wtorek, 29 grudnia 2015

W chaosie myśli


Siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Obaj patrzyliśmy się w dal. Za oknem płatki śniegu znowu nabrały tempa i z zapałem oblepiały białą smugą cały świat. Nie wiedziałem, czy koło mnie siedzi już Shinji, czy może nadal jest to Colin. Chociaż zdecydowanie wolałbym w obecnej chwili mieć do czynienia z tym pierwszym osobnikiem i to nie dlatego, że się boję… Znaczy to też wchodzi w grę, ale po prostu teraz cały czas jawi mi się przed oczami ten jego zbolały, pełen żalu i rozpaczy wzrok, którym prosił mnie o pomoc?

Przegnałem szybko te myśli ze swojej głowy i ponownie zacząłem przypominać sobie dzisiejszy wieczór i to co się wydarzyło. Szczerze powiedziawszy czułem się podle. Poniżony i obdarty z resztek własnej godności. Mimo to nie o tym chciałem porozmyślać. Nie chciałem już dłużej użalać się nad swoim marnym losem. Bardziej interesowała mnie w tej chwili rozmowa Colina i Novah dotycząca tej całej grupy Chang i firmy tego mężczyzny zwanego Hatorim Toranosuke. Pewnie ten ktoś nieźle zalazł mojemu Panu za skórę. Chociaż to w sumie mnie nie dotyczy, to prywatne sprawy Pana, a ja jestem tylko pomocą w dotarciu Shinjiego/Colina do celu jakim jest obalenie tronu tego całego faceta. Chociaż przyznać muszę, że ciekawski to ja byłem po prostu ze zwykłej, ludzkiej natury.

Fakt to kompletnie nie moja liga i nie moja sprawa co się dzieję teraz w półświatku tokijskim, bo chyba tak mogę nazywać ,,świat’’ do którego od niedawna należę. Jednak jeśli to ma coś wspólnego z moim tyłkiem i to w sposób niezwykle dosłowny, to wypadałoby co nieco wiedzieć o tej całej sytuacji. Na razie wiem jedno, Pan szuka sojuszników w walce z firmą tego całego Toranosuke i Chang i  najwyraźniej znalazł już Novah’a (nie wiem czy tak to się odmienia ;-;). Nie będę oczywiście się w to całe gówno wtrącał, tylko zbadam dyskretnie sprawę i może akurat znajdę jakąś szansę wśród tej dziwacznej sytuacji i odzyskam swoją wolność?

Jakąś nadzieja we mnie jeszcze na to pozostała i od dzisiejszej rozmowy zapłonęła na nowo wewnątrz mnie i nie, ona wcale nie jest naiwna. Nadal oczywiście będę posłuszną i wierną mojemu Panu dziwką, ale dobra prostytutka potrafi także często być niezłym szpiegiem. Może niektórzy z moich klientów, na tą myśl zebrało mi się na wymioty, ale szybko to przełknął. Może oni coś będą wiedzieć, więcej o tym ogromny i jakże obcym dla mnie świecie… Spróbować zawszę mogę.

Skoro już wylądowałem w tej chorej sytuacji mogą ją jakoś wykorzystać na swoją korzyść. No cóż… Życie często uczy nas radzenia sobie z takimi rzeczami, w sumie nie mam zbyt wielkiego wyboru, bo do grobu się jeszcze nie wybieram. Teraz na samą myśl, co kiedyś chciałem zrobić przyprawia mnie o zawroty głowy, a no i to jak byłem naiwny także. Naprawdę sądziłem, że znaczę dla niego coś więcej, jakże głupi byłem.
-Nad czym tak ciągle rozmyślasz.- Czyli to nadal Colin? Momentalnie ponownie ujrzałem  tą scenę sprzed hotelu. Cholera nie może mi być żal skurwiela, który traktuje mnie jak zwykłą rzecz i własność prywatną!
- O niczym ważnym, Panie. Jestem zmęczony, odpoczywam.- skłamałem gładko, po czym delikatnie przymknąłem oczy i odwróciłem się w jego stronę. Otworzyłem powoli oczy i napotkałem się z jego pełnym obojętności i idealnie maskującym wszystkie ludzkie uczucia spojrzeniem, pod wpływem którego zadrżałem.
-Novah aż tak cię wykończył?- zaśmiał się cicho, po czym uśmiechnął sztucznie, więc ja też wyszczerzyłem do niego w ten sposób ząbki.- Aż tak ci wesoło, to może ja też skorzystam z twojego dobrego humorku.- Przysunął się do mnie nieznacznie, a ja nadal mając przysłowiowego banana na twarzy także przylgnąłem do niego. Co ja do cholery wyprawiam? Czy to na pewno mądre, aż tak z nim igrać? Z Colinem?
-Czemu miałbym być smutny Panie, przecież dobrze ci się przysłużyłem.- Co do drugiej części jego wypowiedzi, nawet nie zamierzałem o tym wspomnieć, ani o tym dlaczego się do niego przymilał, jakbym grzecznie prosił się o dodatkową dawkę adrenaliny… Po prostu sprawdzam na ile mogę się przysunąć w tej całej grze, będąc od początku na straconej pozycji.
-Wiesz ostatnio bardzo się przejmowałem tym, że będzie cię pieprzył ktoś inny niż ja. Nawet mi się wtedy postawiłeś, co jak sam przyznasz do najrozsądniejszego posunięcia  nie należało. Teraz jesteś taki potulny, a jednak nie boisz się tak bawić?- mruknął mi na ucho i skubnął je dziwnie delikatnie jak na niego. Po czym zaczął błądzić ręką po moim torsie, wcześniej dostając się pod mój garnitur i koszulę i jeszcze płaszcz. Kiedy ja to ominąłem?! Może kiedy on zaczął mnie tak przyjemnie i czule całować? Chwilka, jak?!
Jęknąłem cichutko w jego usta i odwzajemniłem pocałunek. Było mi naprawdę dobrze, więc nie zamierzałem się tego pozbywać. Nawet jeśli to gnój, teraz sprawia mi  niebywałą przyjemność, a ktoś taki jak ja powinien się cieszyć kiedy ktoś traktuję go chociaż odrobinę ludzko prawda? W końcu odczepił się ode mnie i usiadł z powrotem na swoim miejscu, zmierzwił mi włosy i uśmiechnął nieznacznie.

-Podobało ci się? Tylko się nie przyzwyczajaj.- prychnąłem cicho na tą wypowiedź i szybko doprowadziłem się do jako, takiego porządku przy okazji uspokajając swój oddech.
-Nie martw się, już nie żyje w krainie marzeń.- Naprawdę kiedyś byłem głupi wierząc, że będąc w niewoli może mnie spotkać coś dobrego. Na początku wmawiałem sobie, że mam przecież Misę, która mnie wesprze, teraz jest tylko denerwującą osobą przewijającą się w mojej rzeczywistości. Tak samo uwierzyłem, że ten dom, może bym MOIM domem, podarowany ogród, MOIM ogrodem. Naiwnie.
-Poza tym wracając, teraz już mi się nie postawisz prawda?
-Czasami muszę Panie, inaczej znudziłbym cię.- Uśmiechnąłem się znacząco, na co mu też zalśniły oczy w ten drapieżny sposób, który swoją drogą w jakiś naprawdę chory sposób mi się podobał.- Ale nie jestem już głupi, będę ci posłuszny.- mówiąc cały czas patrzyłem mu w oczy. Wiedziałem, że lubi mieć kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą. Dzięki temu potrafi speszyć innych, a na dodatek przejrzeć ich myśli i właśnie dopiero teraz uświadomiłem sobie, dlaczego zawsze chciał żebym na niego patrzył. W końcu jest nawet takie powiedzenie, że oczy to zwierciadła duszy, czy coś podobnego.
Jednak patrząc prostą w tą zieleń znowu ten nieznośny obraz jego zmęczonych oczu, pojawił się w mojej głowie. Wypad!
-Lepiej dla ciebie Yuki. Nie będziesz musiał przechodzić przez dodatkowe, zbędne kary.- Po tych słowach odwrócił się w stronę okna, więc i ja zrobiłem to samo. Na tym zakończyliśmy naszą konwersację i do końca podróży żaden z nas nie wypowiedział już ani słowa więcej.
W końcu dojechaliśmy do tego miejsca, którego kiedyś nazywałem SWOIM domem. Jeszcze całkiem niedawno tak czyniłem, co w tym momencie wydawało się naprawdę przerażające.

Wysiedliśmy, a śnieg wokoło nas zatańczył chwilę i uspokoił się odrobinkę, teraz wolno i spokojnie opadając na ziemię, gdzie zmieniał się w wodę, która wyparowywała. Jakże irracjonalne, że te płatki wirujące wszędzie wydawały się być tak teraz bliskie memu sercu. Takie kruche i delikatne, mogą zostać unicestwione przez jedną trywialną rzecz. Właśnie tak się czułem obecnie, byłem naprawdę słaby i nic nie mogłem na to poradzić. Dosłownie nic. To było najbardziej frustrujące.
Pan wziął mnie pod rękę i szliśmy do drzwi wejściowych ramię w ramię. Jego oddech był nadzwyczaj spokojny, a mi przed oczami ponownie mignął obraz sprzed hotelu, szybko się go jednak pozbyłem i przykleiłem na twarz sztuczny uśmiech.

W holu rozebraliśmy się i jak najszybciej udaliśmy do łazienki. Colin nic nie musiał mówić, bez skrępowania… No dobra, byłem cholernie zawstydzona, ale udawałem perfekcyjnego niewolnika, który nie wstydzi się swego ciała przed własnym Panem. A, więc rozebrałem się, cały czas patrząc mu prosto w oczy, a następnie zanurzyłem się powoli w gorącej wodzie. Zamruczałem cicho, po zetknięciu się z tą falą ogarniającego moje zmęczone ciało ciepła. Niezmienne pozostało, że nadal uwielbiałem długie, relaksujące kąpiele. Colin nie wypowiedział ani słowa, ani też nie powstrzymywał mnie, więc najwyraźniej wszystko zrobiłem jak należy.
-Patrz.- powiedział tylko i sam zaczął zdejmować z siebie wszystkie warstwy ubrań odsłaniając się przede mną całkowicie. Jego oczy cały czas błyszczały niebezpiecznie, a on sam uśmiechał się w idealny dla siebie, kpiący ze mnie sposób. Ja natomiast siedziałem w wannie i rumieniłem się jak idiota. Następnie on jakby nigdy nic machnął na mnie ręką i usiadł tuż za mną, odchylając się do tyłu. Spiąłem się i siedziałem teraz jak na igłach, obawiając się co on takiego kombinuje. 
Na moje wielkie szczęście mój właściciel już niczego niezwykłego dla mnie nie planował. Po prostu powoli, wręcz leniwie mył całe moje ciało, a mi powiem szczerze był dosyć przyjemnie. Oczywiście próbowałem się w pełni wyluzować, ale nie pomagał fakt, że za mną siedział nie kto inny jak facet który zgwałcił mnie. Dwukrotnie! Całość odbyła się bez choćby jednego słowa, ale chyba obaj czuliśmy, że jest to pożądane. Ta cisza była wręcz jak ukojenie dla mojej duszy.

Kiedy skończyliśmy Colin osuszył mnie ręcznikiem i kazał iść do siebie. Grzecznie, więc wyszedłem z łazienki i rzuciłem się na łóżko zmęczony całym dzisiejszym wieczorem. Od natłoku informacji, domysłów i przeżyć oraz przypieczętowania losu jako dziwka, rozbolała mnie głowa, więc przewróciłem się na plecy i cicho westchnąłem.
-Zmęczony?- Nadal Colin. Chwała Bogu. Nie mam teraz ochoty na rozgadanego i rozweselonego Shinjiego. Wolę Colina. Tak, przyznaję momentami naprawdę odpowiadało mi bardziej towarzystwo osoby która mnie skrzywdziła, niż tej która ukrywała przede mną rzeczywistość i ostatecznie oszukała. Może Colin był naprawdę skurwysynem i w ogóle nie potrafiłem go zrozumieć, ale przynajmniej był całkowicie szczery co do mojej pozycji w tym wszystkim. Natomiast Shinji na początku, on namieszał.
Bardzo. Od tych nie przyjemnych myśli aż mnie bardziej głowa zabolała.
-Trochę boli mnie głowa Panie, ale to nic takiego. Dziś tyle się wydarzyło…- mruknąłem zgodnie z prawdą i odwróciłem się w jego stronę. Wycierał właśnie włosy ręcznikiem. Stał tam tylko w spodniach od piżamy, a ja pomyślałem, że naprawdę jest przystojny. Za co momentalnie strzeliłem sobie mentalnego policzka.
-Zrozumiałe, po tym wszystkim.- Położył ręcznik na grzejniku i powędrował do mnie, wsunął się pod kołdrę i poklepał miejsce obok siebie.
-Spisz dzisiaj ze mną Panie?- zapytałem szczerze zdziwiony. Miałem nadzieję, że weźmiemy razem tylko kąpiel, a potem pójdzie sobie spać do siebie. Przecież przy nim nie czuję się bezpieczny, więc na pewno nie zasnę, a jestem naprawdę zmęczony. Wydaje mi się, czy on robi to specjalnie?
-A co zabronisz mi?- Chytry uśmieszek ponownie wpełzł na jego twarz, a on ponaglająco pomachał do mnie ręką. Dźwignąłem się i usiadłem w nogach łóżka, dopiero teraz orientując się, że mam na sobie nadal tylko przewiązany na biodrach ręcznik. Spaliłem buraka i szybko pobiegłem do łazienki. Tam ubrałem się i wróciłem, na co mój Pan parsknął cicho.- Wiesz mogłeś się już nie fatygować.- powiedział zawadiacko i ziewnął.- Idziesz w końcu?- Podniósł jedną brew do góry i przymknął oczy.

