-Yuki leżysz tak już od dwóch dni!- Misa rozdarła się na całe gardło. Jaka głośna. Co ją to niby obchodzi? Nie jestem głodny, ani niczego nie chcę, oprócz jednego- spania, więc niech może łaskawie się zamknie?
-No i co z tego?- Idź stąd. Idź...
-To, że jestem za ciebie odpowiedzialna.- Znowu to samo. Jakoś, mało mnie to obchodzi.
-I?- Ale jestem zmęczony. Spać!
-Dostanę za ciebie.- Chcę mnie wziętość na litość? Chyba coś jej się pomyliło...
To już nie ten dawny ,,ja''...
Zaśmiałem się w duchu i przekręcając na brzuch zakryłem mocniej kołdrą.
-Wyjdziesz w końcu? Czy mam powiedzieć ci coś wprost?- Cisza i trzask drzwiami. Nareszcie chwila spokoju. Ile można, co nie? Ciągle jazgoczę. Na szczęście już mnie to nie rusza. W sumie nic na mnie nie działa. Dokładnie wszystko po mnie spływa... No może nie tak wszystko, ale większość.
Nareszcie wyzbyłem się tego idiotyzmu. Szkoda, że tak późno.
Chociaż jak to mówią lepiej późno niż później, lub w cale.
No nic teraz chwilka spokoju i w końcu mogę się porządnie wyspać. Co z tego, że prawie nie jadłem i nie piłem od dwóch dni? Nie chcę mi się...
Dobra, czas spać. Teraz odpocznę, zrelaksuję się i w ogóle odetnę od całej tej przepięknej i przecudownej rzeczywistości.
-Dzień dobry Yuki!- Takiego wała. Kurde, dupek z rana jak śmietana...
-Witam, panie.- Całe szczęście, że to Shinji. Od czasu tamtego incydentu, że tak to nazwę, ten świr nie pokazał się. Daje mi odpocząć? Jakże miło z jego strony, może mam jeszcze mu podziękować?
Och jakże dziękuj mój panie, że mnie zgwałciłeś i zabrałeś wszystko co ludzkie, a teraz dajesz mi odpoczynek! Już kurwa biegnę.
-Słyszałem, że ostatnio nie masz apetytu, a to niedobrze. Teraz zaczniemy prawdziwą tresurę, a ty potrzebujesz siły!- No jakże mogłem zapomnieć. W końcu musi sobie wyszkolić idealną dziweczkę.
-Rozumiem. Przepraszam panie, że sprawiam kłopot.- Nie trzęsę się. Nie boję się. Jest dobrze. To Shinji nie ten psychol. Jest dobrze!
-Boisz się?
-Tak.
-Rozumiem.- Lekki uśmiech. I co on niby oznacza?
-Panie, więc po co tak właściwie przyszedłeś?- Wątpię, że martwi się jakoś szczególnie moją dietą. Coś knuję. Uważaj Yuki, Ostrożnie!
-Dlatego, że nie jesz, nie pijesz i nie wychodzisz z łóżka.- Naprawdę się martwi.- I dlatego, że pora zacząć tresurę.- Wiedziałem, że jest zbyt cudownie, żeby było to prawdziwe.
-Dobrze.- Nie chcę! Znowu, z tym psycholem. Sama na sam. Chyba zwymiotuję. Mimo wszystko nie mogę temu zaprzeczyć. Co prawda nic mnie nie obchodzi. Ani ta głupia tresura, ani to, że będę dziwką, czy co tam jeszcze ten zbok wymyśli mi za rolę. Ale... On mnie przeraża. To jego spojrzenie, jakby miał mnie za coś nieludzkiego. Czy ja w ogóle jestem w jego oczach człowiekiem?
Zaczynam w to wątpić, chociaż nie mieliśmy ze sobą niewiele styczności, to ja to wiem. Uważa mnie za zwierzę. Chociaż to też niezupełnie pasuję. Jakbym był jakimś nędznym podgatunkiem.
Tak, właśnie tak siebie widzę przy nim.
