poniedziałek, 27 lipca 2015

Wolność


Wpił się gwałtownie w moje usta i zaczął pieścić podniebienie językiem. Wiłem się i jęczałem cichutko tym samym starając się go odepchnąć, ale marząc o tym by przyciągnąć go jeszcze bliżej. Ocierałem się o niego przy każdej zdobytej okazji i szeptem błagałem o więcej tych słodkich tortur.

Mój umysł wprost krzyczał na mnie i beształ, co sekundę, ale szczerze miałem go głęboko gdzieś. Było tak dobrze, tak przyjemnie. Z Shinjim… Tak błogo. Jeszcze trochę, już jestem tak blisko spełnienia, a on przecież nawet mnie tam nie dotknął! Każde miejsca raz przez niego pocałowane palą i domagają się więcej i więcej. Czuję jak zaczynam wariować i tracić wszelkie zmysły.

- Błagam dotknij mnie tam. - Mówię w końcu, kiedy on powoli zdejmuje ze mnie koszulkę. Ręce mam zawiązane nad głową i w tej chwili jestem zdany w stu procentach na jego łaskę. Mimo to nie czuję niczego poza rosnącym we mnie podnieceniem i fascynacją tym przystojnym mężczyzną, który uśmiecha się na moje słowa. Następnie rozbiera mnie w końcu całego i bierze mojego członka do ust. Krzyczę w ekscytacji i po pięciu minutach jego pieszczot wyginam się w łuk i dochodzę.

 -Zadowolony?- Mruczy mi do ucha i lekko je liżę, a po moim ciele przebiega dreszcz.
-Tak, Panie. - Wydusiłem z siebie zgodnie z prawdą i popatrzyłem mu prosto w oczy. Czuję jak jego wzrok wypala we mnie dziurę. Jestem tylko ja i on. Nikt więcej. Jakby cały czas stanął w miejscu.
-Wiesz kotku, bo ja tak naprawdę to cię ko…- Co on powiedział? Że co mnie?

Wszystko zaczyna się rozmazywać, a ja mam uczucie jakbym tonął. Chcę wiedzieć… Naprawdę chcę wiedzieć, co Shinji chciał mi powiedzieć, tak bardzo, ale nie będzie mi to dane.
-Wstawaj śpiąca królewno.- Jego melodyjny głos dźwięczy mi tuż nad uchem.- Już ranek, koniec wolnego!
No tak, wczoraj miałem dzień wolnego, więc poszedłem spać wcześniej. Więc to był sen, tak? Zaraz, sen i to taki z nim! Nie ma mowy żebym…
Tak, żeby mój ukochany Pan tego nie zobaczył sprawdzam ręką zawartość moich bokserek i nie mogę w to uwierzyć. Miałem mokry sen o mnie i o moim Panu… Nie wierzę, to musi być jakiś głupi żart, albo absurd. Na pewno, tak jest. To tylko kolejna faza snu, lub coś takiego.
-Długo mam jeszcze tak na ciebie czekać kotku?- Siada obok mnie i delikatnie przeczesuje ręką włosy, po czym liże mój policzek.- No chyba, że chcesz trochę zostać w łóżku.- Oblizuję usta i przysuwa się jeszcze bliżej.

Jak wstanę to się dowie i nie mam pojęcia jak zareaguje. Jak tak zostanę to się dowie o moim stanie, ale także będę miał bardzo ,,przyjemny’’ początek dnia. Jakby na to nie spojrzeć, mam przejebane.