Szybki krokiem podszedłem do łóżka po drodze gasząc też światło, po czym położyłem się w końcu obok tego psychopaty. Moje serce momentalnie zaczęło bić mocniej ze strachu. Odwróciłem się, więc plecami do niego i zamknąłem oczy. Zapanowała cisza. Mogło już tak błogo zostać, a ja zapewne padł bym nawet w jego obecności z wycieńczenia, ale…
-Panie, spotkam się jeszcze z Novah prawda?- Tak mnie nurtowało to pytanie, że zapewne i tak bym nie usnął bez odpowiedzi. Wolałem znać dalsze plany co do mojego losu.
-Aż tak ci zawrócił w głowie.- prychnął cicho niezadowolony. Na te słowa lekko się zarumieniłem i odwróciłem w jego stronę. Jakby dalej mówił do niego odwrócony plecami, to pewnie nieźle by mi się dostało. Pieprzony maniak zasad.- Ale jeśli tak to twoje szczęście, bo będzie on twoim stałym klientem.- Mimo, że nic nie widziałem, to miałem świadomość, że teraz zapewne chamsko uśmiechał się w moją stronę. Aż miałem ochotę mu odpyskować, ale teraźniejszy ja za bardzo się bał.
-Nie było z nim źle i był delikatny, Panie.- Mój rumieniec pogłębił się co wyraźnie odczułem, na szczęście jednak noc doskonale zakrywa zawstydzenie i chwała jej za to.
-Skoro tak to się ciesz. To wszystko, czy jeszcze coś cię męczy?- Był lekko zdenerwowany, co mogłem bez problemu wyczuć w jego ociekającym sarkazmie głosie.
-Dlaczego to właśnie on będzie moim stałym klientem?- Tak to też musiałem wiedzieć. Nie wiem dlaczego, ale coś czułem, że jeśli pociągnę go teraz za język, kiedy jest śpiący i zmęczony, to czegoś się w końcu o nim dowiem! Chodzi o konkrety, a nie domysły o jego życiu prywatnym.

-Ja i Novah znamy się od szkolnych lat. Teraz przejmuje firmę po ojcu, więc zwiąże ją z moją i w końcu wypierdolimy z rynku tego staruszka i Chang.- zamruczał zadowolony i delikatnie zaczął pieścić mój bok. Nawet nie zauważyłem kiedy zbliżył się do mnie. Robiło się niebezpiecznie.                     Ostrożnie, więc odsunąłem się od niego, ale zostałem mało delikatny sposób z powrotem przysunięty bliżej niego. Przełknąłem głośno ślinę, teraz to ja na pewno nie zasnę.
-A czemu tak bardzo chcesz ich zniszczyć Panie?- Za późno ugryzłem się w język. Brawo Yuki, ale go podszedłeś bystrzaku. Ja jednak muszę być jakimś popierdolonym masochistą bez mózgu. Sam sobie właśnie przyszykowałem karę.
-Ciekawość chyba nigdy cię nie opuści, prawda?- Był tak blisko, że mówiąc owiał ciepłym oddechem moją twarz. Sapnąłem zaskoczony, jednak przybliżyłem się. Może dzięki temu zapomni o moim jakże idiotycznym tonie głosu, gdy wypowiadałem pytanie.- Mógłbym ci w sumie to powiedzieć, ale doprawdy nie mam pojęcia po co ci ta wiedza.- Pocałował mnie krótko, gryząc moją dolną wargę do krwi. Jęknąłem cicho zaskoczony, ale nadal leżałem dokładnie w tym samym miejscu.
Miał całkowitą rację, moja chora ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, który aż krzyczał, żeby wiać jak najdalej od Colina.
-Chcę wiedzieć, bo to jednak też mnie jakoś dotyczy Panie.- Jakże marne wytłumaczenie, ale naprawdę innego nie znalazłem, no i było najbliższe prawdy.
-Nawet się nie postarałeś.- W jego głosie słyszałem pewnego rodzaju zawód.- Ale nie szkodzi trochę ci wyjaśnię, ponieważ dobrze się dziś spisałeś.- Właśnie w tej chwili pomyślałem, że bycie dobrą dziwką popłaca. Ponownie, więc mentalnie przyłożyłem sobie w twarz z całej siły. Potem skupiłem się już tylko na słuchaniu.-  Sprawa jest prosta, dziadek Toranosuke i chińska mafia zwana Chang od ponad czterech lat kontrolują rynek tokijski i mają wszystkie duże korporacje w garści. Wszyscy są praktycznie ich niewolnikami. Chociaż spełniając inna role niż ty.- W tym momencie zrobił wymowną przerwę.- Ja jednak nie zamierzam do nich należeć kiedy już wejdę na sam szczyt, nie będę się jeszcze pod kimś płaszczyć. To ja będę rządził Tokio, a nie te żałosne robaki.- Uśmiechnął się w naprawdę przerażający sposób i spojrzał na mnie w dziwny sposób. Znaczy dziwniejszy niż zwykle.
-To wszystko Panie?- Nie mogłem uwierzyć. Musiało się kryć za tym coś jeszcze, bo zawsze kiedy wymawiał imię tego Toranosuke to tak jakby je wypluwał z obrzydzeniem ze swoich ust, jak coś naprawdę niesmacznego, wprost napawającego odrazą.
- No i jeszcze można dodać, że Hatori, to bydlak, który zniszczył wszystko w moim życiu.- Uśmiechnął się w wymuszony sposób, a mnie zabrakło odwagi by coś powiedzieć. Cisza między nami trwała i trwała, nalegając i gęstniejąc atmosferę. Pan natomiast patrzył bezwiednie w przestrzeń, skupiony i zamyślony jak nigdy wcześniej.  Jego oczy ponownie nabrały podobnego wyrazu jak przed hotelem.
 -Panie, czy wszystko w porządku?- Odważyłem w końcu otworzyć usta i sprawić by te słowa z nich wypłynęły. Cisza natychmiast się zakończył. Oczy mojego właściciela spojrzały na mnie i znowu znajdował się w nich jedynie chłód i obojętność.

-Cholera, kolejny raz…- Popatrzył na mnie, a ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie, no bo co innego mogłem zrobić?- Trochę się zamyśliłem, zapomniałem, że jesteś obok.- zaśmiał się w sztuczny sposób i lekko zmierzwił mi włosy.- Dziwne nieprawdaż?- A coś u ciebie nie jest dziwne? Chciałem kąśliwie zapytać, ale na szczęście nowy zmysł idealnego niewolnika powstrzymał mnie w ostatniej chwili.- Powiedziałem odrobinkę za wiele, zapomnij…- mruknął, przytulił mnie do swojej szerokiej piersi i zasnął momentalnie.
Dopiero wtedy zobaczyłem, że lekko się trząsł. Tylko przez chwilkę, ale i tak udało mi się to wychwycić. On naprawdę mocno to przeżywał. Kim był ten Hatori Toranosuke i czym tak mocno podpadł mojemu Panu, że ten miał ochotę zamordować go gołymi rękami?! Tego naprawdę byłem cholernie ciekawy. Pierwszy raz widziałem Colina/Shinjiego w takim stanie. Nie byłem już nawet pewny który z nich potem ukazał się moim oczom. Czy ten człowiek patrzący, tym zbolałym wzrokiem w przestrzeń mogłem nazwać Colinem? A może to był już Shinji i właśnie to on mnie przed chwilą przytulił?

 Jedno jednak wiedziałem teraz na pewno. To wszystko jest niebezpieczne i definitywnie chodzi tu o zemstę za dawne krzywdy wyrządzone mojemu Panu. Ciekawe, czy to przez nie Colin ma taki wzrok… Ujrzałem te sceny. Obie naraz. Jego wzrok. Niemą prośbę o pomoc. Wołanie bez wypowiadania słów. Momentalnie złapałem się za klatkę piersiową. Moje serce tak boleśnie się ścisnęło, że z kącików oczy poleciały mi łzy.
Po chwili wszystko minęło. Wytarłem łzy, niechętnie, a jednak potrzebując ludzkiego ciepła wtuliłem się w osobę leżącą przede mną i po prostu odpłynąłem do krainy Morfeusza mając nadzieję, że nigdy więcej nie będę współczuł Colinowi/Shinjiemu, ponieważ to oznacza, że uczucie sprzed balu wigilijnego nadal częściowo we mnie pozostały. Jeśli tak, to naprawdę jestem masochistą.























Ten rozdział nie jest betowany ze względu na problemy techniczne.
Dlatego za wszystkie błędy z góry przepraszam, nie jestem po prostu mistrzem ortografii...
No nic komentujcie, bo ostatnio jakoś mniej tego jest co mnie smuci i czekajcie na kolejne rozdział!
Do następnego
Nana ^^


sobota, 5 grudnia 2015

Sam w obcym świecie


Leżałem już od ponad dziesięciu minut na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Novah wyszedł jakiś czas wcześniej z łazienki, po czym nałożył na siebie ciuchy, delikatnie pocałował mnie z udawaną czułością w czoło, a następnie wyszedł, dziękując mi. Od tamtej chwili nie poruszyłem się nawet o milimetr. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że cicho łkałem.                             

Ciekawe, czy kolejne razy z innymi mężczyznami będą lepsze, czy może poczuję się jeszcze bardziej poniżony i bezradny niż w tej chwili, o ile w ogóle jest to możliwe.

Teraz pewnie rozmawiają o interesach związanych z firmą Shinjiego. Jej rozwój, przyszłość. Kto wie, może nawet dzięki mojej pomocy i poświęceniu ich przedsiębiorstwa nawiążą bliską współpracę, albo połączą się? Jakże mnie radość by roznosiła z tego powodu, że przysłużyłem się mojemu ukochanemu Panu!

Podniosłem się w końcu do siadu i cicho stęknąłem z bólu. Nie było źle, tylko już na końcu blondyn lekko przesadził. Brał mnie już potem bez opamiętania i naprawdę mocno, więc trochę tyłek mnie jednak bolał. Dałem mimo to radę samodzielnie dojść do łazienki i wejść do kabiny prysznicowej. Ciepła i przyjemna woda powoli rozgrzewała moje ciało oraz sprawiała, że coraz mocniej docierał do mnie fakt tego, co się stało. Po moich policzkach kolejny już raz popłynęły słone łzy. Przełknąłem gulę stojącą mi w gardle i westchnąłem. Godność ludzka, której pozbyłem się dzisiejszego wieczoru, niecałą godzinę temu zmywana była właśnie w tej chwili razem z brudem z mojego ciała.

Wyszedłem spod prysznica i opatuliłem się w gruby, biały i puchowy ręcznik. Brudna szmata, brudna szmata. Te słowa cały czas grzmiały mi w głowie i przyprawiały o niesamowity ból głowy. Wiem to, wiem to, wiem to! I co z tego? Żeby ocalić życie i uchronić się przed różnymi torturami Colina stałem się zwykłą dziwką oddającą swoje ciało obcemu mężczyźnie! Nie uciekam od tego, nie uciekam, bo nie mogę, nie mam jak… Muszę przyjąć tą rzeczywistość i egzystować dalej, chociaż to będzie nędzne życie. Jednak zrobię wszystko dla wolności, wszystko.

Skończyłem się szykować po niecałej godzinie, następnie przykleiłem sobie do twarzy sztuczny uśmiech i wyszedłem na korytarz. Szedłem swobodnie pewnym krokiem, aż do głównej Sali. Nikt specjalnie nie zwrócił na mnie uwagi, dlatego szybko powędrowałem w jej prawy róg i wzrokiem zacząłem szybko szukać mojego Pana i blondyna. Przy okazji zauważyłem, że trochę ludzi ubyło, a same światło zostało nieznacznie przyciemnione, co nadało całej atmosferze tajemniczości. W końcu przeglądając się wszystkim obecnym zauważyłem ich przy bufecie, rozmawiali ściszonymi głosami.

Nieśmiało, wolnym krokiem podszedłem do nich i chicho zakaszlałem. Shinji obrócił się i delikatnie do mnie uśmiechnął, po czym przygarnął do siebie i rozejrzał po całym pomieszczeniu.

- Może przejdziemy gdzieś indziej, w bardziej prywatne miejsce? - Wyjął złoty, mały kluczyk z kieszeni swoich spodni i uśmiechnął się do Novaha.

- Jestem za. Tutaj mamy zbyt dużo chętnych, ale zbędnych słuchaczy - mruknął blondyn i ruszył przodem z powrotem w stronę pokojów.

Od momentu mojego przybycia ani na sekundę na mnie nie zerknął, co było mi w sumie na rękę, bo czułem się jakiś taki skrępowany całą zaistniała sytuacją. Dopiero po chwili przeanalizowałem wszystko i spiąłem się momentalnie. Szliśmy stronę, z której niedawno przyszedłem. Czyżby tego dnia miało mnie spotkać więcej łóżkowych przygód?

Przed sobą udawałem pewnego siebie i rozbawionego tą sytuacją, ale w duchu drżałem, błagając żeby to nie było związane ze mną. Przecież już dzisiaj wypełniłem swoją rolę.

Szliśmy w ciszy. Novah pierwszy, a ja razem z moim właścicielem tuż za nim. Dotarliśmy w końcu na czwarte piętro i stanęliśmy przed drzwiami z wymalowaną, złotą dwójką. Zapewne było to piętro z apartamentami, dlatego poczułem się w tym miejscu jeszcze bardziej obco niż wcześniej. Sam hotel już sprawiał, że czułem się zduszony przez tą całą elegancję i luksusowość tego miejsca. Teraz jednak naprawdę zdałem sobie sprawę z tego, na czym polega prawdziwy podział klas i różnica między mną, a nimi.

Shinji włożył klucz do dziurki i przekręcił go w prawo, a następnie otworzył drzwi. Przepuścił przed sobą blondyna i mnie, po czym sam wszedł do apartamentu i zamknął drzwi. Novah swobodnie podszedł do mini-baru i zaczął przygotowywać sobie drinka. Zaraz dołączył do niego także mój Pan, a ja nadal stałem w progu nie wiedząc za bardzo, co ze sobą w całej tej sytuacji zrobić.

-Siadasz, czy wolisz tam stać jak idiota? - Od razu zatrząsłem się od tonu głosu Colina. Nawet nie zauważyłem kiedy Shinji ,,zmienił się’’ w tego sadystycznego dupka. Najwyraźniej Novah albo na to nie zwrócił specjalnie uwagi, albo znał prawdę o podwójnej twarzy mojego ukochanego właściciela.

- Już siadam, Panie.

Wszedłem głębiej i od razu zwróciłem swoje kroki do największego pokoju, jakim był salon z wielką sofą, pianinem stojącym w rogu, ogromnym telewizorem i dwoma fotelami, w których z drinkami w rękach usiedli Colin z jednej strony małego stołu kawowego, a Novah z drugiej. Ja zaś pozwoliłem sobie zająć miejsce na tej ogromnej, błękitnej sofie.