-Dasz radę. Mam też nadzieje, że będziesz grzeczny i nie zrobisz już żadnego głupstwa, prawda?- Robi długą przerwę w której zapada niezręczna i w pewien sposób przerażająca cisza.- Prawda?- Podchodzi do mnie i siada na łóżku. Przybliża się i przytrzymując mnie zaczyna całować. Dreszcz przechodzi po moim ciele. Jest przyjemnie. Nigdzie się nie spieszymy. Zamykam oczy, ale w tedy to widzę.Całą noc tępego bólu. Próbuje się wyrwać, ale zostaje uciszony warknięciem. Przestaję stawiać opór. Niech się dzieję, co chcę i tak już nie mam wyboru. W końcu jestem tylko psem.
Mimo tego, boże jak on całuję! Mogę walczyć i walczyć, ale pod wpływem tych ust roztapiam się. Dlaczego? Dlaczego nie mogliśmy się poznać inaczej? Albo nie mógł być tylko on? Dlaczego w pakiecie dostaje się też Colina!? Życie jest niesprawiedliwe...
-Jeszcze...- Te słowo samo się wypowiada. Kiedy wracam do rzeczywistości po tak długim pocałunku momentalnie staje się burakiem pospolitym.
-Aż tak jesteś zachłanny?- Przyszpila mnie do łóżka i ociera o mnie. Mimowolnie jęczę i odchylam głowę w tył. Przed oczami migają mi obrazy sprzed dwóch dni i mam ochotę zwymiotować wprost na niego. Jednak upiorna twarz Colina staję mi przed oczyma wyobraźni i szybko porzucam ten pomysł. Staram się zapomnieć o strachu. Wyrzucić tamtą noc z pamięci. Myśleć o chwili doczesnej i o przyjemności, którą Shinji teraz mnie obdarza.
To ja delikatnie całuję i liżę moją szyję, sutki, a potem całe ciało. Jednocześnie pozbawiając mnie ubrań. Próbuje nie myśleć co będzie dalej. Przecież to będzie tak cholernie bolesne! Nie chcę, wszystko tylko nie to! Już wolę tresurę z Colinem niż seks w tym momencie.
-Spokojnie, nie zamierzam cię jeszcze męczyć w ten sposób, więc wyluzuj.- Mówi i uśmiecha się lubieżnie. Zsuwa w dół moje bokserki, a ja orientuję się, że leże całkiem nagi. Kiedy on zdarzył pozbawić mnie całej garderoby?
-Dziękuję.- Shinji...On chyba jednak on ma serce. Może maleńkie, takie ledwo widoczne, ale ma. Potrafi być, czuły, opiekuńczy. Czuję łzy. Przypominam sobie te wszystkie dobre chwilę. Bo jednak takich też tutaj doznałem! Ale teraz już ich nie będzie... Teraz będzie tylko poniżenie, ból, rozpacz i ta naiwna i pusta czułość od Shinjiego. W takich momentach wolę bezdusznego Colina. On nie daje przynajmniej tej bolącej i raniącej nadziei.
Wtulam się mocniej i pragnę już zawsze czuć to ciepło.
On schodzi niżej. Bierze mnie delikatnie do ust. Powoli zaczyna na przemian ssać i lizać całego mojego członka, a potem skupia się na samym czubku. Robi mi się duszno, gorąco. Moje ciało rozgrzewa ogień. W dole zbiera się to przyjemne ciepło. Teraz skupiam się tylko na nim. Przeszłość, przyszłość i teraźniejszość zanikają.
Nie jestem w stanie myśleć. Wiję się tylko i wydaję zawstydzające jęki.
Po chwili dochodzę i wyginam się w łuk. Otwieram szeroko oczy i opadam na poduszki. Staram się złapać oddech.
-Widzisz, nie jestem aż taki straszny, co nie?- Chwila, ten arogancki... Niemożliwe. Nie, nie, nie.
-Colin.- Szepce i odsuwam się. To nasze pierwsze spotkanie od dwóch dni, a mi się wydaję jakby minęło parę ładnych miesięcy. Wszystko znika i zostają jego oczy.
Co gorsza są pełne pożądania i w tym czasie zwracają się na mnie.
Głośniej przełykam ślinę.
To kolejny koszmar tak? Głupi sen pourazowy i tyle. Zaraz Misa wejdzie i się skończy. Zaraz mnie obudzi i będzie trajkotać jak to nic nie robię, tylko bezczynnie leżeć. No, dalej. Misa dalej przyjdź!