-A mogę się wyszykować i wtedy zejdę na dół, do jadalni, żeby z tobą zjeść Panie?- Niech się uda.
-A co, znowu się mnie wstydzisz? Może coś ukrywasz?- Czy on kurwa czyta mi w myślach, czy co?
-Po prostu wolę przebrać i wykąpać się w spokoju Panie. – Właśnie. Przecież tak będzie mnie chciał cały czas molestować. Chyba nawet niewolnikowi należy się odrobinka prywatności, co nie?
-Nie mam zamiaru. Należysz do mnie, więc naucz się, że nie istniej dla ciebie już coś takiego jak prywatność. To kolejna ważna lekcja.- Ale dlaczego dziś musisz mnie tego uczyć! Jaki z niego uparty dupek. Co teraz?
-A musimy dzisiaj przeprowadzać tą lekcję Panie?- Zanim się obejrzałem, słowa same wyleciały mi z ust. Chyba powiedziałem za dużo… O wiele za dużo.
-Tego się nie spodziewałem.- Mruknął niezadowolony i w jednej chwili przygwoździł mnie całym ciałem do łóżka. Coś za często z własnej głupoty ląduje ostatnio w tej pozycji.- Chwila mojej uprzejmości i już zapominasz jak powinieneś się zachowywać Yuki?- Docisnął mocno swoje biodra do moich, a na jego twarzy przemknął cień szoku, a zaraz potem wydał z siebie pomruk zadowolenia. Ja zaś spaliłem ogromnego buraka.- I o to tutaj chodziło?- Speszony szybko pomachałem głową na tak.- Przecież to coś naturalnego kotku. Mogłeś powiedzieć, a do tego musisz zapamiętać.- Podniósł moją brodę do góry.- Że niewolnik musi mówić wszystko i robić wszystko, co rozkaże jego Pan. Ty zaś znowu się mi przeciwstawiłeś.- Westchnął teatralnie, po czym uderzył mnie z całej siły w policzek.

- Za co to było Panie?!- Krzyknąłem przerażony. Cholera, znowu podniosłem głos. Miałem być marionetką, lalką. Dlaczego znowu… To przez niego. To on wszystko psuje i daje mi nadzieję, Shinji.
-Za całe twoje zachowanie.- Wysyczał i znowu mnie mocno uderzył, tym razem w drugi policzek. Jęknąłem cicho, lecz nie pozwoliłem, żeby z moich oczu popłynęły łzy.
-Dziękuje Panie i przepraszam za moje zachowanie.- Było mi tak trudno to powiedzieć z wielkim uśmiechem na ustach, ale muszę w końcu do tego przywyknąć. Nie chcę więcej bólu. Boję się kolejnej nocy z Colinem w piwnicy. Nie chcę tego przeżywać już nigdy w życiu!
-No w końcu Yuki.- Pogłaskał mnie delikatnie po włosach.- Musisz w końcu to zrozumieć. Jesteś tylko rzeczą, moją prywatną. Nie masz uczuć, zachcianek, czy innych ,,ludzkich’’ rzeczy i pojęć, dobrze?- Lalka. Będziesz psem. Nie, już nim jesteś.
-Rozumiem. Przepraszam Panie. Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło, że tak się zachowałem.- Spojrzałem mu w oczy. Dobrze, że chociaż za to, że przez cały czas miałem opuszczoną głowę nie dostałem kary.
-Spokojnie. Tym razem ci odpuszczę.- Od razu zeszło ze mnie prawie całe napięcie i odetchnąłem z ulgą. Jak dobrze, że mam do czynienia z Shinjim. Gdyby był to Colin, to zapewne już by mnie ostro rżnął lub wymyślił jakąś obrzydliwą i poniżającą karę.- Ale to już ostatni taki raz, więc pilnuj się.- Nie musi mi tego mówić. Teraz będę jeszcze bardziej wyczulony.

-Dziękuje.- Upiekło mi się. Fantastyczne uczucie. Chociaż raz będę miał w miarę normalny i chyba udany ranek. To teraz do łazienki i jedzenie. Umieram z głodu.
-To teraz.- Miałem ochotę dokończyć, że zejdziemy na dół na wspaniałe śniadanie, ale…- Zajmiemy się tobą.- Mną? Ale jak to? A no tak, przecież on nadal przyciska mnie do łóżka, a ja po moim śnie nadal jestem delikatnie pobudzony.
-Nie trzeba Panie. Naprawdę jestem głodny, później, proszę.- Zacisnąłem mocno ręce na jego ramionach.
-Ależ nalegam kotku.- Przycisnął mnie jeszcze mocniej i zaczął zdejmować ze mnie ciuchy. Tak, kolejny wspaniały poranek w raju…

Nie ma to jak być zerżniętym dwa razy już od początku dnia. Nie dość, że raz w łóżku, to potem jeszcze powtórka w łazience. Mój tyłek tak bardzo boli, nagle cały humor jakoś tak ode mnie uciekł. Nawet jedzenie mi nie smakuje aż tak bardzo.
Biorąc do ust kawałek naleśnika z owocami mierze ostrym i pełnym nienawiści wzrokiem mojego właściciela, który natomiast wgapia się we mnie z miną jakby chciał jeszcze kolejnej rundki. Co za niewyżyty drań. Jak można robić to codziennie? Nie ogarniam potrzeb tego jegomościa.