Pomieszczenie było w odcieniach błękitu połączonego z jasnym drewnem przebijającym się w niektórych elementach dekoracyjnych. Mimo swojego nowoczesnego wyglądu, był to ,,ciepły’’ pokój i naprawdę można się w nim było odprężyć. Oczywiście obaj mężczyźni właśnie to w tej chwili robili pijąc w kompletnej ciszy swoje napoje i przeszywając wzrokiem siebie nawzajem.

- Naprawdę tego chcesz? Konkurować z Chang? - Dopiero te słowa przerwały narastającą ciszę oraz gęstniejącą atmosferę. Wstrzymałem oddech słysząc znaną mi nazwę. To o tej organizacji ostatnio przyszedł powiadomić mojego właściciela, Kengo, kiedy Colin zaczynał moją tresurę. Pan wydał mi się wtedy bardzo zadowolony wiadomością o ich ruchu, cokolwiek to miało oznaczać, jednak teraz jego oczy błyszczały w ten niebezpieczny, ale również niezwykły i przerażający sposób. Aż całe moje ciało pokryło się ciarkami i delikatnie zadrżało.

- Marzę o tym i każdy, kto się liczy i zna całą sytuację dobrze o tym wie, a ty się do tych osób jak najbardziej zaliczasz. Nie udawaj, więc głupiego tylko daj mi odpowiedź. - Odrzekł po chwili zastanowienia Colin, a blondyn spojrzał na niego podejrzliwie. Ciekawe, czym była ta organizacja, o ile to w ogóle była jakaś organizacja, bo przecież to tylko moje małe przypuszczenia. Na pewno jednak liczyła się w świecie bogaczy skoro mój właściciel tak się nią martwił, że aż postanowił zwrócić się o pomoc do kogoś innego. Jedno już o nim wiedziałem, nienawidził prosić o coś innych ludzi. To typ samodzielnego człowieka.

-Ja też ich nie lubię, więc z chęcią pomogę ci się ich pozbyć. Już za długo oni i Station rządzą sobie w spokoju w naszym ukochanym Tokio - upił porządny łyk i odstawił pustą szklankę na stole, po czym oparł się wygodnie.- Tylko, dlaczego ja? Co prawda mój ojciec ma pokaźną i dobrze prosperującą firmę, ale ja jeszcze jej nie przejąłem.

-Może tak, ale niedługo to nastąpi - uśmiechnął się Colin i kontynuował swoją dokładnie wyuczoną i przygotowaną przemowę.- Ty zaś będziesz chciał zapewne trochę ją jeszcze rozwinąć, znam cię nie od dziś Novah. Jesteś jak ja, pragniesz wpływów i władzy, dlatego czas pozbyć się starego Toranosuke, czyż nie? Skoro, więc mamy tego samego wroga to połączmy Corporation Gold, razem z moją firmą - skończył swoje przemówienie, po czym dopił swój alkohol i także odłożył swoją szklankę na stół. Następnie skierował wzrok na blondyna. Ja natomiast cały czas w skupieniu próbowałem zrozumieć wszystko, o czym mówili, niestety za mało jeszcze wtedy wiedziałem, żeby się w tym połapać.

-Umiesz mówić zawsze to, co chcę się usłyszeć, co nie? To taki twój talent Shinji- wyszeptał Novah i spuścił głowę. Nazwał go Shinji, a nie Colin. Czyli, że nie wiedział? A może nie kazał tak do siebie mówić innym, tylko swoim niewolnikom? Ciekawe, że nikt się nie zorientował. Może myśleli, że Shinji, kiedy przechodzi do interesów zmienia twarz, ale nie całą osobowość? Naprawdę byłem tego cholernie ciekawy. Jeśli tylko ja wiedziałem i nieliczni jego służący to poczułbym się w jakiś głupi i chory sposób wyróżniony i ważny.- W sumie utrzeć nos samemu Hatoriemu Toranosuke. Naprawdę kusząca propozycja. Chyba nawet się dam w to wciągnąć - pokręcił delikatnie głową.- Jak zwykle potrafisz mnie zmanipulować.- Mój Pan uśmiechnął się delikatnie. Następnie wstali i uścisnęli sobie dłoń. Po czym Novah odprowadził nas do drzwi, pożegnał i zostawił samych. 

Dziwiłem się, że poszło tak szybko i łatwo. Znali się, ale żeby tak prosto zawrzeć porozumienie w sprawie jakiejś poważnej afery i obalenia czyiś rządów? Trochę niepokojące, ale przecież ja się na tym kompletnie nie znam.  Zbyt ogromny i niezrozumiały jest dla mnie świat ludzi bogatych. Pełen intryg, spisków, organizacji, firm, wpływowych mniej i bardziej. Bólu głowy można od tego wszystkiego tylko dostać.

 Mimo tych przemyśleń, to cieszyłem się niezmiernie, ponieważ to znaczy, że nie spotkają mnie już żadne fizyczne wysiłki tego wieczoru. To naprawdę wielka ulga. Przynajmniej teraz mogę jakoś uporządkować te wszystkie chaotyczne myśli.

- Gładko poszło - powiedział Pan, po czym wziął mnie pod rękę i już obaj ruszyliśmy do wyjścia. Na całe szczęście, zresztą nie mogłem już znieść przebywania w tym przepychu i bogactwie, a wkoło pełno obcych osób, patrzących na mnie jak na kawałek mięsa do schrupania. Jakoś nie podobały mi się te spojrzenia.

W końcu wyszliśmy z tego ogromnego hotelu. Było już naprawdę późno, chociaż nie mogłem jednoznacznie określić godziny. Zimą tak szybko robi się ciemno i ten mrok trwa tak długo, że naprawdę trudno jest ustalić godzinę w porach wieczornych i porannych.  W powietrzu nadal wirowały płatki śniegu. Było naprawdę pięknie, a do tego nie aż tak mroźno jak się spodziewałem. Puściłem rękę Pana i spojrzałem w górę. 

Uwielbiałem wpatrywać się w nocne niebo. Księżyc nieśmiało wyłonił się zza chmur. Gwiazdy też delikatnie migotały tu i ówdzie. To był naprawdę zapierający dech w piersi obraz.

-Aż tak ci się podoba nocne niebo?- Colin? Tak to na pewno on. Miał trochę inną barwę głosu, chociaż nie wiem jak to do końca możliwe. Zresztą to mutant, po takim nigdy nic nie wiadomo.

-Jest piękne. Bardzo piękne, uwielbiam je obserwować - spojrzałem na niego. On teraz też patrzył w górę, a w oczach migały mu jakieś dziwne… iskierki szczęścia? Uśmiechał się też delikatnie. Czy to na pewno jest ten Colin? A może to Shinji stroi sobie ze mnie żarty…- A tobie? Podoba się?

-Smutne.- Odwróciłem się zaintrygowany na to cicho wypowiedziane słowo. Jakby nieśmiało, bardzo nieśmiało.

-Dlaczego uważasz, że nocne niebo jest smutne?- Przecież było piękne. Wzbudzało zachwyt i podziw oraz coś nieosiągalnego, ale jednak istniejącego. Ja naprawdę nie rozumiem bogaczy.

-Przecież gwiazdy są tak daleko od siebie. Zawsze same, w tym wielkim, czarnym i pustym wszechświecie. Czyż to nie przerażająco smutne? Są takie samotne, tak bardzo cierpią… Są jak my, ludzie. Sami pośrodku mroku otaczającego je świata - wyszeptał cicho cały czas spoglądając na nocne niebo. Ja wpatrywałem się w niego i powoli rozumiałem, chociaż…

-Nie jesteśmy sami. Mamy rodzinę, przyjaciół. Ci, których kochamy zawsze są blisko nas - odpowiedziałem równie cicho jak on. W końcu spojrzał w moje oczy. Nie widziałem w nich pożądania, złości, pewności siebie. Nie było tam nic z aroganckiego, sadystycznego potwora, jakiego znałem. Stał przede mną człowiek samotny. Tak cholernie samotny i cierpiący, że widząc te szkliste oczy zapragnąłemprzytulić go mocno jak tylko umiałem. Staliśmy zaledwie parę kroków od siebie, ale dopiero teraz zrozumiałem jak wiele bólu nas dzieli.

Ty przeżywasz ból? Ty zostałeś pozbawiony wszystkiego? Spójrz na niego, przecież to wrak człowieka! Istny obraz samotnika, porzuconego przez wszystkich, którzy byli mu bliscy. Dlaczego? Ten wzrok jest tak bardzo pogrążony w rozpaczy.

-Szczęściarz skoro nadal myślisz, że nie jesteś w świecie całkiem sam. Naprawdę ci zazdroszczę tej wiary - odetchnął głośno, po czym skierował swoje kroki w stronę limuzyny. Spojrzałem ostatni raz w nocne niebo i poczułem na policzkach łzy.

Dlaczego płakałem? Przecież to drań, który zrobił ze mnie niewolnika i dziwkę. Zbezcześcił moje ciało, oberwał mnie z godności, dumy i człowieczeństwa. Pozbawił wszystkiego, co kiedykolwiek miałem. Na końcu oddał mnie innym by wykorzystać w swoich szemranych interesach. Do tego jest niewyżytym maniakiem seksualnym, sadystą uwielbiającym się nade mną znęcać i skurwielem, który zgwałcił mnie dwa razy… Dlaczego, więc teraz płaczę z jego powodu?

Już wiem, ten samotny wzrok. Ta samotna postać. Nie mogłem pozbyć się go z głowy. Nawet, jeśli próbowałem sobie przypomnieć jak jest obrzydliwy i przerażający widziałem tylko słabego, cierpiącego w samotności człowieka. Moje serce mocno zabolało mając ten obraz przed oczami. Tak bardzo bolało, że aż schyliłem się i zacząłem ciężko oddychać.

Jeszcze nie wiedziałem ile mój Pan przeszedł, ani dlaczego zareagowałem tak, a nie inaczej na całą tą
sytuację, ale miałem się dowiedzieć i żałować tego do końca swych dni. 
























Tyle ode mnie na dziś.
Jeszcze jeden rozdział w tym miesiącu się pojawi, a może nawet jakiś One Shot na święta.
Przepraszam za brak rozdziału w listopadzie, ten rozdział jest właśnie za tamten miesiąc. 
 PAMIĘTAJCIE: Komentujcie, bo tym karmicie moją wene!
Betował Damian.
Nana ^^

sobota, 31 października 2015

One Shot

Halloween


Kiedy nadchodzi ten jeden, jedyny dzień w roku, kiedy wszystkie dzieciaki aż do późnej nocy na dworze przebywać mogą. Kiedy wszystkie pary do kina ciągną na horrorowe maratony lub zamykają się w swoich domach by sam na sam coś pooglądać. Kiedy na chwilę linia pomiędzy światem potworów, monstrów i duchów się zaciera. Kiedy w końcu nastaje ten dzień, czuję jakbym naprawdę żył!

Dokładnie  tak jak myślicie, uwielbiam wszystko, co przerażające. Na swoim koncie mam obejrzany dosłownie każdy straszny film, jaki wyszedł. Nawet te słabe, przy których omal nie zasypiałem musiałem dołączyć do swojej kolekcji. W opowiadaniu przerażających powieści także byłem zawsze najlepszy i moich wymysłów oraz poznajdywanych historii nikt z towarzystwa nie mógł przebić. Innymi słowy Halloween to był mój ulubiony dzień w roku.

Otworzyłem, więc oczy rozpromieniony i wyskoczyłem z łóżka od razu pędem rzucając się do łazienki. Szybko pozbyłem się piżamy i zażyłem gorącego prysznicu. Świat za oknem malował się w smętnych, jesiennych barwach. Słońce stało się tak nieśmiałe, że aż schowało się za chmurami i ani myślało stamtąd wychodzić. Ja jednak cieszyłem się z tej przygnębiającej pogody. W świętostrachów, bowiem, nie mogłoby bezkarnie świecić ciepłesłoneczko. Co prawda ubóstwiałem naturę, a już szczególnie ogrody i piękno w nich ukryte. A teraz całe ono zostało pod ziemią zachowane. Ale nawet mimo tego nie mogłem i nie potrafiłem być smutny. W końcu to TEN dzień!

Zapomniałem nawet przez chwilę, że już od ponad miesiąca jestem niewolnikiem egoistycznego, sadystycznego dupka, o pociągu do niepełnoletnich chłopców, ale kto by się teraz nim przejmował?
-Dzień dobry Yuki.- Wesoły głos Misy powitał mnie, kiedy wszedłem do pokoju opatulony szczelnie w niebieski ręcznik. Zakręciłem wokół niej kółeczko, po czym nucąc radośnie otworzyłem szafę.- Co ty dzisiaj w tak wspaniałym humorze, co?- Zaśmiała się cicho i zaczęła rozkładać na stoliczku moje przepięknie pachnące jedzonko.
- No, bo dzisiaj mamy HALOWEEN!- odrzekłem promienie, po czym chwyciłem parę białych bokserek, do tego czarną bluzkę i granatowe spodnie z lateksu i nadal podśpiewując ruszyłem z powrotem do łazienki, aby się przebrać.
-I to jest powód do tak wielkiego szczęścia?- Zachichotała kolejny raz.
-Oczywiście, że tak.- Wyszedłem z łazienki i od razu zabrałem się do pałaszowania żarełka. Misa to prawdziwy anioł w kuchni!- Przecież to najlepszy dzień w roku!- Mówiłem podczas przełykania kolejnych porcji mojego śniadania.
-Ja tam czasami obejrzę jakiś horror, albo posłucham historyjki o duchach, ale jakoś szczególnie w nie, nie wierzę, ani za nimi nie przepadam.- Spojrzałem na nią jak na dziwoląga. Jak można nie lubić strasznych rzeczy? Dla mnie to było jakieś nienaturalne.
-Żartujesz? Przecież banie się jest takie świetne. Wywołuje ten dreszcz emocji i adrenalinę. Ja uwielbiam wszystko, co przerażające.