Zamykam oczy i zaczynam się trząść. Opatulam się szczelnie kołdrą, czy tak właśnie wygląda atak paniki? Wszystko jest okej. Wszystko jest dobrze. Oddychaj, no dalej, będzie dobrze, ale niech to się skończy.
Minuty zdają się ciągnąć i ciągnąć. Jak długo tak siedzimy? Nie zamierza odpuścić? Czemu się nie odzywa? Boję się, boję się...
-Długo jeszcze?- Jego poirytowany głos sprawia, że powolutku spoglądam na niego. Siedzi nagi, bez skrępowania i pokazuję ręką na swoją męskość, która dumnie stoi na baczność. Wyszczerzam oczy i mimowolnie robi odruch wymiotny. Mam tylko nadzieje, że on tylko nie widzi. Znowu nastaję cisza.
Przysuwam się bliżej i patrzę mu błagalnie w oczy, ale napotykam tylko ten chłodny wzrok.
Klękam przed nim i biorę go do ust. Nawet nie chcę myśleć, co zrobiłby mi gdyby odmówił. Na samą myśl ciarki obejmują w całej moje ciało. Nie myślę o tym co robię. Staram się być jak maszyna.
Nie myśleć, tylko nie myśleć!
Kiedy kończę i połykam wszystko zostaję poklepany po głowię, jak pies.
-Jaki dobry z ciebie piesek.- Szepcze mi na ucho i lekko je liżę. Odliczam w myślach do pięciu.
-Dziękuje, panie.
-No, to poranną rozgrzewkę mamy z głowy.- Cały aż promienieje. Ciekaw jestem tylko od którego momentu to był on. A zresztą i tak mi nie powie, więc nie ma co kombinować. Tak, czy siak, jeśli to on mi to zrobił to byłbym w szoku. Lekko mówiąc. W końcu to potwór. Nic więcej. Te na pozór czułe gesty i zachowanie. Zwykła ściema.
-Co teraz, panie?- Siedzę zawinięty w pierzynę. Nie chcę stąd iść. Nie tam. Na dół. Nie do tego miejsca!
-Jak to co? Idziemy się pobawić. Uszykowałem już wibratorki, pejcze i całe mnóstwo zabawek. Przecież muszę umilić ci dzień, prawda?- Prze głowę przelatuję mi setka obrazów. Ja z nim, w piwnicy. Z tym wszystkim. Zastygam. Przestaję oddychać. To koniec. To będzie koniec.
-Panie.- W drzwiach staje Misa i kłania się nisko. Moje wybawienie. Moje wybawienie.
-Co jest? Nie widzisz, że jestem zajęty.- Fuka na nią i gromi wzrokiem.
-Tak, ale jest bardzo pilny telefon. To coś z firmy.- Mamroczę cicho. Ledwo ją słychać. Widać, że też się go boi. No tak, chyba po raz pierwszy spotkała drugą jaźń- legendarnego Colina.
Ale szczęściara, co nie? (Ja osobiście bym się cieszyła *^* Hihi :3)
-Teraz!? Czy ci idioci nie umieją nic beze mnie zrobić.- Chwilę stoi po czym odwraca się i całuje mnie brutalnie.- Niestety odkładamy naszą zabawę na wieczór.- Wytchnienie. Tylko tyle czuję.- Ale pamiętaj, w tedy nie będzie już tak miło. Pokażę ci co to znaczy prawdziwa tresura dla takich buntowniczych piesków jak ty.- Syczy jeszcze po czym wychodzi zatrzaskując za sobą drzwi.
-To jest ON?- Misa zsuwa się po drzwiach. A widziała tylko jego łagodniejszą stronę. Biedna.- Już rozumiem, ja rozumiem Yuki.- Szepcze.
-Nic nie rozumiesz! Nic!- Nastaje cisza.
Oddaj mi człowieczeństwo.
Oddaj mi je!
Nie chcę być psem.
Ale co ja mogę?
Przecież nawet za niego mnie nie masz...
Bo w twoich oczach nie jestem nawet zwierzęciem.
To boli.
Blizny się nie goją.
Zawsze zostają.
Ta też pozostanie.
