on jednym szybkim ruchem wszedł we mnie do końca, trafiając tym samym w mój najczulszy punkt. Jęknąłem z bólu, a już po chwili z przyjemności, na co on lekko się uśmiechnął.
-Dalej panie, proszę.- przysunąłem się do niego i objąłem za włosy.
-Na pewno.- popatrzył na mnie niepewnie.
-Taaak.- jęknąłem.
-Więc dobrze.- zaczął leniwie się we mnie poruszać. Jedną ręką zaczął mnie pobudzać w rytm swoich pchnięć, a drugą błądził po moim torsie.- Piękny, śliczny, słodki.- szeptał mi na uszko.
Najpierw powoli, aż coraz mocniej, dokładniej i głębiej. Nie bolało, a raczej zapomniałem o bólu. Wszystko spowite było przyjemnością. Pokój wprost płoną. Jego pchnięcia stawały się już naprawdę mocne, ale w cale mi to nie przeszkadzało. W końcu doszedłem z głośnym westchnięciem, a on po paru następnych pchnięciach zrobił to samo głęboko we mnie. Upadł na mnie.

Obaj tak leżeliśmy. Oddychając ciężko, ubrudzeni spermą, ale nam to nie przeszkadzało. W cale.
Pan wysunął się ze mnie delikatnie i ułożył obok przykrywając nas obu. Nic nie mówiliśmy, usnęliśmy w milczeniu tuląc się do siebie.

















Witam i bardzo przepraszam. No wiecie jak to jest: brak weny+szkoła= brak rozdziału. Ale teraz już jestem i daje wam nowy rozdzialik z fap, fap :3 Teraz akcja będzie naprawdę ostra. Także przygotujcie się umysłowo. Te parę rozdziałów to dopiero wstęp do mojego straszliwego mózgu hihi. No dobra nie zanudzam do następnego!
                                                    Wasza Nana ^^ 

sobota, 8 lutego 2014

Niezrozumienie


Tym razem sam otworzyłem oczy. Pamiętam tylko, że usnąłem w czyiś ciepłych ramionach. A no tak! Misa, pocieszała mnie aż nie zasnąłem. Rozejrzałem się. Nikogo nie było. Ani jej, ani na szczęście mojego pana. Martwiłem się, z moim ciałem było już w porządku, psychika też została lekko podleczona, ale co ze zmianami? Jakoś dziwnie spokojnie przyjąłem do wiadomości to, że zostałem zgwałcony. Jakby to było coś zwyczajnego. Może tak naprawdę odkąd zostałem zniewolony i sprzedany w jakimś stopniu się na to przygotowałem? Chyba to jest po części prawda. Która część mojego mózgu wiedziała, że nie może być tak kolorowy. Życie to nie bajka.

Usiadłem i przeciągnąłem się. Na stoliku leżała kartka. Sięgnąłem po nią. Zejdź do jadalni na śniadanie.-brzmiał napis. Ładny charakter pisma. Spojrzałem w bok. Krzesło, a na nim moje ubranie. Biała jedwabna koszula, zielone spodenki i bokserki. Zdziwiłem się, ale także odetchnąłem z ulgą. Chociaż szczerze, spodziewałem się tego czerwonego dziwactwa. Ciekawe czemu traktował mnie tak ulgowo, po tym co zrobił i co mówił o zmianach. Nie żebym narzekał, czy coś. Mi to było na rękę. Chyba, że byłaby to kolejna cisza przed burzą. Drugiej bym chyba nie wytrzymał fizycznie i psychicznie.

Mozolnie wstałem z łóżka i podszedłem do ciuchów. Zabrałem je i powędrowałem do łazienki. Odkręciłem wodę i nalałem różanego płynu. Po chwili zanurzyłem się cały w przyjemnej i gorącej wodzie. Siedziałem tak z dziesięć minut, po czym wyszedłem, wytarłem się do sucha i włożyłem na siebie pachnące lawendom ubrania. Pachniałem teraz jak ogród latem. Podszedłem do drzwi i znalazłem się z powrotem w pokoju. Złożyłem piżamę w kostkę i pościeliłem łóżko. Coś mogłem przecież zrobić.

