niedziela, 2 lutego 2014

Pocieszenie


Na całe szczęście pan tylko troszkę się ze mną podroczył. Nie zrobił niczego więcej prócz kilku ,,pieszczot'' przy których wprost mnie zemdliło. W końcu odpuścił dręczenie mnie. Przykrył nas obu kołdrę i położył się obok mnie. Zamknąłem oczy. Nie chciałem na niego patrzeć. Jedno było dziwne, nie przytulił się do mnie. Mną zaś miotały dwojakie myśli. Miałem ochotę się do kogoś mocno przytulić, nie ważne kim ta osoba by byłą, nawet do niego. Z drugiej zaś brzydził mnie jego dotyk, albo trzęsłem się na myśl o czyimś innym dotyku. Drżałem. Powoli odpływam do swojej krainy. Śniłem, o rodzinnie. Ale był to inny sen niż zazwyczaj, nie był to sen o wypadku, tylko o tym jak przytula mnie mama. Mocno, trzyma mnie w swoich ramionach i nie chce wypuścić. Przyjemnie... Zapominam o bólu, o wszystkim co mnie spotkało... Nastaje błogosławiony spokój...

Słysze czyiś delikatny głos. Poznaje go. To nie mój pan. Wzdycham z ulgą. Powoli podnoszę się i siadam po turecku, robię przy tym mały grymas bólu. Moje ciało nadal jest jak jedna wielka rana. Misa patrzy na mnie z troską wypisaną na twarzy. Lekko się do niej uśmiecha, ale ona widzi co naprawdę myślę i czuję. Mam podpuchnięte oczy, pewnie przez całą noc płakałem przez sen. Często mi się to zdarzało po śmierci moich rodziców, także nie jestem tym zjawiskiem zdziwiony. Nastaje między nami cisza. Nie wiem co powiedzieć, jak się przywitać. Chciałbym, żeby wzięła mnie w ramiona i powiedziała, że wszystko będzie w porządku. Pragnę, żeby to zrobiła, nawet jeśli by skłamała. 
-Połóż się na brzuchu, muszę opatrzyć twoje rany.- mówi zmartwionym głosem. Czuję jak bardzo przeżywa to w jakim jestem stanie. Troszczy się o mnie. Posłusznie kładę się na brzuchu, co wywołuje u mnie falę bólu. Chwilę się kręcę i próbuje opanować szloch. W końcu czuję jak Misa nakłada na moją skórę coś zimnego. Przechodzą mnie dreszcze, poruszam się niespokojnie. 
-Co to?- jęczę, piecze, ale po chwili jest mi już bardzo przyjemnie, ból odchodzi, jakby nigdy go nie było. Rozluźniam się.
-Specjalna maść przeciwbólowa. Pomoże zapomnieć Ci o bólu i zagoi rany.- mówi z delikatnym uśmiechem na ustach, widząc, że już tak nie cierpię.- Już lepiej?- nadal delikatnie rozsmarowuje maść na moich plecach. Bólu nie czuję już w ogóle. Od razu widać, że ma w tym wprawę. Pewnie nie raz robiła podobne rzeczy. 
-Tak o wiele, dziękuje.- siadam na przeciw niej. Został jeszcze przód, tam jestem bardziej okaleczony. Znów czuję na swoim ciele jej zmartwiony wzrok. Uśmiecha się do mnie, widać, że strasznie wymusza ten uśmiech. Kładę się na plecach i zamykam oczy. Ponownie czuję zimnom substancje na moim ciele, pieczenie, a potem przyjemny chłód i brak bólu. Rozsmarowuje maść bardzo delikatnie, stara się nie zadać mi choćby najmniejszego bólu. Mogę z zamkniętymi oczami wyczuć jej intencje i jej żal. 
-Gotowe.- mówi po pewnym czasie, a ja siadam energicznie zapominając o najważniejszym miejscu. Na moją spokojną twarz wpełza zdradliwy grymas bólu. Próbuje zamienić go w uśmiech, coś mi się jednak nie udaje. 
-Tam.-rumieni się dość mocno.- Tam przyjdzie posmarować Cię pan.- wstaje, a jej rumieniec mówi wszystko. Ja też delikatnie się rumienie. Naszą niezręczną ciszę przerywa pukanie do drzwi. Misa automatycznie do nich podchodzi i otwiera, lekko się kłania.
-Witam panie.- znów ma surowy ton głosu. Nie lubię go, ona wydaje się w tedy jak maszyna. 
-Zrobiłaś wszystko co powiedziałem.- jego głos jest chłodny. Przeraża mnie. Momentalnie zakrywam się kołdrą, mimo, że obudziłem się w bokserkach i nadal je mam.
-Tak panie, wszystko.- dygnęła jeszcze lekko i wyszła, posyłając mi jeszcze uśmiech, który tylko ja dostrzegłem. Drzwi zostały zamknięte, nie miałem dokąd uciec, to po pierwsze. A po drugie to nie dał bym rady. Byłem w pułapce. Uwięziony sam na sam, z moim panem. 