Bo jestem tylko niewolnikiem i już nie mogę być człowiekiem.
Znowu rozdział z uczuciami :3
Ale spokojnie, zacznie się rozkręcać tresura, obiecuję.
Następny rozdział za tydzień? A może już nawet w tym?
Zobaczy się, tak, czy siak szybko ~~
Znowu błędy, nie wiem co się dzieję z betą...
Potrzebuję jej!
Czy ktoś byłby taki miły i pomógł mi? Piszcie w komentarzach jak jesteście chętni mi pomagać!
Do następnego :3
Czytajcie i komentujcie!
Nana ^^
Chociaż jak to mówią lepiej późno niż później, lub w cale.
No nic teraz chwilka spokoju i w końcu mogę się porządnie wyspać. Co z tego, że prawie nie jadłem i nie piłem od dwóch dni? Nie chcę mi się...
Dobra, czas spać. Teraz odpocznę, zrelaksuję się i w ogóle odetnę od całej tej przepięknej i przecudownej rzeczywistości.
-Dzień dobry Yuki!- Takiego wała. Kurde, dupek z rana jak śmietana...
-Witam, panie.- Całe szczęście, że to Shinji. Od czasu tamtego incydentu, że tak to nazwę, ten świr nie pokazał się. Daje mi odpocząć? Jakże miło z jego strony, może mam jeszcze mu podziękować?
Och jakże dziękuj mój panie, że mnie zgwałciłeś i zabrałeś wszystko co ludzkie, a teraz dajesz mi odpoczynek! Już kurwa biegnę.
-Słyszałem, że ostatnio nie masz apetytu, a to niedobrze. Teraz zaczniemy prawdziwą tresurę, a ty potrzebujesz siły!- No jakże mogłem zapomnieć. W końcu musi sobie wyszkolić idealną dziweczkę.
-Rozumiem. Przepraszam panie, że sprawiam kłopot.- Nie trzęsę się. Nie boję się. Jest dobrze. To Shinji nie ten psychol. Jest dobrze!
-Boisz się?
-Tak.
-Rozumiem.- Lekki uśmiech. I co on niby oznacza?
-Panie, więc po co tak właściwie przyszedłeś?- Wątpię, że martwi się jakoś szczególnie moją dietą. Coś knuję. Uważaj Yuki, Ostrożnie!
-Dlatego, że nie jesz, nie pijesz i nie wychodzisz z łóżka.- Naprawdę się martwi.- I dlatego, że pora zacząć tresurę.- Wiedziałem, że jest zbyt cudownie, żeby było to prawdziwe.
-Dobrze.- Nie chcę! Znowu, z tym psycholem. Sama na sam. Chyba zwymiotuję. Mimo wszystko nie mogę temu zaprzeczyć. Co prawda nic mnie nie obchodzi. Ani ta głupia tresura, ani to, że będę dziwką, czy co tam jeszcze ten zbok wymyśli mi za rolę. Ale... On mnie przeraża. To jego spojrzenie, jakby miał mnie za coś nieludzkiego. Czy ja w ogóle jestem w jego oczach człowiekiem?
Zaczynam w to wątpić, chociaż nie mieliśmy ze sobą niewiele styczności, to ja to wiem. Uważa mnie za zwierzę. Chociaż to też niezupełnie pasuję. Jakbym był jakimś nędznym podgatunkiem.
Tak, właśnie tak siebie widzę przy nim.
-Dasz radę. Mam też nadzieje, że będziesz grzeczny i nie zrobisz już żadnego głupstwa, prawda?- Robi długą przerwę w której zapada niezręczna i w pewien sposób przerażająca cisza.- Prawda?- Podchodzi do mnie i siada na łóżku. Przybliża się i przytrzymując mnie zaczyna całować. Dreszcz przechodzi po moim ciele. Jest przyjemnie. Nigdzie się nie spieszymy. Zamykam oczy, ale w tedy to widzę.Całą noc tępego bólu. Próbuje się wyrwać, ale zostaje uciszony warknięciem. Przestaję stawiać opór. Niech się dzieję, co chcę i tak już nie mam wyboru. W końcu jestem tylko psem.