Wyszedłem na korytarz. Szedłem jakbym miał mapę w głowie. Ten pałac naprawdę był wspaniały. Gustowny i piękny, ale teraz zauważyłem w nim coś jeszcze. Nie zwróciłem na to uwagi poprzednio, kiedy go zwiedzałem. Był smutny, bez kolorów, wszystko był sztuczne i surowe. Jakby w tym miejscu nigdy jeszcze nie gościło szczęście i może naprawdę tak było? Któż to wie... W końcu dotarłem do jadalni. Przy stole krzątała się Misa i jeszcze jedna młoda służąca z ostrym wyrazem twarzy. Na jednym końcu stołu siedział On. Mój pan! W pięknej fioletowej koszuli i wytartych jeansach. Patrzył na mnie z pożądaniem i ogniem w oczach. Przestraszyłem się lekko i spłoszyłem. Przywołał mnie ruchem ręki. Na miękkich nogach, jak przestraszony kotek zacząłem zmierzać wolnym krokiem w jego kierunku. Powolutku, ostrożnie, jak dzikie zwierze. Dziwne uczucie... Nigdy jeszcze się tak nie zachowywałem. Ostrożnie i w ogóle...

W końcu znalazłem się u jego boku. Nic nie powiedział, patrzył tylko na mnie przez cały czas tym swoim zimnym wzrokiem. Zacząłem drżeć. Nadal panował cisza. Wlepiłem oczy w podłogę, a on w tym czasie delikatnie poklepał swoje kolano. Spojrzałem na niego zdziwiony, a on tylko się uśmiechnął. Nadal drżałem i bałem się jego bliskości, ale jeszcze bardziej przerażały mnie jego kary i zły nastrój. Powoli usiadłem na jego kolana. Zarumieniłem się.
-Panie, czy to...?- odwróciłem się do niego i spojrzałem mu w oczy. Nadal trzęsłem się, a w kącikach oczu miałem już łzy. Naprawdę przerażał mnie choćby najmniejszy jego dotyk.
-Tak, to konieczne.- miał spokojny, ale i wyjątkowo łagodny ton. Jak przed tym okropnym zdarzeniem.
Gdyby to tylko mogło wrócić... Marzenia-pff, nie wierze w to! Nałożył mi różnych potraw na talerzyk znajdujący się przede mną. Nic już nie mówiliśmy, a służące w końcu skończyły i zostawiły nas samych.- Jedz, pewnie jesteś głodny, śmiało.- szepnął mi na uszko i sam wziął sobie jedną kanapkę. Zrobiłem to samo i obaj zaczęliśmy pałaszować pyszne śniadanko. Jednak nadal bałem się wykonywać gwałtownych ruchów. Byłem teraz niebywale czujny.
-Pyszne!- zawołałem i przestałem już przejmować się towarzystwem mojego pana. Po prostu cieszyłem się, że po tych dwóch dniach wegetacji mogę zjeść coś tak smacznego. Pan na zmianę mojego nastawienie tylko się uśmiechnął. Nareszcie skończyliśmy. Byłem pełny. Oparłem się wygodnie o tors mojego pana. Nagle jednak wyprostowałem się jak żołnierz stojący na baczność.
-Co jest kotek?- owiał moje ucho przyjemnym ciepłem. Dziwiłem się gdzie te wszystkie zmiany których się spodziewałem. Odpłynęły? To kolejna gra? Sztuczka, czy zabawa? On znów zamierza pobawić się moim uczuciami, a kiedy mu zaufam zadać cios? Zamierza znów się zabawić moim kosztem? W co on pogrywa?! Spiąłem się i sztucznie uśmiechnąłem. Odwróciłem się do niego.
-Nic panie, naprawdę.- starałem się nie brzmieć zbyt sztucznie. Mam nadzieję, że dał się na to nabrać. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Czy on już o wszystkim zapomniał?! O tym jak mi wygrażał i jak mnie brutalnie zgwałcił i potraktował?! Byłem teraz ostro wkurzony!
-Nie prawda, co jest?- popatrzył na mnie z dziwną czułością w oczach. O co tutaj chodziło?!
Nie wytrzymałem, zacząłem łkać i  krztusić się własnymi łzami. Próbował mnie uspokoić, przytulając mocno do swojego torsu. Szamotałem się i drapałem. W końcu po długiej walce wyswobodziłem się i zacząłem biec z całych sił.-Hej!!- usłyszałem jeszcze tylko za sobą. Biegłem na oślep, mijając patrzącą na mnie z politowaniem służbę.  