-Naprawdę? A nie wolisz jak ja ci podwyższam adrenalinę?- Obróciłem się jednocześnie z Misą. W drzwiach jak gdyby nigdy nic stał mój właściciel i uśmiechał się w sposób, któryniekoniecznie lubiłem.
- Witaj Panie.- Dziewczyna skłoniła się delikatnie, po czym rzuciła mi ciepły uśmiech i szybkim krokiem wyszła z pokoju wymijając po drodze mojego Pana. On natomiast cały czas patrząc mi w oczy powolnym krokiem podszedł do mnie i usiadł po mojej prawej stronie, na łóżku. Starałem się go ignorować i wgapiając się w talerz nadal spokojnie jadłem.
-Dzień dobry Panie.- mruknąłem tylko, kiedy przełknąłem odrobinę potrawy.
-Cześć kotku.- Jego ciepły oddech owiał delikatnie moje ucho, a ja nieznacznie się odsunąłem. Za blisko!- Dlaczego się odsuwasz i mnie ignorujesz?- Zapytał po jakimś czasie ciszy panującej w pomieszczeniu nakierował mój podbródek, tak żebym patrzył centralnie na niego.
- Bostaram się w spokoju zjeść śniadanie Panie.- Posłałem mu wymuszony uśmiech i już miałem zamiar wrócić do poprzedniej czynności, kiedy nagle zostałem przez niego przyszpilony do łóżka.- Co robisz idioto, puszczaj mnie!- Na moje wołania tylko się zaśmiał, po czym wpił w moje usta, przez co nie mogłem wyrzucić mu więcej na jego temat.

-Nie mam zamiaru cię puszczać. W końcu ty tak lubisz skoki swojej adrenaliny.- wyszeptał mi do ucha i zaczął je molestować, a prawą ręką już ściągał ze mnie koszulkę.
-Ale nie przez takie akty! Ja lubię się bać i przez to właśnie…- Cholera przez to, co wyrabiał już swoim językiem na mojej klatce piersiowej nie mogłem się skupić na skleceniu porządnego zdania.
-Bać? Serio, nie wyglądasz na takiego. - Na szczęście trochę go tym zainteresowałem, a on zaprzestał swoich poczynań, dzięki czemu mogłem się trochę opanować.
-Może nie wyglądam, ale tak uwielbiam. A dziś jest Halloween, więc dlatego z Misą o tym rozmawiałem.- Nieśmiało spojrzałem w jego oczy. Muszę coś wymyślić, żeby ten pedofil ze mnie zlazł.
-Całkiem zapomniałem, bo wiesz ja też jestem fanem horrorów. A dziś na szczęście pracy już brak, więc chciałem zabawić się z moim koteczkiem w ten dzień.- Cały dzień zabawa z nim? Przecież ja bym na tyłek nie mógł usiąść, a o staniu to już w ogóle mowy nie ma. Naprawdę muszę coś wymyślić.- Skoro jednak obydwoje tak to lubimy, może warto by zrobić sobie mały maraton, co ty na to?- Dzięki bogu, że nie musiałem nawet niczego robić, a on sam dał propozycję czegoś innego. Chociaż czułem w głębi duszy, że od pierwowzoru jego planu i tak nie ucieknę. Mogę jednak przedtem trochę poświętować!
-Dobry pomysł, jestem jak najbardziej za, Panie.- Uśmiechnąłem się, a w duchu odetchnąłem z wielką ulgą.
-Cieszę się, że ci się podoba. Już dawno nie miałem, kiedy zrelaksować się w ten sposób, ale najpierw…- Ponownie przygwoździł mnie mocno i błyskawicznie pozbawił mnie bluzki i spodni.
-Panie, ale przecież mówiłeś…- Znowu niedane mi było skończyć przez jego usta mocno dociśnięte do moich. Następnie poczułem jak jego sprawne ręce wędrują po moim nagim torsie skupiając się głównie na sutkach, a ja zacząłem niekontrolowanie wzdychać prosto w jego usta. Kiedy w końcu oderwał się ode mnie oblizał wargi i z pożądaniem w oczach rzucił się na mnie.

Nienawidziłem tego typu poranków. Seks od wschodu słońca to najgorsze, co może być. Przez cały dzień wszystko będzie cię boleć, albo, jeśli masz szczęście będziesz czuł nieznaczny dyskomfort. Tak, czy siak jest to istna masakra. Przynajmniej dla mnie. Bowiem mój Pan, który teraz tulił mnie mocno do siebie i bawił się kosmykami moich włosów jakoś na szczególnie niezadowolonego nie wyglądał.
-Panie nie zgadzam się na więcej takich poranków - mruknąłem w końcu cicho.
-Dlaczego, nie? Mi się bardzo podobają.- Może, dlatego, że to nie ty potem masz problemy z chodzeniem samolubny idioto!
-Rozumiem Panie, ale potem mam lekkie problemy z poruszaniem się. - Niech ten pojeb w końcu spróbuję postawić się na chwilkę, na moim miejscu.
-Wybacz, ale to już tylko twój problem.- Uśmiechnął się do mnie słodko, a ja w myślach właśnie rozcinałem mu gardło ostrym nożem. Cóż za piękny widok flaków wszędzie dokoła. Idealnie na Halloween!- Nic nie poradzę. Jak mam ochotę to mam. Pamiętasz? Nie odmawiasz mi kochanie.- A uduś się swoją spermą jebany skurwielu. Nie potrzebuję jego litości. Nie będę prosił, nie ma mowy.
- Dobrze Panie. - Położyłem się na brzuchu by odrobinie zniwelować dyskomfort i ból, ale tylko stęknąłem cicho. Musiał tak mocno mnie pieprzyć?
-Nie obrażaj się kotku.- Pociągnął mnie tak, że przytulałem się właśnie do jego klatki piersiowej, po czym zaczął delikatnie gładzić moje plecy. Zapewne taki miał kaprys.
-Nie obrażam, po prostu nie tak wyobrażałem sobie początek mojego ulubionego dnia. - Prychnąłem jak niezadowolony kociak, a on tylko pocałował mnie szybko w ustach.
- Wynagrodzę ci to koteczku - mruknął dalej masując moje plecy.

- Niby jak? - Nadal byłem obrażony, ale jego ręce tak delikatnie błądzące po moich plecach naprawdę były przyjemne. Tak, że aż w pewnym momencie przysunąłem się jeszcze bliżej niego i cicho mruknąłem.
- Najpierw weźmiemy długą kąpiel  - zaczął mówić tym swoim niskim, przyjemnym głosem. Aż dreszcz mnie przeszedł.- Potem zejdziemy do wielkiego salonu, zrobimy popcorn i urządzimy sobie całodzienny maraton horrorów. Co ty na to Yuki?- Cholera. Skąd on wie, w jaki sposób mnie przekupić. Muszę przyznać, że mu się udało mu. Taka perspektywa była kusząca.
-Zgoda, ale żadnych podtekstów Panie - spojrzałem na niego uważnie, a on cicho się zaśmiał.
-No cóż, tego nie mogę ci obiecać - wiedziałem, że to powie, a jednak liczyłem, że może chociaż w ten mój ukochany dzień mi odpuści.
- W takim razie ja idę spać - zsunąłem się z niego, po czym wskoczyłem pod kołdrę i szczelnie się okryłem.
-No daj spokój Yuki.- Widać dobrze się bawił, bo słyszałem jak nieznacznie znowu się zaśmiał.- Zawrzyjmy rozejm, no chyba, że pasuje ci spędzenie w łóżku całego Halloween?- Na te słowa od razu wynurzyłem się spod kołdry i spojrzałem na niego podejrzliwie.
-Jakiego rodzaju rozjem?- Mam szansę zrezygnować z nocnych harców z nim i do tego przeżyć całodobowy maraton? Jak tak to wchodzę w ten jego ,,rozejm’’.
-To proste kotku. Jeśli podczas jakiegoś filmu, który ja wybiorę przestraszysz się to będziemy to robić tak długo i jak chcę - oblizał się łapczywie i przycisnął mnie w tym momencie do łóżka.- Jeżeli zaś to mnie przerazi jakiś film, który ty wybierzesz wtedy oglądamy spokojnie przez cały dzień horrory, a ja nie tknę cię nawet palcem - uśmiechnąłem się i spojrzałem mu w oczy.
Obaj się mierzyliśmy, po czym zaśmiałem się triumfalnie i podniosłem na łokcie całując go w usta. Kiedy się od niego oderwałem był w lekkim szoku i patrzył na mnie jak na jakiegoś dziwaka.
-Całus podziękowania i współczucia. Nie poruchasz już dzisiaj mój Panie.- W końcu z nim wygram. Już się doczekać nie mogłem, kiedy po całym seansie spojrzę na niego, chociaż ten jeden raz z góry.
-Jaki pewny siebie.- On także się uśmiechał, a w jego oczach czaiły się niebezpieczne chochliki.- To ja nie mogę się doczekać tych nocnych jęków, których z ciebie wydobędę kotku.- Przeciągnął zmysłowo ostatnie słowo, po czym zbliżył swoją twarz do mojej.- Tym pocałunkiem zaś nieźle mnie nakręciłeś. Pożałujesz jeszcze swojej pewności siebie Yuki-chan.- Nie oderwaliśmy od siebie wzorku nawet na moment. To jest ciekawe i intrygujące. Ja, czy on? Ja byłem już pewny, chociaż on też wydawał się pewny swego zwycięstwa. To będzie długi dzień.

-Stoi. Przyjmuję zakład Panie.- Na te słowa usiadł i wyciągnął w moją stronę rękę. Uścisnąłem ją mocno. Już czułem przyjemny smak zwycięstwa. Żaden horror mnie jeszcze nie przeraził. Nie przegram, nie z nim.
-Okej, no to chodźmy się wykąpać, a potem, wyjaśnię ci zasady.- Wstał, po czym nałożył na siebie bokserki. Dopiero teraz zauważyłem, że leżałem z nim nagi jak gdyby nigdy nic! Zarumieniłem się, po czym odwróciłem wzrok w przeciwną stronę i szczelnie opatuliłem się pierzyną.
-Podaj mi moje bokserki.- Wyszeptałem i spaliłem jeszcze większego buraka.
-Dopiero teraz zauważyłeś? Bystrzak jak mało, kto. - Z uśmiechem na ustach i nadal paradując w tylko w czarnych bokserka otworzył szafę i przez chwilę się zawahał. Mimo to rzucił mi zielone bokserki. Dobrze, że na razie nie nalegał na te czerwone coś, a pozwalał mi nosić normalną bieliznę, czyli zakupił mi większą ilość bokserek! To jedno, co dobre.
- Odwróć się - na to zarechotał. – Proszę - powiedziałem piskliwym głosem.
-Wstydzisz się przed mną? Daj spokój, znam każdy skrawek twojego ciała.- Wymamrotał seksownie i zaczął chamsko się we mnie wgapiać. Nie miałem wyboru. Zanurkowałem pod pierzynę i z dozą gracji wcisnąłem na swój tyłek bieliznę. Po czym szybko wyskoczyłem z łóżka i stanąłem przed nim pokazując mu język. On tylko trochę się uśmiechnął, po czym skierował do łazienki.                        Podążyłem za nim z uśmiechem na ustach. Dziś będzie wspaniałe Halloween!

Siedziałem właśnie na kanapie w ogromny salonie, który notabene widziałem pierwszy raz odkąd tutaj przybyłem. Wielki z ogromnymi oknami dającymi dużo światła, chociaż dziś stukał o nie zawistnie wiatr i deszcz. Mahoniowe, drewniane panele były wypastowane i odbijałem się w nich jak w lustrze. Ściany były w kolorze czerwieni, koloru krwi. Całość pokoju również została otoczona w takiej intonacji. Drewniany stolik kawowy przede mną wykonany z drewna mieścił na sobie czerwony obrus i dwie białe, palące się świece zapachowe. Po prawej stał stary, pięknie wykonany kominek, w którym wesoło buchał ogień i wprowadzał w pomieszczeniu odpowiedni klimat. Po lewej stronie znajdowały się różnego rodzaju komody i szafki w odcieniach czerni. Na środku zaś stał ogromny telewizor, a pod spodem DVD i inne tego typu sprzęty. Kanapa zaś, na której obecnie sobie wypoczywałem i czekałem na mojego właściciela, była naprawdę wielka. Z sześć osób spokojnie by się na niej zmieściło. Miękka i przyjemna w dotyku. W odcieniu głębokiej czerni z czerwonymi poduszkami. Całość prezentowała się niesamowicie gustownie i elegancko, a klimat był naprawdę cudowny i idealny. Nawet pogoda była odpowiednia. Wszystko przygotowane z myślą o tym dniu.

W końcu z do pokoju wszedł Pan. W lewej ręce trzymał butelkę Coca-coli, a w drugiej ogromną miskę popcornu. Uśmiechnąłem się na ten widok i pobiegłem mu pomóc. Położyliśmy napój na środku kanapy tak samo jak miskę. Po czym Pan spojrzał na mnie, włączył telewizor i DVD.
-Na twardym dysku mam wszystkie horrory, jakie powstały. Słabe, mocne, klasyki. Stare i najnowsze, które dopiero powychodziły w tym roku. Możesz wybrać, jaki zechcesz. Wybieramy na zmianę. Najpierw ja, potem ty. Reszta jest już ci dobrze znana  - uśmiechnął się do mnie, po czym wygodnie rozsiadł i zaczął przeglądać tytuły. Ja zrobiłem to samo. Siedzieliśmy dosyć blisko.
-To może na początek coś klasycznego - zatrzymał wzrok, a ja spojrzałem na nie, a kąciki moich ust nieznacznie poszły w górę.
-Wiesz, co dobre.- To będzie genialny seans.
-Jasne, że wiem, wątpiłeś we mnie Yuki?- Nacisnął przycisk play i obaj zaczęliśmy oglądać jeden z najlepszych horrorów, czyli ,,Lśnienie’’. – Kotek - Mruknął cicho w moją stronę. Nienawidziłem, gdy ktoś przeszkadzał mi w seansie. Co z tego, że widziałem ten film już z pięć razy? I tak był za każdym razem genialny.- Może przysuniesz się bliżej, co?- spojrzałem na niego jak na wariata. Przecież była umowa, co on odstawia?- Wiesz tak po prostu. Będzie nam wygodniej - westchnąłem, ale wiedziałem przez ten jego błagalny wzrok, że nie odpuści i nie da mi w spokoju obejrzeć. Dlatego podniosłem się i usadowiłem kilka centymetrów po jego prawej stronie. Położyłem bliżej nas butelkę, a na swoje kolana wziąłem miskę z popcornem.
-Lepiej? - zapytałem lekko zawstydzony. On zaś tylko uśmiechnął się, po czym przygarnął mnie ramieniem do siebie i już w całkowitej ciszy i skupieniu oglądaliśmy ten zacny klasyk.