Mimo tego, boże jak on całuję! Mogę walczyć i walczyć, ale pod wpływem tych ust roztapiam się. Dlaczego? Dlaczego nie mogliśmy się poznać inaczej? Albo nie mógł być tylko on? Dlaczego w pakiecie dostaje się też Colina!? Życie jest niesprawiedliwe...
-Jeszcze...- Te słowo samo się wypowiada. Kiedy wracam do rzeczywistości po tak długim pocałunku momentalnie staje się burakiem pospolitym.
-Aż tak jesteś zachłanny?- Przyszpila mnie do łóżka i ociera o mnie. Mimowolnie jęczę i odchylam głowę w tył. Przed oczami migają mi obrazy sprzed dwóch dni i mam ochotę zwymiotować wprost na niego. Jednak upiorna twarz Colina staję mi przed oczyma wyobraźni i szybko porzucam ten pomysł. Staram się zapomnieć o strachu. Wyrzucić tamtą noc z pamięci. Myśleć o chwili doczesnej i o przyjemności, którą Shinji teraz mnie obdarza.
To ja delikatnie całuję i liżę moją szyję, sutki, a potem całe ciało. Jednocześnie pozbawiając mnie ubrań. Próbuje nie myśleć co będzie dalej. Przecież to będzie tak cholernie bolesne! Nie chcę, wszystko tylko nie to! Już wolę tresurę z Colinem niż seks w tym momencie.
-Spokojnie, nie zamierzam cię jeszcze męczyć w ten sposób, więc wyluzuj.- Mówi i uśmiecha się lubieżnie. Zsuwa w dół moje bokserki, a ja orientuję się, że leże całkiem nagi. Kiedy on zdarzył pozbawić mnie całej garderoby?
-Dziękuję.- Shinji...On chyba jednak on ma serce. Może maleńkie, takie ledwo widoczne, ale ma. Potrafi być, czuły, opiekuńczy. Czuję łzy. Przypominam sobie te wszystkie dobre chwilę. Bo jednak takich też tutaj doznałem! Ale teraz już ich nie będzie... Teraz będzie tylko poniżenie, ból, rozpacz i ta naiwna i pusta czułość od Shinjiego. W takich momentach wolę bezdusznego Colina. On nie daje przynajmniej tej bolącej i raniącej nadziei.
Wtulam się mocniej i pragnę już zawsze czuć to ciepło.
On schodzi niżej. Bierze mnie delikatnie do ust. Powoli zaczyna na przemian ssać i lizać całego mojego członka, a potem skupia się na samym czubku. Robi mi się duszno, gorąco. Moje ciało rozgrzewa ogień. W dole zbiera się to przyjemne ciepło. Teraz skupiam się tylko na nim. Przeszłość, przyszłość i teraźniejszość zanikają.
Nie jestem w stanie myśleć. Wiję się tylko i wydaję zawstydzające jęki.
Po chwili dochodzę i wyginam się w łuk. Otwieram szeroko oczy i opadam na poduszki. Staram się złapać oddech.
-Widzisz, nie jestem aż taki straszny, co nie?- Chwila, ten arogancki... Niemożliwe. Nie, nie, nie.
-Colin.- Szepce i odsuwam się. To nasze pierwsze spotkanie od dwóch dni, a mi się wydaję jakby minęło parę ładnych miesięcy. Wszystko znika i zostają jego oczy.
Co gorsza są pełne pożądania i w tym czasie zwracają się na mnie.
Głośniej przełykam ślinę.
To kolejny koszmar tak? Głupi sen pourazowy i tyle. Zaraz Misa wejdzie i się skończy. Zaraz mnie obudzi i będzie trajkotać jak to nic nie robię, tylko bezczynnie leżeć. No, dalej. Misa dalej przyjdź!
Zamykam oczy i zaczynam się trząść. Opatulam się szczelnie kołdrą, czy tak właśnie wygląda atak paniki? Wszystko jest okej. Wszystko jest dobrze. Oddychaj, no dalej, będzie dobrze, ale niech to się skończy.
Minuty zdają się ciągnąć i ciągnąć. Jak długo tak siedzimy? Nie zamierza odpuścić? Czemu się nie odzywa? Boję się, boję się...