Już nic nie rozumiem! Już nic nie rozumie!- mówiłem sam do siebie i biegłem ile sił w nogach. Wyżej i wyżej. Prosto, wpadłem do pokoju. Zdyszany i zmęczony. Moje nogi dopiero teraz zawyły z bólu. Nie byłem przyzwyczajony do żadnego wysiłku fizycznego. Zamknąłem za sobą drzwi i przekręciłem klucz w drzwiach. Zsunąłem się w dół i wziąłem nogi pod brodę. Chwyciłem się rękami za głowę i skryłem twarz.
Już nic nie rozumiem! Już nic nie rozumiem! Bałem się go!! Pomocy! Niech ktoś mnie uratuje, niech ktoś mnie uratuje! Ja nie chce znowu tam... Przypomniałem sobie ból podczas i po gwałcie. Te uczucie... To jak bardzo chciałem w tedy umrzeć. Usłyszałem kroki zbliżające się do pokoju. Podczas głuchej ciszy było tylko słychać-tup, tup, tup, tup. Miękki dywan w cale nie sprawiał, że ich nie usłyszałem, wprost przeciwnie. Poderwałem się. Oczy miałem całe czerwone od płaczu. Usta i ciało drżały. Pobiegłem do łazienki i zamknąłem drzwi na klucz. Spojrzałem w lustro.
Nikt nie zatęskni, nikt nie zapłacze- szeptał mi cichutki głosik w mojej głowie.- Wszyscy zapomną...-spojrzałem w lustro jeszcze raz i rozbiłem je gołą ręką. Pokaleczyłem sobie dłoń, ale w cale tego nie czułem. Wziąłem do ręki większy kawałek szkła i przystawiłem sobie do gardła.
Nikt nie zapamięta, nikt nie zapłacze, wszyscy zapomną... 
















Przepraszam za takie opóźnienie, no, ale był brak weny i to totalny. Ten rozdział nawet nie wiem jak udało mi się go napisać. Samo tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że wam się spodoba i dalej będziecie trwać w czytaniu mojego bloga. Kocham was ludki!! A i jeszcze jedno mój szantażyk trwa. Nie będzie 4 komentarzy, nie będzie rozdziału!!!
                                                    Wasza tym razem miła Nana^^ 



niedziela, 2 lutego 2014

Pocieszenie


Na całe szczęście pan tylko troszkę się ze mną podroczył. Nie zrobił niczego więcej prócz kilku ,,pieszczot'' przy których wprost mnie zemdliło. W końcu odpuścił dręczenie mnie. Przykrył nas obu kołdrę i położył się obok mnie. Zamknąłem oczy. Nie chciałem na niego patrzeć. Jedno było dziwne, nie przytulił się do mnie. Mną zaś miotały dwojakie myśli. Miałem ochotę się do kogoś mocno przytulić, nie ważne kim ta osoba by byłą, nawet do niego. Z drugiej zaś brzydził mnie jego dotyk, albo trzęsłem się na myśl o czyimś innym dotyku. Drżałem. Powoli odpływam do swojej krainy. Śniłem, o rodzinnie. Ale był to inny sen niż zazwyczaj, nie był to sen o wypadku, tylko o tym jak przytula mnie mama. Mocno, trzyma mnie w swoich ramionach i nie chce wypuścić. Przyjemnie... Zapominam o bólu, o wszystkim co mnie spotkało... Nastaje błogosławiony spokój...