-Smakuje ci?- Pyta w końcu przerywając ciszę, która narastała między nami, od kiedy zaczęliśmy jeść.
-Tak i to bardzo.- Odpowiadam zgodnie z prawdą i biorę kolejny kawałek do ust, przeżuwając powoli i przymykając z przyjemności oczy. Mija mi już trochę cała złość związana z tym, co się wydarzyło tuż po moim przebudzeniu i wszystko zaczyna mi jeszcze bardziej smakować. A i muszę się do tego przyznać, uwielbiam takie jedzonko. To jedno muszę mu przyznać - ma idealną obsługę. Wszystko zawsze jest u niego wypucowane na błysk, a jedzenie jest jak z najdroższych i najbardziej luksusowych restauracji.
-Cieszę się. Nie byłem pewny, czy na pewno lubisz naleśniki.- Patrzy na mnie delikatnie się uśmiechając.- Ale widzę, że jednak trafiłem. Lubisz słodycze, prawda?- Próbuje podtrzymać rozmowę? No cóż, przecież nie będę mu tego uniemożliwiał. Sam nienawidzę czasami tej ciszy, która panuję miedzy nami, bo w końcu za wiele tematów do gadania to my nie mamy.
-Nie żebym jakoś specjalnie je kochał, ale czasami lubię zjeść coś słodkiego. A naleśniki uwielbiam, ogólnie jest mało potraw, które mi nie smakują. Na ogół zjem wszystko Panie.- Przecież nie będę mu tu wybrzydzał. Nauczyłem się już podczas samotnego życia radzić w różnych sytuacjach. A to i tak jest genialne w porównaniu z moimi pierwszymi próbami bycia kucharzem i gotowania samemu.
-Rozumiem, czyli nie muszę się martwić.- Znowu zaczął się na mnie gapić. Czy on serio lubi tak na mnie ciągle patrzeć?- Wyprostuj się.- Warknął w którymś momencie, a ja natychmiast to zrobiłem.               
Przewróciłem lekko oczami, lecz wiedziałem, że faktycznie takie siedzenie nie przystoi w towarzystwie. Opuściłem lekko zażenowany głowę i wymruczałem:
-Przepraszam Panie.
-Nic takiego się nie stało.- Wyszeptał upijając łyk czarnej, mocnej kawy. - Po prostu, kiedy będę cię zabierał na różne bale i kolacje musisz się umieć zachować.- E? Jakie bale? O co mu chodzi?
-Nie za bardzo rozumiem Panie.- Teraz naprawdę nie wiedziałem, co ma na myśli. Po co mnie chce zabierać w takie miejsca? Przecież będę mu tam tylko zawadzał. W takich miejscach chodzi o interesy i tak dalej, więc, po, co niby ja mam się tam wałęsać…

- To proste. Wszystkie szychy prowadzące firmy lub inne organizacje wyprawiają różnego rodzaje bale, poczęstunki, czy kolację. To coś podobnego do mojego balu wigilijnego.- Na samo wspomnienie lekko zadrżałem.- Wyprawiane są z różnych powodów. Dobroczynnych, towarzyskich lub jeszcze całkiem prywatnych. Często jestem na takie zapraszane, a ty oczywiście będziesz mi na nich towarzyszył.- Wyszczerzył się do mnie i wziął kolejny łyk swojego napoju.
-Ale po, co ja tam, Panie?
-Nie jesteś zbyt domyślny, co nie Yuki?- Na te słowa lekko się oburzyłem.- Albo po prostu nie chcesz.- Kolejny uśmiech, tym razem taki powodujący na moim ciele bardzo nieprzyjemny dreszcz. No nie mówcie, że ja na tych wszystkich imprezach będę…- Dokładnie to, co myślisz Yuki-chan. Będziesz pracował.- A jednak jest tak jak myślałem. Na tych wszystkich… Na samo wyobrażenie sobie tego zbiera mi się nadal na wymioty. Ciekawe jak bardzo będzie dla mnie trudny pierwszy raz. No cóż mogłem go już mieć za sobą. Ale oczywiście byłem zbyt dużym palantem. A raczej miałem zbyt wielkie marzenia, co do jednej osoby, która nasyciła mnie nadzieją.
-Rozumiem Panie.