-Dobrze się czujesz?- jego głos stał się słodki i delikatny. Zakryłem się kołdrą prawie po szyję odsunąłem w róg łóżka.
-Tak panie, dziękuje za troskę.- starłem się brzmieć naturalnie, lecz wyszło beznadziejnie. Cały drżałem i było to doskonale słychać w moim głosie.
-Zdejmij bokserki i połóż się na plecach.- powiedział spokojnym tonem, jakby to było coś zwykłego. Przełknąłem głośno ślinę i już miałem zaprotestować lub powiedzieć coś głupiego, ale on wskazał na stolik, na którym leżała maść. No tak... Umysł mi się nieco rozjaśnił, odetchnąłem z niemałą ulgą.
-Dobrze, panie.- odkryłem się i powoli zdjąłem z siebie bieliznę. On cały czas patrzył na mnie z nieukrywanym pożądaniem. Ułożyłem się wygodnie na plecach. Podszedł do mnie szybkim i zwinnym ruchem. Złapał  maść i zawisł nade mną. Moje oczy zrobiły się większe z przerażenia. Zaczynałem panikować. Bez skrępowania ułożył moje nogi na swoich ramionach. Miał łatwy dostęp do moje wejścia. Westchnął. Widać było, że był zła na samego siebie? Zamknąłem oczy.
-Rozluźnij się, muszę posmarować Cię też w środku.- zacisnąłem pięści na pościeli i rozluźniłem się na tyle, na ile potrafiłem. On w tym czasie nawilżył swój palec maścią i wsunął go we mnie. Załkałem i wciągnąłem ze świstem powietrze. Bolało, bardzo. Krzyknąłem i zacząłem się szarpać. 
-Nie! Stój! Błagam... Wyjmij go! Boli, boli!!- darłem się z całej siły, czułem jak powoli porusza palcem wewnątrz mnie, zaczęło mnie strasznie piec i dopiero po paru minutach ogromnego cierpienia i krzyków nastało ukojenie. Ból zniknął. Łzy przestały płynąć. A krzyk zamienił się w ciszę. Opadłem spocony na poduszki. Byłem cały zapłakany i zdyszany. Wyciągnął go ze mnie i jeszcze delikatnie posmarował moje wejście z zewnątrz. 
-Już wszytko dobrze, dzielny chłopiec.- pogłaskał mnie po włosach. Łkałem jeszcze przez chwilę, a potem zemdlałem z nadmiaru wrażeń i wyczerpania. 

Już drugi raz dzisiaj jej słodki głos budził mnie i wyrywał do rzeczywistości. Otworzyłem oczy. Tak jak poprzednio byłem w bokserkach i nakryty kołdrą. Nic mnie nie bolało, czułem się zdrowy. Fizycznie było już bardzo dobrze, gorzej z moją psychiką. 
-Jak się czujesz?- nie była już tak zmartwiona jak przedtem. Cieszyłem się, nie chciałem sprawiać jej problemów. Uśmiechnąłem się do niej naprawdę szczerze.
-Już jest w porządku, nic mnie nie boli. Niezwykły lek.- stwierdziłem i była to czysta prawda. Nigdy nie widziałem niczego podobnego. Oglądałem się ze wszystkich stron. Żadnego siniaka czy zadrapania. Jakby nic mi się nigdy nie stało. Byłem w niezłym szoku. 
-Ach ta maść.- jej twarz rozjaśniła się. Usiadła sobie na krawędzi łóżka.- To niezwykły lek przywieziony z Chin.- jej promienny uśmiech. Ach jak dobrze, że miałem chociaż ją.
-Rozumiem.- patrzyłem chwilę w przestrzeń...- Wybacz tylko na chwilkę.- wyszeptałem i z zaskoczenia przytuliłem się do niej mocno. Zamknąłem oczy. Nie protestowała, była tylko lekko zaskoczona. Przytuliła mnie mocno. Słyszałem bicie jej serca. Jej ramiona oplatały mnie i dawały schronienie od wszelkich zmartwień, była dla mnie jak siostra. Mogłem do niej przyjść z każdym problemem. Przyjemnie. Odciąłem się i po prostu trwałem w jej ramionach, zapominając o wszystkim. Panował niczym niezmącona cisza...
-Wszystko będzie dobrze.- głaskała mnie delikatnie po główce.- Już dobrze, jestem tu.- delikatna, czułą, niczym starsza siostra.
-Dlaczego, dlaczego mnie to musiał spotkać?- po moich policzkach ponownie popłynęły łzy. Zastanawiałem się gdzie ja je wszystkie mieszczę. Gdyby nie ona mój świat ległby w gruzach. Potrzebowałem jej. Podtrzymywała mnie na duchu i sprawiał, że zachowywałem jasność umysłu, gdyby teraz został zabrany z jej ramion, nie udało by mi się tutaj wytrzymać. Była jak światełko w mrocznym tunelu, które mnie prowadziło i nie pozwalało zwątpić.
-Już dobrze, bądź grzeczny, a nie stanie Ci się nic złego. Będę Cię chronić, ale musisz być posłuszny rozumiesz?- wyszeptała mi do ucha i mocno przytuliła. Kołysała mną delikatnie. Czułem jak bardzo chce mnie chronić. Nie mogłem jej zranić, nie mogłem. Już nie chodziło tylko o mnie, ale też o nią.
-Będę się starać, obiecuję.- po tych słowach zasnąłem w końcu w jej ramionach z myślą, że dzięki niej mogę przetrwać w tym piekle...







 Ohayou ~~ Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Hihi i tak jestem skromna!
Co by tu jeszcze, po prostu  kocham was ludziki, was i wasze komentarze! Dziękuję, że tak wiernie trwacie u mojego boku! Czekajcie na dalsze losy naszego Yukiego!
                                     Wasza jakże skromna Nana ^^ 


6 komentarzy:

  1. Ciągle w myślach Yuki x Misa.
    Troche mało pana w tym rozdiale było,
    No nic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za szybko mi się to czyta :-( ale tak jest z dobrymi opowiadaniami

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, to jest wspaniałe opowiadanie ;)) Powodzenia, życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Jak zwykle ;> Czekam na kolejny. Życzę weny. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten pan jest straszny :( Al i tak go kocham... chociaz współczuję Yukiemu :o

    OdpowiedzUsuń
  6. Yuki ciągle ryczy, łka, drży, trzęsie się. No dobra gwałt i w ogóle. Ale taka ciota? No juz bez przesady.

    OdpowiedzUsuń