Słysze czyiś delikatny głos. Poznaje go. To nie mój pan. Wzdycham z ulgą. Powoli podnoszę się i siadam po turecku, robię przy tym mały grymas bólu. Moje ciało nadal jest jak jedna wielka rana. Misa patrzy na mnie z troską wypisaną na twarzy. Lekko się do niej uśmiecha, ale ona widzi co naprawdę myślę i czuję. Mam podpuchnięte oczy, pewnie przez całą noc płakałem przez sen. Często mi się to zdarzało po śmierci moich rodziców, także nie jestem tym zjawiskiem zdziwiony. Nastaje między nami cisza. Nie wiem co powiedzieć, jak się przywitać. Chciałbym, żeby wzięła mnie w ramiona i powiedziała, że wszystko będzie w porządku. Pragnę, żeby to zrobiła, nawet jeśli by skłamała. 
-Połóż się na brzuchu, muszę opatrzyć twoje rany.- mówi zmartwionym głosem. Czuję jak bardzo przeżywa to w jakim jestem stanie. Troszczy się o mnie. Posłusznie kładę się na brzuchu, co wywołuje u mnie falę bólu. Chwilę się kręcę i próbuje opanować szloch. W końcu czuję jak Misa nakłada na moją skórę coś zimnego. Przechodzą mnie dreszcze, poruszam się niespokojnie. 
-Co to?- jęczę, piecze, ale po chwili jest mi już bardzo przyjemnie, ból odchodzi, jakby nigdy go nie było. Rozluźniam się.
-Specjalna maść przeciwbólowa. Pomoże zapomnieć Ci o bólu i zagoi rany.- mówi z delikatnym uśmiechem na ustach, widząc, że już tak nie cierpię.- Już lepiej?- nadal delikatnie rozsmarowuje maść na moich plecach. Bólu nie czuję już w ogóle. Od razu widać, że ma w tym wprawę. Pewnie nie raz robiła podobne rzeczy. 
-Tak o wiele, dziękuje.- siadam na przeciw niej. Został jeszcze przód, tam jestem bardziej okaleczony. Znów czuję na swoim ciele jej zmartwiony wzrok. Uśmiecha się do mnie, widać, że strasznie wymusza ten uśmiech. Kładę się na plecach i zamykam oczy. Ponownie czuję zimnom substancje na moim ciele, pieczenie, a potem przyjemny chłód i brak bólu. Rozsmarowuje maść bardzo delikatnie, stara się nie zadać mi choćby najmniejszego bólu. Mogę z zamkniętymi oczami wyczuć jej intencje i jej żal. 
-Gotowe.- mówi po pewnym czasie, a ja siadam energicznie zapominając o najważniejszym miejscu. Na moją spokojną twarz wpełza zdradliwy grymas bólu. Próbuje zamienić go w uśmiech, coś mi się jednak nie udaje. 
-Tam.-rumieni się dość mocno.- Tam przyjdzie posmarować Cię pan.- wstaje, a jej rumieniec mówi wszystko. Ja też delikatnie się rumienie. Naszą niezręczną ciszę przerywa pukanie do drzwi. Misa automatycznie do nich podchodzi i otwiera, lekko się kłania.
-Witam panie.- znów ma surowy ton głosu. Nie lubię go, ona wydaje się w tedy jak maszyna. 
-Zrobiłaś wszystko co powiedziałem.- jego głos jest chłodny. Przeraża mnie. Momentalnie zakrywam się kołdrą, mimo, że obudziłem się w bokserkach i nadal je mam.
-Tak panie, wszystko.- dygnęła jeszcze lekko i wyszła, posyłając mi jeszcze uśmiech, który tylko ja dostrzegłem. Drzwi zostały zamknięte, nie miałem dokąd uciec, to po pierwsze. A po drugie to nie dał bym rady. Byłem w pułapce. Uwięziony sam na sam, z moim panem. 