Po pierwszy czterech filmach zrobiliśmy sobie w końcu małą przerwę. Na wizytę w toalecie, na odnowieniu zapasów oraz po to, żeby się przeciągnąć. Na razie oglądaliśmy dla samej przyjemności. Wybieraliśmy tytuły, które z chęcią i zainteresowaniem obaj widzieliśmy już nie raz. Niedługo jednak pora będzie na wyciąganie swoich ukrytych asów. W końcu pojedynek musi zostać stoczony.

- Już pora - zerknąłem w stronę wejścia do pokoju. W drzwiach stał Pan i głupkowato się uśmiechał. Spojrzałem na niego i wytknąłem język. On nadal tylko stał i dalej się szczerzył.
-Wiem, że już pora. Dalej, teraz twoja kolej na wybór filmu. Lepiej zacznij już próbować mnie przestraszyć, bo inaczej przegrasz.- Podszedł do mnie, po czym usadowił się z powrotem na swoim miejscu i zaczął wędrówkę po tytułach. Zatrzymał się na wybranym tytule, wziął miskę na kolana i przygarnął mnie do siebie.
-Panie ja też uwielbiam ten klasyk, ale naprawdę powinieneś zacząć szukać czegoś straszniejszego - zaśmiał się tylko i włączył film. Westchnąłem ze zrezygnowaniem. Przegra, pomyślałem i zacząłem oglądać kolejny dobry, stary film ,,Dracula’’. Król wampirów zawsze spoko.
Oglądaliśmy już jakieś pół godziny, kiedy nagle zauważyłem, że w pokoju zrobiło się jakoś dziwnie zimno. Wzdrygnąłem się i mocniej przysunąłem do swojego właściciela. Znałem dobrze przebieg akcji, ale mimo to film i tak wciągał mnie za każdym razem. Zawsze podobały mi się motywy wampirów. Wieczne, piękne i potworne stworzenia pijące krew. Kto by ich nie kochał?
- Jest świetny, prawda? Tym bardziej, że to dzieło jest najbliższe prawdzie - spojrzałem na swojego Pana zdziwiony. O czym on do mnie mówił? Jakiej niby prawdzie?
- Panie przeszkadzasz mi - znowu to nieprzyjemne zimno. Przecież ogień w kominku płonie.- Jakiej niby prawdzie?- Nie znosiłem przeszkadzanie w trakcie oglądania, ale muszę przyznać zaintrygował mnie.
- Prawdy o prawdziwych wampirach - spojrzał na mnie, a ja w jego oczach zobaczyłem mrok, którego nigdy dotąd nigdzie nie ujrzałem. Mimo to nerwowo się zaśmiałem i przełknąłem ślinę.
-Przecież wampiry to tylko bajki, znaczy mity. Stare, pradawne. Dobry materiał do dzieł sztuki.- Popatrzył na mnie i uśmiechnął się tajemniczo.

-Naprawdę tak myślisz? Przecież masz jednego przed sobą. - Na to wybuchnąłem śmiechem. Taka była jego taktyka? W ten sposób chciał mnie przestraszyć? Szczerze powiem zawiodłem się. Może był zimnym skurwysynem, ale na pewno nie tak zimnym. Dobry żart.

-Starałeś się. Niestety nie wyszło. Wampir, dobre sobie. Mogłeś spróbować udać demona. Nie. To też by nie pomogło. Przestań udawać i oglądajmy film,okej?- Wtedy przestał się uśmiechać. Wyłączył telewizor, a w pokoju zapanował mróz i poczułem się jakby była zima, a ja znajdowałbym się na dworze w jakiejś śnieżycy. Oczy przybrały barwę krwi, a zęby wysunęły się odrobinę z jego ust. Jakie zęby? To były kły i to długie, ostre kły. Patrzyłem na to i strach owładnął moim ciałem. Nie mogłem ani krzyczeć, ani nawet drgnąć. Płakałem.
Łzy spływały po moich policzkach jedna za drugą, a on patrzył na mnie i wiedziałem, że zaraz mnie zabije. Muszę biec, muszę uciekać. W jednej chwili poderwałem się z kanapy i wybiegłem z pokoju. Nawet się nie odwracałem, ale i tak wiedziałem, że za mną podąża. Wampir, wampir, wampir. Ten skurwysyn jest jebanym, pradawnym wampirem. Łzy zamazywały mi widok, więc często się potykałem. Mimo to, co sekundę przyspieszałem. Zacząłem dyszeć i sapać ze zmęczenia. Moja kondycja zawsze była słaba, a jeśli o bieganie chodzi to byłem najgorszy w klasie.

Nawet jednak, teraz wydawało mi się, że biegnę jeszcze wolniej niż zazwyczaj. Teraz wspinałem się po schodach. Chwilkę przystanąłem by odzyskać oddech, ale poczułem za sobą jego obecność. Mdlący zapach krwi dusił mnie jeszcze bardziej. Służba nagle jakby wyparowała z domu. Nawet Misy nigdzie po drodze nie widziałem. W czasie zaś, kiedy obejrzałem się za siebie zamarłem. Stał u dołu schodów. Cały we krwi. Pod jego nogami leżała cała reszta domowników, w tym także Misa. Silną wolną powstrzymałem wymioty i znowu zacząłem mknąć szybko w górę.

Dotarłem w końcu na ostatnie piętro. Ledwo oddychając, sapiąc głośno. Cały spocony i zapłakany. Obłąkanym wzrokiem ujrzałem na końcu korytarza najstarsze i najbardziej zniszczone drzwi. Podbiegłem do nich i nacisnąłem klamkę. Chłód ponownie się do mnie przytulił, a czarna otchłań wyłoniła po mnie ręce. Nie miałem jednak wyboru, więc pozwoliłem jej siebie pochłonąć. Szedłem niepewnie stawiając jeden krok za drugim. W rogu zrujnowanego i dawno opuszczonego pomieszczenia ujrzałem małe okienko, przez które dostawało się światło księżyca w pełni. Kiedy nadszedł wieczór?
Zapytałem sam siebie podchodząc bliżej i siadając na podłodze. Zakryłem usta by nie zwymiotować i niepotrzebnie zakłócać panującej wokoło ciszy. Modliłem się by mnie nie znalazł. W głowie huczała mi tylko jedna myśl. Nie chcę umierać. Nie chcę umierać. Nie chcę umierać.
Drzwi otworzyły się na całą oścież, a on stanął w ich progu. Oblizywał łakomie usta, z których wystawały długie kły pobrudzone krwią. To koniec.                                                                                         W jednej chwili znalazł się naprzeciw mnie. Koniec. Podniosłem się na ciężkich i drżących nogach i spojrzałem mu w oczy z największą pogardą, na jaką mnie w tamtej sekundzie było stać. On tylko uśmiechnął się, po czym przytulił do siebie i ciągnąc za włosy wyeksponował moją szyję. Nawet nie krzyknąłem, kiedy zatopił swoje kły w mojej szyi pomrukując cicho z aprobata.

Nie trwało to długo. Ból był nie do zniesienia, więc tylko tępo wpatrywałem się w sufit i postękiwałem cichutko. Robiłem się coraz słabszy i słabszy, słyszałem jak miarowo i powoli wysysa ze mnie całe życie. Potem była już tylko ciemność i niczym niezmącony spokój.

Obudziłem się w chwili, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Zalany potem i zdyszany zacząłem w końcu krzyczeć głośno. Odzyskałem głos. Mogę krzyczeć!
-Wygrałem?!- Mój Pan wszedł do salonu, a ja krzyknąłem jeszcze głośniej.- Co jest? Jestem aż taki przerażający?- Roześmiał się, a ja dopiero po chwili wszystko zrozumiałem.
-Sen.- Wymamrotałem.- To tylko głupi sen.
-Zasnąłeś? Nie wierzę, wyszedłem na chwilkę, żeby porozmawiać przez telefon, a ty śpisz?- popatrzył na mnie. – Ido tego jeszcze nie zatrzymałeś filmu - jęknął zawiedzony.- Uwielbiam końcówkę ,,Draculii’’ - westchnął teatralnie.- Ale w sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
-O co ci niby chodzi? - spojrzałem na niego, a on w tym czasie zaczął się do mnie zbliżać.
-Możesz ściemniasz, że zasnąłeś, ale oglądałeś film i krzyknąłeś, wygrałem. - Wyszeptał, a ja uciekłem na drugi koniec kanapy.
-Bo miałem koszmar idioto - powiedziałem ze łzami oczach. A jednak ze mną koniec
-Liczy się, krzyknąłeś z przerażenia - uśmiechnął się i usiadł tuż koło mnie.- Wygrałem.- To był długi dzień i jeszcze dłuższa noc. A ja przekonałem się, że lepiej nie wchodzić z moim właścicielem w żadne ugody. NIGDY!






















Taka niespodzianka <3
Nana
PS: Betował Damian :3

piątek, 2 października 2015

Smak rozpaczy


-No dobra, więc chodźmy kotku.- Wysiadłem pierwszy jako, że siedziałem przy drzwiach. Następnie z limuzyny wyszedł mój Pan i przytulił mnie mocno do siebie. Wiatr trochę ustał i teraz płatki śniegu tylko spokojnie wirowały wokół gromady ludzi, którzy wchodzili do ogromnego hotelu.

Ogromny i przytłaczający luksusowy budynek stał przed nami i rzucał cień na wszystko, co znajdowało się w pobliżu. Na niebie pojawiły się już coraz większe i jaśniejsze gwiazdki, a niepełny księżyc nieśmiało wychylił się zza jednej z chmur.
Idąc razem z prądem ludzi i trzymając się blisko właściciela zdawałem sobie sprawę, że po przekroczeniu drzwi tego pałacu nie będzie już odwrotu. Mimo to z uśmiechem na ustach minęliśmy drzwi, które przytrzymał dla nas przyjazny kamerdyner ubrany w szary smoking z białymi rękawiczkami. To prawie jak w tych wszystkich filmach. Na tę myśl zaśmiałem się cicho. Praktycznie całe moje życie było takim jednym horrorem, a to przecież też gatunek kinematografii.

W środku było ciepło, wręcz duszno. Podaliśmy, więc swoje płaszcze zaraz po przekroczeniu progu hotelu jakiemuś innemu służącemu, a on dał mojemu Panu numerek wieszaka. Shinji schował go do kieszeni spodni, po czym ponownie wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy jak się okazało do głównej sali balowej. Oprócz nas na miejscu było już ponad czterdziestu paru gości, a większość z nich to byli mężczyźni w podeszłym wieku, chociaż było też paru młodzieńców w wieku Pana oraz kilka kobiet. Większość z obecnych na miejscu ludzi miała ze sobą chłopca, albo dziewczynkę w moim wieku, którzy tak jak ja stali tuż koło swoich właścicieli.

Wtedy właśnie zrozumiałem, niewolnicy to nie tylko seksualne zabawki i źródło dawania przyjemności swoim Panom. Czasami służą im do towarzystwa lub po prostu, żeby pochwalić się nimi jako wspaniałą i do tego drogą własnością. To taka demonstracja własnego mienia. Trochę prymitywnie jak dla mnie, ale może wśród tych wyższych sfer to normalne.
-Może zjedziemy na dół i napijemy się czegoś?- W momencie wypowiedzenia tych słów posłusznie przytaknąłem Shinjiemu i razem zeszliśmy po schodach.
Muszę bowiem wspomnieć, że sala była umieszczona nieco poniżej parteru, dlatego żeby do niej wejść trzeba było zejść po pięknie ozdobionych i wykonanych schodach ze złotymi poręczami.
Kiedy w końcu podeszliśmy do bufetu i Pan podał mi kieliszek wina od razu wziąłem łyka. Przyjemne ciepło rozgrzało mi gardło i sprawiło miłe uczucie otumanienia. Polizałem usta i przymknąłem oczy. Doskonały rocznik jak mniemam. Na winach się nie znam, ale sądząc po  tym wszystkim nie tylko jedzenie, ale także alkohol musiał mieć dostateczny poziom.

-Smakuje ci?- Odstawił zarówno swój, jak i mój kieliszek na tackę przechodzącego akurat obok nas kelnera, a następnie ruszył w stronę małej grupki.
Większość gości w pomieszczeniu zgromadziło się w małych kręgach i każdy z nich żarliwie o czymś dyskutował. Ten do którego zmierzaliśmy składał się z dwóch starszych facetów, którzy byli w okolicach pięćdziesiątki, a każdy z nich trzymał przy swoim boku młodego może piętnastoletniego chłopca. Obaj patrzyli teraz jak zahipnotyzowani w swoje buty i wcale się nie odzywali. Szczerze, to patrząc na ich obrzydliwych posiadaczy współczułem im i to bardzo. Byli młodsi ode mnie, a do tego tak źle trafili. No cóż, ja też lekko nie miałem z Colinem, ale jest chociaż przystojny.
Trzecią osobą w gronie był młody mężczyzna z blond krótkimi włosami, prostym nosem, pełnymi, czerwonymi ustami oraz bystrymi i czekoladowymi oczami.
Tak jak mężczyźni i mój Pan ubrany był w czarny garnitur z dopasowanym krawatem. On jedyny nie miał nikogo przy sobie i w duchu trochę mnie tym zaskoczył. Może był normalnym bogaczem? Znaczy takim, którego nie jarało posiadanie drugiego człowieka na własność i pieprzenie go, kiedy ten udaję jak mu dobrze, a w myślach zabija swojego ukochanego Pana na wiele, wiele wymyślonych sposobów. Chociaż, czy to ważne? Skoro nie przeszkadzam mu obecność innych zwierzaczków wszędzie wokół to taki ,,normalny'' też pewnie nie jest.
Ostatnim w całej grupce była wysoka i hojnie obdarzona przez naturę blondynka w obcisłej, wściekle czerwonej sukience, która delikatnie trzymała za rękę młodziutką, na oko osiemnastoletnią dziewczynę o czarnych jak noc włosach, która także wgapiała się w podłogę.