- Za bardzo to przeżywasz. Już ci to mówiłem setki razy, przecież to nie koniec świata, prawda?- Jaki optymistyczny głos. No oczywiście, że to nic takiego. Może dla ciebie dawanie dupy jakimś obrzydliwym facetom nie jest niczym wielkim, ale dla mnie już tak! Tak bardzo chciałbym mu to wykrzyczeć prosto w twarz. Oczywiście gdybym to zrobił, na sto procent miałbym pewną nockę z Colinem.
Chociaż kiedy będę wolny. Właśnie wolny. Ciekawe, kiedy to nastąpi. Jak osiągnie swój jakiś cel i wybiję się na rynku światowym? Kiedy mu się znudzę? Gdy znajdzie kogoś lepszego? Odzyskam to, czego tak bardzo pragnę? Jak długo mam na to czekać, ile wycierpieć, jak wielkiego upokorzenia zaznać? Boję się nawet myśleć o tak oddalonej przyszłości.
Przeraża mnie fakt, jak mogę się zmienić i zatracić w tym wszystkim. To po prostu zbyt okropne bym mógł, chociaż trochę o tym myśleć.
-Wiem Panie, ja po prostu potrzebuję czasu, żeby się z tym pogodzić.- Bo przecież na samym początku… Nie, przez całe trzy miesiące byłem pewny, że będę tylko twój. Tylko i wyłącznie. Nigdy się nie spodziewałem, że zamierzasz mnie tak wykorzystać, ale jednak myliłem się.
-Nie masz go.- Wiedziałem, to już niedługo. Moja pierwsza praca, pierwszy raz z kimś innym. Denerwuję się i jestem tak cholernie przestraszony jak nigdy wcześniej.- Już niedługo pierwszy bal u jednego z bardzo ważnych osobistości, rozumiesz?

-Tak Panie, doskonale.- Przełknąłem głośno ślinę. A może to jednak druga część snu? Nie, to by było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
-W takim razie musisz wiedzieć, że od teraz koniec taryfy ulgowej.- Czy kiedykolwiek miałem z nią do czynienia? Jakoś niekoniecznie sobie mogę przypomnieć. – Od teraz czas nie tylko na tresurę, ale także na nauki kultury osobistej i zachowanie przy stole. - Jest ze mną aż tak źle? - Nie chodzi o to, że zachowujesz się jakoś wulgarnie, tylko, że musisz jeszcze wiedzieć, co nieco dobrze? - Przecież nie mam wyboru.
-Oczywiście.- Posłałem mu promienny uśmiech i wepchałem w siebie ostatni kawałeczek. Byłem najedzony i pełny nowych informacji, a także wielkiego stresu. Muszę jednak podołać temu wszystkiemu. Właśnie tak przetrwam i odzyskam to, co utraciłem. Coś najważniejszego dla każdego człowieka. Wolność.
Ach to jedno słowo a sprawia, że czuję jakbym rósł w siłę. Kto by pomyślał, że jestem niewolnikiem dopiero niecałe cztery miesiące, a już tak mocno brakuje mi tego wszystkiego, co było z nim związane.
Móc robić, co się chcę, nie pytać o zgody. Nie nazywać nikogo swoim ,,Panem’’. Móc jeść i spać, kiedy ma się na to ochotę. Wychodzić, biegać, skakać. Niczym się nie martwić. Właśnie tego pragnę. Tylko tego. I wytrzymam wszystko byle odzyskać to, co mi odebrano. Nie poddam się. Mogę stracić doszczętnie już dumę, godność i uczucia. Ale kiedy to odzyskam będę mógł wrócić do normalności. Właśnie tak. Dlatego wytrzymam. Dlatego przetrwam.

W trakcie, kiedy ja tak nad całym moim pobytem w tej ogromnej posiadłości tak mocno rozmyślałem, Pan także skończył już cały swój posiłek.
-Czyli wszystko ustalone.- On także wziął ostatni łyczek swojej kawy i oparł się wygodnie o krzesło.- Misa.- Zawołał dość głośno, po czym w progu drzwi stanęła ona. Jak zwykle estetycznie i schludnie ubrana. Z wielkim warkoczem i błyszczącymi oczami.- Będziesz od dziś uczyć Yukiego wszystkich potrzebnych mu manier rozumiesz? Macie czas od czternastej do piętnastej, codziennie.- Spojrzał na nią, a ona tylko lekko się skłoniła i skierowała wzrok na mnie. Nie rozmawialiśmy od tamtego czasu. Przynajmniej nie tak jak kiedyś.