-Dobrze się czujesz?- jego głos stał się słodki i delikatny. Zakryłem się kołdrą prawie po szyję odsunąłem w róg łóżka.
-Tak panie, dziękuje za troskę.- starłem się brzmieć naturalnie, lecz wyszło beznadziejnie. Cały drżałem i było to doskonale słychać w moim głosie.
-Zdejmij bokserki i połóż się na plecach.- powiedział spokojnym tonem, jakby to było coś zwykłego. Przełknąłem głośno ślinę i już miałem zaprotestować lub powiedzieć coś głupiego, ale on wskazał na stolik, na którym leżała maść. No tak... Umysł mi się nieco rozjaśnił, odetchnąłem z niemałą ulgą.
-Dobrze, panie.- odkryłem się i powoli zdjąłem z siebie bieliznę. On cały czas patrzył na mnie z nieukrywanym pożądaniem. Ułożyłem się wygodnie na plecach. Podszedł do mnie szybkim i zwinnym ruchem. Złapał  maść i zawisł nade mną. Moje oczy zrobiły się większe z przerażenia. Zaczynałem panikować. Bez skrępowania ułożył moje nogi na swoich ramionach. Miał łatwy dostęp do moje wejścia. Westchnął. Widać było, że był zła na samego siebie? Zamknąłem oczy.
-Rozluźnij się, muszę posmarować Cię też w środku.- zacisnąłem pięści na pościeli i rozluźniłem się na tyle, na ile potrafiłem. On w tym czasie nawilżył swój palec maścią i wsunął go we mnie. Załkałem i wciągnąłem ze świstem powietrze. Bolało, bardzo. Krzyknąłem i zacząłem się szarpać. 
-Nie! Stój! Błagam... Wyjmij go! Boli, boli!!- darłem się z całej siły, czułem jak powoli porusza palcem wewnątrz mnie, zaczęło mnie strasznie piec i dopiero po paru minutach ogromnego cierpienia i krzyków nastało ukojenie. Ból zniknął. Łzy przestały płynąć. A krzyk zamienił się w ciszę. Opadłem spocony na poduszki. Byłem cały zapłakany i zdyszany. Wyciągnął go ze mnie i jeszcze delikatnie posmarował moje wejście z zewnątrz. 
-Już wszytko dobrze, dzielny chłopiec.- pogłaskał mnie po włosach. Łkałem jeszcze przez chwilę, a potem zemdlałem z nadmiaru wrażeń i wyczerpania. 

Już drugi raz dzisiaj jej słodki głos budził mnie i wyrywał do rzeczywistości. Otworzyłem oczy. Tak jak poprzednio byłem w bokserkach i nakryty kołdrą. Nic mnie nie bolało, czułem się zdrowy. Fizycznie było już bardzo dobrze, gorzej z moją psychiką. 
-Jak się czujesz?- nie była już tak zmartwiona jak przedtem. Cieszyłem się, nie chciałem sprawiać jej problemów. Uśmiechnąłem się do niej naprawdę szczerze.
-Już jest w porządku, nic mnie nie boli. Niezwykły lek.- stwierdziłem i była to czysta prawda. Nigdy nie widziałem niczego podobnego. Oglądałem się ze wszystkich stron. Żadnego siniaka czy zadrapania. Jakby nic mi się nigdy nie stało. Byłem w niezłym szoku. 
-Ach ta maść.- jej twarz rozjaśniła się. Usiadła sobie na krawędzi łóżka.- To niezwykły lek przywieziony z Chin.- jej promienny uśmiech. Ach jak dobrze, że miałem chociaż ją.
-Rozumiem.- patrzyłem chwilę w przestrzeń...- Wybacz tylko na chwilkę.- wyszeptałem i z zaskoczenia przytuliłem się do niej mocno. Zamknąłem oczy. Nie protestowała, była tylko lekko zaskoczona. Przytuliła mnie mocno. Słyszałem bicie jej serca. Jej ramiona oplatały mnie i dawały schronienie od wszelkich zmartwień, była dla mnie jak siostra. Mogłem do niej przyjść z każdym problemem. Przyjemnie. Odciąłem się i po prostu trwałem w jej ramionach, zapominając o wszystkim. Panował niczym niezmącona cisza...
-Wszystko będzie dobrze.- głaskała mnie delikatnie po główce.- Już dobrze, jestem tu.- delikatna, czułą, niczym starsza siostra.
-Dlaczego, dlaczego mnie to musiał spotkać?- po moich policzkach ponownie popłynęły łzy. Zastanawiałem się gdzie ja je wszystkie mieszczę. Gdyby nie ona mój świat ległby w gruzach. Potrzebowałem jej. Podtrzymywała mnie na duchu i sprawiał, że zachowywałem jasność umysłu, gdyby teraz został zabrany z jej ramion, nie udało by mi się tutaj wytrzymać. Była jak światełko w mrocznym tunelu, które mnie prowadziło i nie pozwalało zwątpić.
-Już dobrze, bądź grzeczny, a nie stanie Ci się nic złego. Będę Cię chronić, ale musisz być posłuszny rozumiesz?- wyszeptała mi do ucha i mocno przytuliła. Kołysała mną delikatnie. Czułem jak bardzo chce mnie chronić. Nie mogłem jej zranić, nie mogłem. Już nie chodziło tylko o mnie, ale też o nią.
-Będę się starać, obiecuję.- po tych słowach zasnąłem w końcu w jej ramionach z myślą, że dzięki niej mogę przetrwać w tym piekle...