-Witaj Shinji.- Przywitała go piskliwym głosem kobieta i pocałowała w policzek.- Ile to już się nie widzieliśmy?-Jej głos był straszny, że aż uszy więdły. Miałem naprawdę wielką ochotę zakleić jej czymś twarz.
-Cześć Anastasio. To chyba będzie z pół roku.- odpowiedział z uśmiechem mój Pan i mocniej przytulił mnie do siebie. Ja zarumieniłem się lekko na ten gest, ale także słodko uśmiechnąłem.
-A, to jak mniemam jest twój nowy słodziak, tak?- Na te słowa trzech mężczyzn, którzy dotąd jakoś szczególnie nie zwróciło na mnie uwagę, teraz uważnie świdrowali  wzrokiem zarówno mojego Pana, jak i mnie samego.
-Tak to jest Yuki.- Wysunął mnie odrobinę przed siebie, lecz nadal mocno trzymał.- Mój nowy pupilek.
-Jejku, aż bym go sama schrupała, gdybym leciała na chłopców.- Zaśmiała się, a najmłodszy z mężczyzn z grona uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.- I jak chłopczyku podoba ci się na przyjęciu?- Szczerze? Już nie lubiłem tej kobiety. Co za fałszywa  uprzejmość. Colin przy niej wygląda w kwestii manipulacji i kłamstw jak anioł  ogromną aureolą.
-Jest tu naprawdę elegancko, ale czuję się trochę nieswojo, chociaż nie jest źle.- Promienie uśmiechnąłem się do całego towarzystwa i przesunąłem tak, że stałem po prawej stronie Shinjiego.
-Rozumiem, ale nie bój się, nikt tutaj nie gryzie. No możesz się tu tylko zanudzić na śmierć, przez takich staruchów jak oni.- Zaśmiała się dosyć głośno i wskazała na dwójkę pięćdziesięciolatków.

Oni tylko prychnęli i znowu zaczęli o czymś rozmawiać. Sprawy biznesowe, prowadzenie firmy i inne takie, właściwie zgodnie z założeniami Anastasi nudne dla mnie rzeczy.
Ona natomiast i Shinji po wymienieniu na ucho jeszcze paru krótkich zdań także dołączyli do rozmowy, a ja stanąłem sobie z boczku tak jak reszta niewolników w całej sali. Mimo to nie zapatrywałem się w wypastowaną podłogę, ale obserwowałem przestrzeń wokół mnie. Niesamowity wystrój. Wszystkie te zdobienia i masa innych drobiazgów. Kiedy dokładnie się temu wszystkiemu przyjrzałem, zacząłem wodzić wzrokiem po ludziach.

Faktycznie paru z nich rozpoznałem jakiś występach w telewizji, albo z okładek gazet, ale większość to były dla mnie całkowite anonimy. Mimo to widać było, że swobodnie czują się w takim miejscu i to najbardziej odróżniało ich od nas, zwierzaczków. Większość z nas stała po prostu z opuszczonymi głowami, tylko nieliczni stali normalnie i uśmiechali się do swoich Panów. Pewnie tak jak ja już zaakceptowali swój marny los i nie pozostało im nic innego jak tępe udawanie takich uczuć. Może nisko zeszliśmy, ale przynajmniej nie musieliśmy już bezsensownie walczyć.

-Co się stało kotku?- Miękki głos mojego Pana rozbrzmiał tuż koło mojego ucha tak niespodziewanie, że prawie podskoczyłem.
-Nic takiego, po prostu trochę się zamyśliłem Panie.- odparłem z uśmiechem.
-Rozumiem, pewnie trochę się nudzisz, co nie? Spokojnie niedługo kończymy, a ty spełnisz swoje zadanie.- powiedział cicho i znowu włączył się do dyskusji z pozostałą czwórką.

Czyli chwila mojej pierwszej pracy jest już bliska. Pamiętam jak dziś, że zawsze pragnąłem zostać dekoratorem wnętrz albo ogrodnikiem. Lubiłem tego typu rzeczy i miałem nadzieję się w tym wykształcić, a potem otworzyć jakiś własny, mały biznes. Mieć dziewczynę, potem ożenić się z nią. Założyć rodzinę. Nie wszystko jednak układa nam się tak jak chcemy, ale nie myślałem, że mi życie położy tak ogromną kłodę pod nogi. Teraz jednak to już nie istotne. Marzenia i przeszłość zniknęły. Koniec z takimi rozważaniami.

-Co skarbie chcesz już się zabawić?- Tym razem to nie był głos mojego Pana. Obróciłem się szybko w stronę blondyna i starałem się by moje słowa brzmiały w miarę spokojnie.
-Nie rozumiem proszę pana.- Pogłaskał mnie delikatnie po policzku. Jakoś nie przeszkadzał mi jego dotyk, ale bałem się jak zareaguje Shinji!
-Możesz być ze mną szczery.- Nachylił się jeszcze bliżej.- Przecież to w końcu...- Nie zdążył dokończy, ponieważ w tej chwili znalazłem się w silnym uścisku mojego Pana, który poczochrał moje włosy. Zapewne przez swój zwyczajny kaprys.
-Novah nie dobieraj się tak publicznie do mojego chłopca.- Cmoknął rozbawiony na co cała grupka wyszczerzyła do nas zęby.- Za niedługo przecież będzie cały twój.- mruknął tylko tak, żeby nasza trójka to usłyszała, a ja w tym momencie spojrzałem lekko przerażony na młodego mężczyznę.

W sumie był przystojny i jak na razie wydawał się najbardziej wyluzowany z całego towarzystwa. Przecież już zdecydowałem, chociaż wiedząc jeszcze, że nie jest taki straszny ogromny ciężar spadł mi z ramion. Chociaż kto ich tam wie, Paulo też mi się taki wydawał, a potem prawie mnie zakatował. Nie mogę jednak wybrzydzać. Patrzeć z pozytywnej strony! Pozytywnej, nie ma negatywów.

-Rozumiem.- Zaśmiał się Novah i obaj wrócili do rozmowy. Nie trwała ona już długo, ponieważ po jakiś dwudziestu minutach  od grona odłączyli się dwa starsi panowie, a zaraz potem Anstasia przytuliła się zbyt blisko mojego Pana oraz pocałowała się z nim delikatnie. Odwróciłem głowę w bok. Po chwili pocałowała też blondyna i razem ze swoją niewolnicą odeszła.
-Teraz możemy przejść do interesów, prawda?- zapytał Shinji i biorąc mnie pod rękę ruszył w stronę wyjścia z sali, a za nami jak cień podążył blondyn.
-Z wielką przyjemnością.- odpowiedział tamten przeciągając subtelnie ostatnie słowo i mrucząc cicho.

-Mam nadzieję, że wszystko pójdzie tym razem bez problemów, prawda?- Spojrzał na mnie, ale się nie zatrzymał. Przeanalizowałem całą sytuację, po czym tylko przytaknąłem głową. Nie zawiodę. Nie mogę, nie mam prawa, ani szans. Wystarczy przecież go zadowolić. Będzie jak za każdym razem z Shinjim. Po prostu zamknę oczy i jakoś to zniosę, no nie?- Tutaj się rozstajemy.- Dopiero teraz zorientowałem się, że jesteśmy na trzecim piętrze i stoimy przed drzwiami do pokoju pięćdziesiąt dwa. Zarumieniłem się cały, ukradkiem spoglądając na  mężczyznę, który tylko przyjaźnie się do mnie uśmiechnął.
-Po wszystkim wrócę na sale i porozmawiamy trochę, okej?- Mój Pan w tym momencie zabrał rękę i posyłając mi oczko zniknął za zakrętem.

Staliśmy w ciszy. Spuściłem głowę w dół. Nie miałem pojęcia, co teraz mam zrobić, a tym bardziej, jak się w jego towarzystwie zachowywać. Sekundy uciekały jedna za drugą, a płatki śniegu nadal wolno i niezmordowanie wirowały za oknami.
-Może wejdziemy do środka?- Wyjął z kieszeni spodni klucz, po czym otworzył mi drzwi i wpuścił pierwszego. Wziąłem głęboki oddech i przeszedłem przez próg luksusowego pokoju. Novah zapalił światło, a mnie zatkało. Ogromne, dwuosobowe łóżko z baldachimem nakryte kaszmirowa kołdrą. Po obu jego stronach drewniane stoliczki nocne z białymi lampkami. Na lewo wejście do drugiego pomieszczenia, zapewne znajdowała się tam łazienka. Podłoga drewniana, a cały pokój zachowany był w brązowo-czerwonych, jasnych i przyjemnych barwach.- Ładnie, co nie? Nienawidzę wystrojów nowoczesnych, wydają mi się zbyt chłodne. Na szczęście w tym hotelu są tylko takie sypialnie i apartamenty.- Obróciłem się w jego stronę. Drzwi zamknęły się dopiero teraz. Powoli i nieśmiało uniosłem głowę, wpatrując się w tą czekoladową głębię. W tej chwili zauważyłem jak na mnie patrzy.

Pożądanie, tylko tak mogę określić uczucie, które wydobywało się z jego postawy, a tym bardziej spojrzenia. Nasze oczy zetknęły się, a ja momentalnie zrobiłem się cały czerwony.
-Tak proszę pana, jest piękny.- Jąkałem się troszkę, ale mam nadzieję, że tego nie zauważył. Było mi ciężko oddychać, a pomiędzy nami było niebezpieczne napięcie.

-Przepiękny.- szepnął zmysłowo, a ja już wiedziałem, że nie chodzi mu o pomieszczenie, w którym się znajdujemy, ale o coś innego. Zagryzłem delikatnie dolną wargę, a w następnej chwili jego usta już zajęły moje. Zabrakło mi tlenu i przez chwilę oddychałem szybko przez nos. Zacząłem nieśmiało oddawać jego intensywne pocałunki, a wtedy on przycisnął mnie mocniej do siebie. Chwilę później byliśmy już na łóżku, a blondyn pochylał się nade mną rozwiązując mi krawat i zdejmując marynarkę. Jęknąłem przeciągle kiedy pozbawił mnie górnej warstwy ubrań i sprawnym językiem zaczął wodzić po moim nagim torsie.
Moje donośne odgłosy przypomniały błaganie o więcej. Zapomniałem o tym, że robię to z obcym facetem. Zapomniałem o tym, że właśnie jestem wykorzystywany. Zapomniałem nawet o tym, że to nie jest mój Pan.
Wszystko przestało mieć znaczenie, kiedy on zdjął ze mnie spodnie razem z bokserkami i mocno zassał się na mojej męskości.
Kiedy znowu całował mnie tak, że aż za nim nie nadążałem.
Kiedy włożył we mnie pierwszy palec, a ja tylko wygiąłem plecy w łuk i przysunąłem się jeszcze bliżej.
Dodał kolejny, a językiem znowu zaczął maltretować moje sutki. Chwilę później usłyszałem, jak w końcu zdejmuje swoją koszulę. Nie miał już na sobie reszty górnej garderoby, ponieważ pozbył się jej we wstępnej zabawie.

Zamknąłem oczy i rozpoznałem dźwięk rozpinanego zamka. W następnej sekundzie otworzyłem oczy, a z ich kącików pociekły łzy. Scałował je z moich policzków, odczekał i zaczął się poruszać. Oplątałem ramionami jego szyję i przysunąłem go bliżej siebie złączając nasze usta w jedność. W przód i w tył, w przód i w tył...
Nie wiem ile czasu minęło kiedy wreszcie stęknął cicho i doszedł głęboko w moim wnętrzu. Złożył delikatnego całusa na moim czole i powoli wysunął się ze mnie.
Potem wstał i udał się do łazienki.

Długo leżałem i wpatrywałem się w sufit. Potem z moich oczu wydostały się tak niechciane, słone krople. Płynęły po moich policzkach swobodnie, a klatka piersiowa bolała tak bardzo, jak nigdy wcześniej.
To się stało. Nie należę już tylko do niego. Już nie. Stając się niewolnikiem straciłem wolność, dumę i godność. Odebrano mi wszystkie marzenia i moją własną przyszłość oraz możliwość stworzenia rodziny, której od tak dawna nie posiadałem. Teraz jedna jest o wiele, wiele gorzej. Niewolnik bowiem jest tylko własnością jednej osoby, dziwka zaś daje każdemu. Ja jestem i jednym i drugim. Spadłem najniżej. Nawet psy patrzą na mnie z góry.
Po tych przemyśleniach zakryłem twarz poduszką i zaszlochałem jak jeszcze nigdy w życiu.





































Betował Damian :3
Komentujcie i nie zapominajcie o mnie!
Do następnego!
Nana ^^

wtorek, 22 września 2015

Nowy Yuki


Otwieram oczy i tępo wpatruję się w biały sufit. Czas nie istnieje, zapominam gdzie się znajduję. Dziś wszystko się skończy. Teraz już na zawsze. Nie czułem tego wtedy, podczas wigilijnego balu i spotkania z Paulem.

Wszystko, co mi znane odejdzie już na zawsze. Przestanę być Yukim, zwykłym chłopakiem, który pomimo straty rodziców w wypadku starał sobie jakoś radzić. Który wierzył, że pewnego dnia skończy dobre studia, zacznie pracę, znajdzie dziewczynę, założy nową rodzinę. Koniec z marzeniami, oczekiwaniami i rozpaczami. Staję się od tej chwili prostytutką, która będzie dawała dupy każdemu jeśli tak rozkaże mój Pan. Przeżyję, a kiedy wreszcie stanę się wolny zrobię to, co jako jedyne trzyma mnie jeszcze przy życiu.
Postanowiłem. Kończę z tą swoją głupią dumą i udawaniem hardego chłopaka. Pora przejrzeć na oczy i uśmiechnąć się do mojej brutalnej rzeczywistości.

Z tymi wszystkimi przemyśleniami i wielkim  głupkowatym uśmiechem wstałem i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i dokładnie umyłem całe ciało. Następnie owinąłem się ręcznikiem i cicho pomrukując jeden ze swoich ulubionych utworów wyszedłem.

Otworzyłem białą i znienawidzoną przeze mnie szafę. Wyjąłem z niej czerwoną, prześwitującą bluzkę, a do tego dołożyłem jeszcze czarne obcisłe spodnie i po raz pierwszy od kiedy tutaj jestem wyjąłem z niej także stringi. W końcu muszę się do tego przyzwyczaić, co nie? Ubrałem się w to, a następnie wesołym krokiem wyszedłem z pokoju. Dopiero wtedy zorientowałem się jak bardzo głodny jestem, skierowałem więc swoje kroki wprost do jadalni.