-Rozumiem Panie, zajmę się wszystkim.- Odpowiedziała grzecznie.
-Dobrze, możesz odejść.- Po tych słowa szybkim krokiem zniknęła z jadalni, jednak cały ten czas dyskretnie się na mnie patrzyła.- Yuki, my też już się zbierajmy. Muszę coś jeszcze załatwić i widzimy się na dole. Idź już tam.- Odsunął krzesło, po czym udał się do swojego gabinetu.

Ruszyłem się ze swojego miejsca i wolnym, spokojnym krokiem podążyłem do tak znanego mi pomieszczenia. Ciągłe tresury, niechciane i niezręczne spotkania z Misą i jeszcze ta praca, która zapewne nastąpi już w tym miesiącu lub na początku przyszłego.
To będą ciężkie dni. Naprawdę ciężkie.  Ale wiem, to. To dopiero początek mojego piekła.

























Dziś trochę się rozpisałam, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi lekkie spóźnienie... Rozdział miał być już 23, ale zawsze coś i w końcu skończyło się na tym, że wstawiam dopiero dzisiaj.
Tak, czy inaczej.
Dziękuje za komentarz i ponad 140 tysięcy wejść :O
Jesteście niesamowici!!!
Dzięki za wszystko, a już w szczególności podziękowania dla mojej bety-Damiana.
A teraz zapraszam do czytania i dalszego komentowania.
Do najbliższego.
Nana ~~

czwartek, 9 lipca 2015

Pierwsza praca jest zawsze stresująca

                           
Budzę się rano. Czuję na policzku promienie styczniowego słońca. Chłodny wiatr delikatnie owiewa moją twarz. Jest zima, ale niestety bez śniegu. Mimo tego czuję pewną atmosferę panującą w przyrodzie. Jest ona naprawdę przyjemna i pozwalająca w jakiś sposób oderwać się od rzeczywistości. Marzę by chwila się nie skończyła. Nie otwieram oczu, po prostu staram się to poczuć i odpłynąć. Powoli rozluźniam wszystkie mięśnie i zapadam w stan odrętwienia.

-Dzień dobry, Yuki.- Wesoły głos mojego Pana niszczy cały klimat, a ja zawijam się kołdrą, dając tym samym znak całkowitego protestu. Nie ma mowy, że wstanę z łóżka po tym, co mi wczoraj zrobił. Właśnie to wykrzykuje mu prosto w twarz w mojej głowie i zadowolony owijam się ciaśniej.- Tak nie wolno kotku. Musisz wstać, jest już druga.- Mruczy do mnie i siada na brzegu łóżka.
-Nie mogę Panie. Naprawdę wczoraj to było za dużo. - Jęczę cichutko i potulnie, tak naprawdę w myślach mordując go już po raz piąty i słodko się przy tym uśmiechając. Za dużo? To mało powiedziane, wczoraj zrobiliśmy to siedem razy! Jak nie więcej…

Zresztą ostatnie dwa tygodnie od tej pamiętnej wizyty Kazumiego wyglądają podobnie. Prawie cały wolny czas, którego nie spędza w swojej firmie, albo biurze to ostro mnie trenuje. Zazwyczaj, jako Colin, ale czasami tak jak dziś przychodzi do mnie Shinji. Nie wiem, czemu, ale wtedy jest mi jakoś łatwiej i co dziwne - przyjemniej. A przecież to te same ciało i ta sama osoba.
Jednak tym razem wcale nie jestem taki uradowany jego poranną wizytą. Przecież może mi dać jeden dzień luzu, prawda? A może chcę już niedługo mnie wykorzystać i dlatego tak dużo poświęca mi uwagi? Na samą myśl przełykam głośno ślinę.
-Nie przesadzaj Yuki. Musisz się do tego przyzwyczaić i tyle. Miałeś całe trzy miesiące kompletnego odpoczynku i prawie zero tresury. Teraz musimy to nadrobić, bo w końcu zbliża się twój klient.- Chyba się przesłyszałem, prawda? Miałem racje? Ale to zbyt szybko. Nie wiem, czy sprostam jego wymaganiom. A jak znowu zawalę? Tym razem przecież nie przeżyję jego kary.