 Ohayou ~~ Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Hihi i tak jestem skromna!
Co by tu jeszcze, po prostu  kocham was ludziki, was i wasze komentarze! Dziękuję, że tak wiernie trwacie u mojego boku! Czekajcie na dalsze losy naszego Yukiego!
                                     Wasza jakże skromna Nana ^^ 


sobota, 1 lutego 2014

Szczęśliwe dni, minęły


Przez następny dzień rozmyślałem o głupich rzeczach. Raz pragnąłem śmierci, a raz mnie ona przerażała i chciałem po prostu żyć. Byłem rozerwany, nie potrafiłem pozbierać moich wszystkich myśli w jedno. W mojej głowie przetaczało się miliony faktów i wiadomości. Czułem, że mój mózg zaraz eksploduje, w końcu po długiem cierpieniu, następnego dnia usłyszałem skrzyp otwieranych drzwi. 

Zamknąłem oczy. Zacząłem drżeć. Nie wiedziałem co się teraz stanie. Poczułem czyiś oddech blisko moje policzka, potem  ktoś wziął mnie na ręce i wstał. Udawałem, że śpię. Starałem się nie wpadać w panikę. Szliśmy w górę i korytarzem prosto. Żaden z nas się nie odezwał. Nie spotkaliśmy nikogo. Jakbyśmy byli sami w tym wielkim domu. Cisza panował wszędzie. Czułem się dziwnie otępiały. Powoli zaczynałem wątpić czy istnieje, czy to tylko mój sen, albo wyobraźnia. Dotarliśmy do jakiś drzwi, bo pan stanął. Otworzył je i weszliśmy do środka. Położył mnie na łóżku i nachylił się. Nie wytrzymałem, otworzyłem oczy i z grymasem bólu na twarzy szybkim ruchem odsunąłem się na drugi brzeg łóżka. Spanikowałem, oddychałem ciężko, czułem ból w klatce piersiowej.
-Spokojnie, spokojnie.- próbował mnie uspokoić, zbliżył się do mnie.
-Nie ja, panie to nic, naprawdę.- zwinąłem się w kulkę i przytuliłem do poduszki. Załkałem. Nie zrobiło to na niego wrażenia. Wziął mnie do góry za ręce i rzucił na podłogę. Moje ciało przypomniało mi o bólu sprzed dwóch dni. Jęknąłem. Bolało, rany które lekko się zagoiły otworzyły się na nowo. 
-Nie panikuj!- warknął i spojrzał na mnie swoim lodowatym wzrokiem. Trzęsłem się. Powoli wstałem. Otarłem łzy. Lekko się skłoniłem co kosztowało mnie nie lada bólu i wysiłku.
-Przepraszam panie, już nie będę.- dygnąłem lekko i uśmiechnąłem się przez łzy. Nic już nie będzie takie same. Szczęśliwe dni w tym domu, u boku tego mężczyzny już się skończyły, wiem o tym. Musze być gotowy na wszystko jeśli nie chce zadawać sobie więcej bólu niż trzeba...