Od razu, gdy wszedłem wyczułem jak w całym pomieszczeniu unosi się zapach świetnie przygotowanego jedzenia. O ile się nie mylę to z kuchni włoskiej. Sam jestem zaskoczony, że już po samym aromacie potrafię rozpoznać, że dane danie pochodzi akurat z Włoch. To chyba, przez te wszystkie potrawy przygotowywane przez Misę. W sumie nie ważne co, teraz pochłonąłbym wszystko.
Usiadłem wygodnie na stale zajmowanym miejscu i zacząłem nakładać sobie poszczególne rzeczy z różnych ustawionych wokół mnie półmisków. Spojrzałem na środkowe miejsce, które zazwyczaj zajmuje mój Pan. Pewnie jak przyjdzie się zdziwi. Zawsze jem u siebie śniadanie, albo on musi mnie na nie wołać. Ale teraz kiedy kończę już ze swoją bezmyślną depresją zacznę sam się stawiać. Nie mogę przecież sprawiał mojemu właścicielowi aż tyle problemów.

- Dzień dobry Panie. - Powiedziałem i uśmiechnąłem się jeszcze bardziej promienie niż wcześniej. Shinji na to zatrzymał się w drzwiach i przetarł oczy, następnie także posłał mi powitalny gest i zajął miejsce po mojej prawej stronie.
- Witaj kotku. - Ziewnął i przeciągnął się. Pewnie znowu pracował do późna. Już rozumiem czemu gabinet jest połączony z jego sypialnią. - Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Zdenerwowany przez tą całą imprezę? - Zaczął powoli nakładać sobie przeróżne potrawy i powoli jeść, co jakiś czas wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.
- Tak Panie, jestem trochę zdenerwowany. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale nie chcę stwarzać ci niepotrzebnych zmartwień, więc sam dzisiaj zszedłem na śniadanie. Nie jestem dzieckiem. - Na te słowa roześmiał się cicho, po czym zawiesił na mnie wzrok na dłuższą chwilę.
Ja natomiast wziąłem się za jedzenie. Muszę mieć dzisiaj dużo siły i zajeść cały ten niepotrzebny stres. Będzie mi tylko przeszkadzał w spełnieniu oczekiwań Shinjiego.
- Jakiś ty dzisiaj posłuszny i wesoły. Do tego jeszcze ten odważny strój. Misa go wybrała? Muszę ją pochwalić. - On także zaczął się pożywiać, nadal jednak co  chwilę na mnie spoglądał. Naprawdę wybrałem sobie dobre ciuchy. Jednak mam jako, taki gust.
- Nie Panie, sam dziś wybierałem swoje ubranie. Cieszę się, że tak ci się podobam. - Na to uniósł jedną brew w geście zaciekawienia jak i zapewne lekkiego zdziwienia. Co mam się mu dziwić? Sam siebie nie poznaję. Teraz jednak nie żałuję. Jeśli założę różowe okulary i zaakceptuje w stu procentach ten niesprawiedliwy świat to przetrwam bez problemu. Tak właśnie postępuje od dziś.

- Czyli w końcu się dokonało, co? Jest lepiej? - Ma na myśli zaakceptowanie wszystkiego i to, że już przestanę walczyć ze swoim przeznaczeniem? Oczywiście, że jest lepiej i łatwiej. Nie jestem już tym samym głupcem. Może mnie wymienić, albo odsprzedać, zrobić cokolwiek. Żadnych walk i przeciwstawiania się.
- Tak Panie, żałuję, że już wcześniej tego nie zrobiłem. - Przez chwilę mam ochotę uderzyć się w twarz, ta moja głupia chętna do buntów strona. Patrzę jej prosto w oczy i podsyłam wspomnienia wszystkich tortur i upokorzeń, które otrzymałem w zamian za swoją głupią dumę. Moje drugie ja zamyka się na zawsze. Przestaje walczyć, a ja zamykam je na zawsze w klatce.
- Cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie złamać. Nieźle wytrzymałeś, ale każdy i tak kończy w ten sam sposób, nie ważne ile wytrzyma. - Uśmiechnął się, a ja już po samym tonie jego głosu wiedziałem, że mam do czynienia z Colinem. Ten dupek zawsze wkraczał i sprawiał mi ból oraz cierpienie. Za każdym razem, kiedy cały charakter Pana się zmieniał, to był on. Teraz to jest takie oczywiste. Przecież nikt nie ma aż takich zmian osobościowych!

- Wygrałeś, gratuluję. - Wytarłem usta chusteczką i wstałem. - Będę się zbierał, chcę trochę pobyć sam przed chwilą sądu. - Odszedłem od stołu i skierowałem się w stronę wyjścia.
- Ale to nazwałeś, to tak jakbyś szedł na ścięcie, a przecież będziesz się tylko z kimś pierzył. Co to za różnica, czy to ja, Shinji czy jakiś inny facet? Nie martw się nie wybrałem ci jakiego zboczonego, starego dziada, więc wyluzuj trochę młody. - Zaśmiał się z pogardą. Ja nawet się już nie odwracając czym prędzej opuściłem to pomieszczenie i udałem się do swojego pokoju.
Jak za czymś tęsknie z wcześniej spędzonych tutaj chwil, to chyba tylko za tym, że dawniej nie wiedziałem o drugiej jaźni mojego Pana. Ten chory pojeb mimo wszystko jest nie do wytrzymania. Chociaż nie słodzi mi bez powodu, co też na pewien sposób mnie cieszy.
Nie wybrał mi jakiegoś starszego ,,miłego pana" co? W sumie gdzieś głęboko w sobie odetchnąłem z ulgą, myślałem, że po tym, co urządziłem wtedy na balu naprawdę odpłaci mi się piękne za nadobne. Skoro jednak tego nie zrobił, to mogę tylko dziękować szczęściu, że Shinji jest  w pewien sposób pobłażliwy. Gdyby zależało to tylko i wyłącznie od tego sadysty zapewne nie miałbym luksusu kochać się dzisiaj z jakimś młodym przystojniakiem, a robiłbym loda jakiemuś obleśnemu typowi.

Tak jak mówiłem mojemu właścicielowi tak i uczyniłem. Od razu po powrocie do swojego pokoju, położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Nie chciałem spać. Po prostu potrzebowałem wyłączyć swój przegrzany od informacji i przemyśleń mózg i po prostu poleżeć w spokoju.
Oczywiście w tym domu nie ma czegoś takiego jak prywatność i swoboda także już po jakiś piętnastu minutach do drzwi mojej samotni ktoś zapukał. Niechętnie podniosłem się do siadu i mruknąłem pozwolenie na wejście.

Osoba ta chwilę się wahała, więc od razu wykluczyłem najście mojego Pana. Do tego pewnie i tak ma mnóstwo roboty w załatwieniu wszystkich formalności dotyczące pojawienia się nas na tym całym balu.  Skoro, więc nie mój Pan, to jest to…

- Misa długo jeszcze będziesz tam tak sterczeć, wejdź. - Drzwi po chwili się otworzyły, a ona szybko się przez nie wślizgnęła. W ręce trzymała stertę ubrań i jeszcze pudła. Zapewne znajdowały się w nich buty. Jak na takie chucherko to jestem w szoku, że miała siłę by to wszystko przytachać samiutka na górę.
Bo nie chciałam ci przeszkadzać, ale Pan mnie przysłał, żeby pomogła ci wybrać twój strój na dzisiejszą imprezę. - Powiedziała i wolnym krokiem podeszła do łóżka, a następnie wszystko na nim położyła.
- Nie wiem po, co to znowu. Przecież sam mógł to zrobić, co za koleś. - Poczochrałem się po już zbyt długich włosach i westchnąłem. Nie miałem ochoty na zabawę w przebieranki razem z nią. Jakoś niespecjalnie zależało mi już na niej i jej udawanej przyjaźni. Co ona mogła zrobić, albo w jaki sposób mi pomóc? No właśnie, jest niczym.
- Taka wola Pana, Yuki. Nic na to nie poradzimy.
- Ano nie poradzimy. - Powtórzyłem i sztucznie się uśmiechnąłem. - Dobra to od którego z tych męskich wdzianek mam zacząć? - Parsknąłem i zacząłem wolno przeglądać leżące obok mnie rzeczy.
- Może zacznij od tego niebieskiego i do tego te czarne buty? - Wszystko było zapakowane w jednakowe czarne pokrowce i różniły je tylko cienkie paski. Wziąłem, więc ten z niebieskim paseczkiem na boku i do tego czarny karton i powędrowałem do łazienki.
Tam zostałem ogromnie zaskoczony, ale w pozytywny sposób. Garnitury i do tego wyglądają na drogie. Szyte na miarę? Skąd on miał moje wymiary? Chyba nie chcę tego wiedzieć. Zdecydowanie lepiej nie wiedzieć.

Kiedy w końcu się w niego wcisnąłem, zawiązałem jakoś krawat i ubrałem eleganckie buty nieśmiało wynurzyłem się i przespacerowałem do wielkiego lustra, które wmontowane było w szafę. Przyznać muszę, że wyglądałem naprawdę bardzo dobrze. O wiele lepiej niż w jakimś dziwnym i skąpym wdzianku, w które myślałem, że będę musiał się wbić. Przecież idę tam w wiadomym celu. Chociaż sam już nie wiem, czy na takie wydarzenia swoich niewolników ubiera się normalnie, czy w jakiś inny sposób.

- Pasuję ci. Naprawdę ładnie leży. - Podeszła do mnie i obróciła przodem do siebie. - Chociaż krawatu to ty porządnie zawiązać nie potrafisz, co nie? - Rozwiązała mi go, a następnie zrobiła to tak, jak być od początku powinno.
- Niestety taka prawda. Miałem na sobie garnitur tylko parę razy w życiu. Jakoś nie było okazji. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie chcę być z nią w jakiś negatywnych lub wrogich stosunkach, ale także nie życzę sobie, żebyśmy zbytnio się ze sobą przyjaźnili. Wtedy byłem naiwny i głupi. Wierzyłem, że mimo znajdowania się w takiej pozycji wszystko będzie dobrze, a słońce nadal będzie tak szczęśliwie świecić. Jakie żałosne. Nawet próbowałem się jak taki pojeb zabić. Kiedy przypominam sobie swoje reakcje śmieje się w duchu. Wystarczyło to zaakceptować, sprawić że duma zniknęła i od razu wszystko jest w porządku.

Cholera znowu zabolało mnie serce. Czy moje drugie ja długo będzie jeszcze próbować nawet takiej walki? Niech się w końcu przymknie.

- No to ten? - Obróciłem się wokół własnej osi dwa razy. - Powinien być dobry, co nie?
- Wiesz jeszcze nie widziałam, cię w innych. To może teraz ten granatowy, co? - Już myślałem, że da mi spokój, ale jednak nie ma tak lekko.
Kiedy w końcu przymierzyłem już wszelkie możliwe kombinacje butów, garniturów i krawatów i tak zdecydowaliśmy się na ten pierwszy, do tego czarne Oksfordzie buty i granatowy krawat. Wyglądałem elegancko i naprawdę byłem dosyć przystojny w tym wdzianku.

Zszedłem na dół, na korytarz przed główne drzwi równo pięć minut po godzinie osiemnastej, a mój właściciel już na mnie czekał. Tak jak podczas balu wigilijnego, miał na sobie czarny, lecz tym razem nie smoking, ale garnitur z dopasowanym krawatem.
- Wyglądasz świetnie, zresztą jak zawsze. - Skomentował mój wygląd, po czym podał mi ramię, a ja delikatnie się na nim wsparłem.
- Dziękuje Panie, ty również wyglądasz bardzo dobrze. - Odparłem zgodnie z prawdą, a wtedy oboje wyszliśmy na dwór. Owiał mnie zimny, styczniowy wiatr. Śnieg był wszędzie wokoło i nadawał całemu miejscu magiczny wygląd. Zeszliśmy schodami w dół, a biały puch tak przyjaźnie chrupał pod naszymi stopami. Było naprawdę zimno, dlatego wtuliłem się bardziej w Shinjiego.

Chwilę później znajdowaliśmy się już obok siebie w ciepłej limuzynie, a obraz za oknami zaczął się zmieniać. To już końcówka stycznia? Naprawdę ten czas tak szybko biegnie, że prawie nie zauważyłem. Dopiero, co była jesień, potem ukochane przeze mnie święta, a teraz już mamy po nowym roku. Nawet go nie obchodziłem. Trochę za dużo się działo, żebym zerknął w kalendarz.
- O czym myślisz? - Zapytał mnie i nakierował mój podbródek tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- O niczym takim Panie. Po prostu zdziwiło mnie jak szybko ulatuje mi teraz czas.
- Naprawdę? - Zaśmiał się ciepło, a ja ponownie skierowałem wzrok na okno, a raczej na to, co za nim. - Denerwujesz się? - Ponownie na niego spojrzałem i uśmiechnąłem się.
- Nie, Panie. - Po tych słowach auto stanęło. Czas na nowe życie.

























Jestem!
Po pierwsze: Wielkie podziękowania dla Damiana, on mi to poprawił przez Skype rozumiecie? ;-; Boże jaką ja mam kochaną bete, no najlepsza na świecie <3 <3
Po drugie: Smucę się taką małą ilością komentarzy. Może to dlatego, że jakiś czas nie dotrzymywałam słowa? Albo, że nie podoba wam się to co pisze? Sama już nie wiem...
Po trzecie: Czy mój blog się zmienił? Jak myślicie? Ja osobiście uważam, że tak i to bardzo. Kiedy teraz czytam początkowe rozdziały to jestem zażenowana ich poziomem poprawności oraz samą treścią. Teraz jednak wydaje mi się, że jest o niebo lepiej. A wy co sądzicie? Piszcie jestem gotowana na każdą ocenę!
Po czwarte: Pamiętajcie, że każdy nawet skromny komentarz to dla mnie wielka motywacja, a wtedy szybciej pisze! Liczę, więc że zostaniecie ze mną i zaczniecie komentować jeszcze więcej.
Tyle ode mnie, do następnego ^^
Nana

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Nauka manier i nocny kucharz


-Nie tak Yuki.- Spojrzała na mnie i szepnęła chicho. Znowu coś pochrzaniłem? Nie ma mowy, jest tego za dużo, a ja jestem zbyt zdenerwowany i rozdrażniony, a do tego ten tępy ból głowy. Czy ja naprawdę muszę się tego wszystkiego uczyć?