-Długo jeszcze?- Jego poirytowany głos sprawia, że powolutku spoglądam na niego. Siedzi nagi, bez skrępowania i pokazuję ręką na swoją męskość, która dumnie stoi na baczność. Wyszczerzam oczy i mimowolnie robi odruch wymiotny. Mam tylko nadzieje, że on tylko nie widzi. Znowu nastaję cisza.
Przysuwam się bliżej i patrzę mu błagalnie w oczy, ale napotykam tylko ten chłodny wzrok.
Klękam przed nim i biorę go do ust. Nawet nie chcę myśleć, co zrobiłby mi gdyby odmówił. Na samą myśl ciarki obejmują w całej moje ciało. Nie myślę o tym co robię. Staram się być jak maszyna.
Nie myśleć, tylko nie myśleć!
Kiedy kończę i połykam wszystko zostaję poklepany po głowię, jak pies.
-Jaki dobry z ciebie piesek.- Szepcze mi na ucho i lekko je liżę. Odliczam w myślach do pięciu.
-Dziękuje, panie.
-No, to poranną rozgrzewkę mamy z głowy.- Cały aż promienieje. Ciekaw jestem tylko od którego momentu to był on. A zresztą i tak mi nie powie, więc nie ma co kombinować. Tak, czy siak, jeśli to on mi to zrobił to byłbym w szoku. Lekko mówiąc. W końcu to potwór. Nic więcej. Te na pozór czułe gesty i zachowanie. Zwykła ściema.
-Co teraz, panie?- Siedzę zawinięty w pierzynę. Nie chcę stąd iść. Nie tam. Na dół. Nie do tego miejsca!
-Jak to co? Idziemy się pobawić. Uszykowałem już wibratorki, pejcze i całe mnóstwo zabawek. Przecież muszę umilić ci dzień, prawda?- Prze głowę przelatuję mi setka obrazów. Ja z nim, w piwnicy. Z tym wszystkim. Zastygam. Przestaję oddychać. To koniec. To będzie koniec.
-Panie.- W drzwiach staje Misa i kłania się nisko. Moje wybawienie. Moje wybawienie.
-Co jest? Nie widzisz, że jestem zajęty.- Fuka na nią i gromi wzrokiem.
-Tak, ale jest bardzo pilny telefon. To coś z firmy.- Mamroczę cicho. Ledwo ją słychać. Widać, że też się go boi. No tak, chyba po raz pierwszy spotkała drugą jaźń- legendarnego Colina.
Ale szczęściara, co nie? (Ja osobiście bym się cieszyła *^* Hihi :3)
-Teraz!? Czy ci idioci nie umieją nic beze mnie zrobić.- Chwilę stoi po czym odwraca się i całuje mnie brutalnie.- Niestety odkładamy naszą zabawę na wieczór.- Wytchnienie. Tylko tyle czuję.- Ale pamiętaj, w tedy nie będzie już tak miło. Pokażę ci co to znaczy prawdziwa tresura dla takich buntowniczych piesków jak ty.- Syczy jeszcze po czym wychodzi zatrzaskując za sobą drzwi.
-To jest ON?- Misa zsuwa się po drzwiach. A widziała tylko jego łagodniejszą stronę. Biedna.- Już rozumiem, ja rozumiem Yuki.- Szepcze.
-Nic nie rozumiesz! Nic!- Nastaje cisza.
Oddaj mi człowieczeństwo.
Oddaj mi je!
Nie chcę być psem.
Ale co ja mogę?
Przecież nawet za niego mnie nie masz...
Bo w twoich oczach nie jestem nawet zwierzęciem.
To boli.
Blizny się nie goją.
Zawsze zostają.
Ta też pozostanie.
Bo jestem tylko niewolnikiem i już nie mogę być człowiekiem.
Znowu rozdział z uczuciami :3
Ale spokojnie, zacznie się rozkręcać tresura, obiecuję.
Następny rozdział za tydzień? A może już nawet w tym?
Zobaczy się, tak, czy siak szybko ~~
Znowu błędy, nie wiem co się dzieję z betą...
Potrzebuję jej!
Czy ktoś byłby taki miły i pomógł mi? Piszcie w komentarzach jak jesteście chętni mi pomagać!
Do następnego :3
Czytajcie i komentujcie!
Nana ^^