-No w końcu.- prychnął i usiadł.- No dalej chodź do mnie.- poklepał miejsce obok siebie, na poduszkach. Zauważyłem to dopiero teraz. Na łóżku było ich bardzo dużo. Nie wiedziałem co to znaczy. Powolutku, trochę zdezorientowany podszedłem do niego i usadowiłem się obok. Starałem zająć jak najwygodniejszą pozycję. Kiedy w końcu tak się stało i przestałem się wiercić, pan ułożył mnie na brzuchu. Zamrugałem.
Delikatnie zdjął ze mnie bokserki, zapiszczałem i zamknąłem oczy.- Spokojnie.- pogłaskał mnie po główce.-Nic Ci nie zrobię, słowo.- zamruczał mi jeszcze do ucha i lekko je polizał. Zadrżałem, bałem się każdego jego ruchu, każdego dotyku. Tak szybko nie wymaże mi się z pamięci to co zrobił. Może w ogóle nigdy!
-Dobrze panie, postaram się.- chciałem, żeby choćby na sekundę postawił się na moim miejscu. Żeby wiedział jak bardzo przerażony i obrzydzony byłem jego dotykiem!

Obejrzał mnie dokładnie i przekręcił na plecy. Mruknął coś pod nosem. Był zły na samego siebie. Chyba było mu mnie troszku szkoda.
-Chyba trochę przesadziłem, szkoda tak ładnej zabaweczki.- przejechał rękom po moim nagim torsie. Drgnąłem lekko, ale tak naprawdę powstrzymywałem się, żeby nie uciec. To skończyło by się dla mnie na pewno bardzo źle... Nie chciałem nawet myśleć o karze, która mogła mnie spotkać. Z drugiej strony trochę mnie zabolało, to co było powodem jego smutku, to moje ciało, to, że zniszczył sobie nową zabawkę. To za bolało, bardzo, szczególnie po tym jak się do niego przywiązałem. Teraz byłem już traktowany jak prawdziwa rzecz. Westchnąłem.- No trudno nic nie poradzę.- on także westchnął, a następnie pochylił się nade mną i musnął delikatnie moje usta. Oblizał się lubieżnie. Ze strachu zamknąłem mocno oczy.
-Słodki, nadal jesteś taki słodki.- polizał moje spierzchnięte usta. Od dwóch dni nie miałem nic w ustach. Woda, jedzenia, pragnąłem tego!!! Jego jednak to nie obchodziło. Zjechał w dół, robiąc na mojej poranionej skórze skomplikowane wzorki swoim językiem. Zostawiał też wiele malinek.

Zacisnąłem pięści na pościeli, w kącikach oczu miałem łzy... Cały się trzęsłem i próbowałem opanować łkanie... On jednak wydawał się tego wszystkiego nie zauważać. Nie próbował zobaczyć jak bardzo cierpię. Każdy najmniejszy ruch nadal wywoływał u mnie potworny ból. W myślach błagałem żeby mnie zostawił! On jednak kontynuował.  Szedł nadal w dół mojego ciała, aż przystanął  na wysokości sutków. Tam zatrzymał się na trochę  dłużej. Zaczął je delikatnie lizać i pieścić swoim językiem, czasami lekko podgryzając. Powinienem czuć przyjemność, ale jej nie było. Był tylko ból, obrzydzenie i strach...










Ohayou~~ Ludzie to ja! Mam nadzieję, że rozdział się podobał jak zawsze, no i tego postaram się właśnie codziennie wstawiać, lecz nie obiecuję, bo mam też inne sprawy mimo ferii. Także, no tego do następnego!!! Acha i jeszcze jedno muszą być przynajmniej 4 komentarze pod rozdziałem inaczej nie będę wstawiać nowych. To jest szantaż! Hihi żegnam i czekajcie dalej!
                                               Wasza jakże miła i urocza Nana :3