Rozumiem, że przy stole i ogólnie na takich imprezach goście powinni potrafić się zachować, ale ja w sumie nie jestem tam jako gość. Towarzysze tylko swojemu panu jako zwykła dziwka. Po co więc prostytutce takie zasady skoro ja tam jestem tylko od dawania dupy jakimś obcym i bogatym facetom. Chociaż może właśnie to odróżnia dziwką od niewolnika? Ale w sumie to one mają łatwiej. Odbębnią swoje godziny i koniec, idą do domu i zapominają o tym. A ja i inni mnie podobni jesteśmy wykorzystywani dwadzieścia cztery godziny na dobę. Teraz to naprawdę zazdroszczę tym wszystkim ludziom w burdelach .

-A ja w końcu. Przecież zrobiłem tak jak kazałaś.- Odburknąłem. Do tego całego przyjęcia zostały niecałe dwa dni, a ja nadal nie znam się na wszystkim co dotyczy dobrych manier przy stole z takimi bogaczami.  Coś jednak czuję, że jeśli się tego nie wyuczę to mój właściciel jakoś szczególnie zachwycony nie będzie. Muszę, więc znieść towarzystwo uroczej Misy i przezwyciężyć ten ból głowy. A no i dodajmy jeszcze do tego moje ogromne zdenerwowanie tym, że to będzie moja pierwsza praca i jeśli się nie spełnię w niej, to nie przeżyje, albo wyląduje u jakiegoś oślizłego starucha. A na żadną z tych dwóch rzeczy jakoś nie mam ochoty.
-A, więc tak powtórzę to jeszcze raz, ale tym razem się skup Yuki.- Siedzieliśmy obaj w wielkiej jadalni w której zazwyczaj jadam razem ze swoim panem. Naprzeciwko siebie i już od ponad godziny Misa skrupulatnie uczyła mnie jak zachować się podczas jedzenia kiedy jada się z elitą. To wcale nie było takie proste jak myślałem. Wcześniejsze lekcje jakoś poszły o wiele sprawniej. Teraz jednak to była totalna masakra. Zapamiętanie tych wszystkich szczególików i do tego ta pulsująca głowa. Może to dlatego nie potrafiłem niczego dobrze zapamiętać?

-Dobrze, postaram się.- Wymamrotałem i dokładnie się przyglądałem co robi po kolei i wsłuchiwałem w jej głos. Następnie powtórzyłem wszystko cztery razy nadal trochę się myląc. Jednak podczas piątej próby w końcu idealnie mi wyszło i byłem już wolny.
Grzecznie i kulturalnie pożegnałem się z moją nauczycielką i czym prędzej wróciłem do sypialni. Nie zwróciłem nawet uwagi, że przez przypadek i może już z czystego przyzwyczajenia udałem się do pokoju pana. Lgnąłem wykończony na łóżko i zasnąłem prawie natychmiast.

Śniło mi się morze. Co za idiotyzm śnić o czymś takim w środku zimy. Było tak błękitne jak je zapamiętałem. Na plaży nie było nikogo poza mną. Stałem tam całkiem sam nie mogąc się poruszyć, czy nawet mrugnąć. Wgapiałem się po prostu w ten nieskończenie piękny i nieosiągalny błękit w którym powoli zanurzało się słońce. W pewnym momencie ruszyłem naprzód, lecz kiedy tylko postąpiłem krok naprzód może jakby cofnęło się o taką samą odległość. I tak cały czas. Błędne koło. Od razu wyobraziłem sobie, że morze to moja wolność. Czym bardziej jej i pragnę i myślę, że przystępuje krok ku niej tym bardziej ona ode mnie ucieka i się mi wmyka. Cały czas. To nie ma końca.

-Yuki już wieczór. Yuki wstawaj. Oj Yuki.- Melodyjny i przyjemny głos powoli sprawia, że uchylam jedno, a następnie drugie oko. Pan? Ale przecież nie ma czasu, bo zajmuje się jakimś problemem w swojej firmę tak jakoś od tygodnia. Dlaczego jest więc w mojej sypialni?- No nareszcie się obudziłeś. Zrobisz mi trochę miejsca, bo wiesz też jestem dosyć zmęczony.
-Co, ale Panie to nie możesz iść do siebie.- Na te słowa parsknął głośno. Co niby jest takie zabawne?
-Ale wiesz, że to mój pokój tak?- Zapytał uśmiechając się do mnie promienie i kładąc ręce po obu stronach mojej głowy. A może byłeś tak zmęczony i wynudzony tymi naukami, że nie zauważyłeś?
-Twoja sypialnia? To żart panie?- Powiedziałem i natychmiast rozejrzałem się w koło. To faktycznie nie było moje miejsce! Nie wierzę, że głowa bolała mnie na tyle, że sam wpakowałem się mu do łóżka. No dosłownie.
-Tego jeszcze nie było.- Zaśmiał się cicho i położył obok mnie i zabierając mi trochę kołdry.- Niestety, a może i dla ciebie to lepiej, nie mam ochoty na żadną zabawę z moim uroczym kotkiem, bo miałem dziś przerażające spotkanie z moim prezesami. Dlatego właśnie idę spać, a ty rób co chcesz.- Po tych słowa zamknął oczy, wtulił się w mój bok i zasnął jak dziecko.
Zarządzanie firmą i wybicie jej na rynek światowy to wcale nie taka łatwa sprawa, co nie? Jednak miałem rację myśląc, że szefowie tak łatwo nie mają. Ciągle muszą się wszystkim zajmować i przejmować. Trochę nawet mi ich szkoda, prawie zero życia prywatnego.

No, ale w sumie ja też go nie mam. Właśnie, co ja chciałem kiedyś robić po szkole? Jak się nie mylę to marzyłem o byciu nauczycielem. Zawsze jakoś umiałem dogadywać się z młodszymi dzieciakami, a także dawałem wielu kolegą korepetycję. Ciekawe, czy ktoś z nich za mną tęsknie. Szukali mnie w ogóle? Ktoś przejął się tym, że zniknąłem z dnia na dzień?
Na pewno to zatuszowali. Mają pewnie ludzi którzy zajmują się, żeby wszystko przycichło. W końcu na świecie znika dziennie tyle osób, że to aż przeraża. Nigdy jednak się tym nie przejmowałem, myślałem sobie, że to mnie nie dotyczy. Że mnie to nie spotka. Idiotyzm co nie? W końcu to może być każdy, w każdym miejscu i o każdej porze.

Chociaż daliby mi się pożegnać. Z moją klasą, z marzeniami, z normalnym życiem. Nie. Nie mogę tak myśleć inaczej tutaj oszaleje. Lepiej zejdę na dół i jeszcze raz przypomnę sobie wszystkie zasady.
Wyślizgnąłem się, więc z objęć mojego właściciela i szybkim krokiem powędrowałem do swojego pokoju. Wziąłem z łóżka pliki notatek i znowu zacząłem je dokładnie przeglądać. Po kilku minutach spojrzałem znudzony na zegarek. Dwudziesta druga. Noc jeszcze taka młoda, a ja już całkiem wyspany.

Co by tu porobić? Wszyscy śpią, a ja się nudzę. Uciec. Co za głupi pomysł, dlaczego chociaż mignął mi w myślach, Płoty są wysokie, a brama zamknięta, do tego całość chroniona przez czterech ochroniarzy. Nie mam najmniejszej szansy. A skąd to wiem, ponieważ już raz chciałem spróbować, ale po zobaczeniu tego wszystkiego jakoś wszystkie chęci ze mnie uleciały.
To może coś zjem. Chyba kuchnia jest dostępna, chociaż nigdy nie sprawdzałem. W sumie jestem nieźle głodny, jadłem dziś tylko skromne śniadanie i trochę obiadu podczas nauki. Dobra, pora coś zjeść. Ach tylko muszę być cicho. W końcu nie chcę dostać ochrzanu od jakiegoś pracownika, albo co najgorsze by mogło być od samego Pana. Zapewne nie byłby szczęśliwy dzięki takiej pobudce.
-No dobra pora coś przyrządzić.- Stanąłem przed lodówką i zacząłem wyjmować potrzebne składniki. Zrobię sobie jajecznice i do tego jakieś kanapki, albo tosty. Jeszcze się zobaczy. O są jajka, mleko… Już wiem zrobię naleśniki z serem. Dobry pomysł. Wyjąłem, więc co tylko potrzebne i zacząłem przygotowywać ciasto.  Następnie rozgrzałem patelnie do odpowiedniej temperatury i wlałem pierwszą odmierzoną porcję. Uwielbiam ten zapach. Naleśniki to jednak jest to co kocham najbardziej wśród potraw. Może proste i mało wyszukane, ale jeśli potrafi się je zrobić są znakomite.

-Coś ładnie pachnie. Co gotujesz kotku?- W jednej chwili wszystko posypało mi się z rąk, razem z patelnią która jakimś cudem oparzyła mi rękę. Pisnąłem cicho, a w kącikach oczu wyczułem łzy.
-Panie co ty tutaj robisz?!- Wykrztusiłem i szybko wziąłem rękę pod zimną wodę. Na szczęście oparzenie było małe, ale i tak bardzo piekło i bolało. No pięknie, jeszcze tego mi było potrzeba do wrażeń. Jakby było ich ostatnio za mało.
-Ty głupku.- Wymamrotał, kiedy ja opłukiwałem lekko oparzenie. Następnie szybko wziął patelnie z podłogi i postawił na gaz, po czym przewrócił ciasto. Naleśnik, patelnia ani podłoga nie ucierpiała. Tylko oczywiście sam kucharz, ja to jednak mam dar i talent do pakowania się w kłopoty. – Nie wiesz, że kucharz, kiedy coś gotuje nie powinno nic rozproszyć.- Westchnął jakby załamany i wziął delikatnie moją dłoń.- Dobrze, że nic ci się nie stało. – Powiedział cicho i puścił moją rękę.
-Przepraszam panie, ale wystraszyłeś mnie. Byłem pewny, że wszyscy śpią.
-I dlatego postanowiłeś robić naleśniki przy tak miernym świetle, całkiem sam w nocy?- Zapytał z niedowierzaniem. Nie rozumiem co w tym takiego dziwnego. Chyba wolno mi chociaż kiedy chcę coś zjeść, a może już to będę miał wyznaczane.
-Byłem po prostu głodny Panie.- Jesteś głodny, to idziesz i jesz. Proste.
-To mogłeś obudzić Misę, albo jakąś inną służącą. Chociażby nawet mnie.
-Ale ja nie chciałem ci przeszkadzać Panie. Byłeś taki zmęczony.- To ja tutaj nie umiem już niby sam sobie czegoś zrobić? Przecież nie jestem jakimś niedorozwiniętym dzieckiem.
-Może i tak, ale patrz jak to się skończyło. Wystarczy, że spuszczę z ciebie wzrok i już…
-To nie moja wina Panie. To ty mnie przestraszyłeś.- Podniosłem trochę ton i chyba znowu przegiąłem.- Znaczy, ja…- Widząc jego spojrzenie opanowałem się trochę.- Przepraszam, nie o to mi chodziło. Po prostu byłem głodny i chciałem coś sobie zrobić. A ty Panie, po prostu nagle się pojawiłeś. Wybacz.- Powoli uniosłem wzrok.
-No już dobrze.- Potarmosił mi włosy i ponownie westchnął.- Przecież nic się nie stało, a ja sam zgłodniałem, więc mogłeś mnie obudzić. W końcu ten nieziemski zapach mnie tutaj przyzwał.- Zaśmiał się krótko, a następnie usiadł na wysokim stołku obok mnie.- Dasz radę dalej pichcić kotku?
-Jasne, że tak. Zaraz przyrządzę ci najlepsze naleśniki pod słońcem Panie.- Jak dobrze, że nie jest zły. Dobra czas zrobić jedzonko, bo czuję już jak mój żołądek sam zaczyna siebie pochłaniać, a to nie jest dobra oznaka.
-Czekam z niecierpliwością.- Przeciągnął się i usadowił wygodnie wlepiając we mnie oczy.
Minęła kilka ładnych minut, zanim usmażyłem tak koło dziesięciu naleśników i porozkładałem je na talerzach. Następnie przyrządziłem je w swoim stylu i podałem dla siebie i Shinjiego.
-Smacznego.- Mam nadzieję, że będzie mu smakować. Do tej pory gotowałem tylko dla siebie, więc to pierwszy raz jak je to ktoś obcy. Cholera, kolejny pierwszy raz. Czy ten koleś ma takie zadanie. Zabrać mi wszystkie pierwsze razy?


-Dobre.- Wziął kęs, potem kolejny.- Naprawdę dobre.- Pogłaskał mnie po włosach i teraz obaj siedzieliśmy przy kuchennym, dosyć małym stoliku i jedliśmy w całkowitej już ciszy. To było ciekawe doświadczenie. 

Przez chwilę mógłbym nawet rzec, że była to całkiem miła i normalna atmosfera. Wcale nie jak między właścicielem, a niewolnikiem.  Chociaż to nie może trwać wiecznie. W końcu już jutro zostanę oficjalną dziwką. Wtedy już nic nie będzie takie same. Tak właśnie czuję i to mnie boli. Tak bardzo nie chcę zmian, bo mimo okrutności Colina te niektóre momenty z Shinjim są wyjątkowe. Tylko nasze. Mimo tego co nas dzieli, czasami mam wrażenie, że łączy nas tak wiele. Ale głupota, w końcu dla niego nic nie znaczę. A on dla mnie? Jest tylko Panem prawda? Na pewno, to mój Pan, szanuję go, boję się go i tak ma zostać. Póki nie dosięgnę mojego morza wolności. 
























To już ostatni taki luźny i dość krótki rozdział, a potem jedziemy z fabułą. Przepraszam za przytrzymanie ><
Ach jeszcze jedno nie ma tutaj bety, bo mój Damian był czymś chyba zajęty, albo to ja napisałam na ostatnią chwilę, także nie patrzcie na błędy, ja tak ładnie proszę.
Tymczasem do następnego i powodzenia jutro w szkole!
Nana :3