-Ale jaki klient, Panie?
-Nie martw się. To będzie ktoś inny, a nie jakiś psychol. Chyba.- Ostatnie słowo przeciągnął, po czym kiedy delikatnie wychyliłem głowę i spojrzałem na niego sugestywnie się do mnie uśmiechnął. Kim jest ten człowiek?
Chyba będę żałować, że podczas tego balu nie zadowoliłem tamtego faceta. Teraz już nawet go nie pamiętam, ale wiem jedno. Był normalny i w miarę delikatny. Mogłem sobie wszystkiego zaoszczędzić i może nadal mieć nadzieję, że w jakiś sposób jestem człowiekiem, a nie rzeczą. Chociaż to byłoby pewnie i tak bolesne, w końcu zdałbym sobie z tego sprawę. Tak, czy siak wylądowałbym tutaj.

I tak w końcu bym to zrozumiał, swoje miejsce i wartość. Przecież jestem tylko psem, który ma przynieść zysk memu właścicielowi. Właśnie tak, niczym więcej. Liczy się tylko przeżycie i zapewnienie sobie jak najmniej bólu. A godność i duma? Powolutku zapominam, jaką wartość mają te dwa tak ważne kiedyś dla mnie słowa…

-Rozumiem. - Muszę uważać. Ostatnio nie tryska jakoś specjalnie humorem. Za to chętnie, czym innym…- Tym razem dam radę Panie.- Muszę. Inaczej stwierdzi, że jestem bezużyteczny i jeszcze komuś mnie sprzeda. A ja nie chcę trafić na jakiegoś obleśnego dziada. To już byłby szczyt wszystkiego.
-No i to jest dobre nastawienie.- A jednak potrafi się uśmiechać jak dawniej. Co za miła odmiana, dawno go takim nie widziałem. Czekaj, stop! Dlaczego tak jakoś dziwnie mnie ścisnęło w klatce? Mam problemy z sercem? Oby nie…- Skoro tak mówisz, to mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz jak poprzednio. Chyba nie chcesz znowu kary, co?
-Nie Panie, w żadnym wypadku jej nie chcę.- Wyskoczyłem z pościeli i natychmiast podbiegłem do szafy. Mało czasu, na pewno zostało mi go bardzo mało. Muszę się podszkolić. Mimo, że tego nienawidzę to muszę jeszcze poćwiczyć wiele rzeczy. Nie mam zamiaru źle wypaść. Pan musi być zadowolony. Klient będzie szczęśliwy, to i Pan.

O boże, ja naprawdę zaczynam myśleć jak rasowa prostytutka, a przecież to będzie mój pierwszy raz z kimś innym niż mój właściciel.

Jednak postanowienia zmieniają ludzi. Ale chyba najbardziej pomogła mi się przemóc tamta noc. Te kilka godzin sam na sam w piwnicy z Colinem. To na zawsze pozostanie we mnie. Ból, strach, rozpacz i całkowita bezsilność. Właśnie tak, zaakceptowałem to. Swój los, drogę, to, kim jestem. Nie ma już powrotu. Nigdy go nie było. Tak, będzie lepiej.

-Widzę, że naprawdę się starasz. Chodź tutaj.- Już kierowałem się do łazienki, by się odświeżyć i przebrać jednak momentalnie zostałem wciągnięty z powrotem na łóżko i mocno do niego przyszpilony.
-Ale przecież miałem wstać Panie!- Nie ma mowy! Ale, że nawet rano?
-Zaraz wstaniesz, za chwilkę. Tak mniej więcej trzydzieści minut?
-To nie jest chwilka, Panie!- Nagle jęknąłem czując jego język, który sunął po mojej szyi. Jego ręce powoli pozbawiające mnie ubrań, a potem wodzące po moim nagim ciele. Jego oddech, który miesza się z moim, kiedy nasze języki tańczą ze sobą. Jego nabrzmiały penis, którym ociera się o mnie i wzdycha mi do ucha. A potem to uczucie, kiedy delikatnie masuję moje przyrodzenie i wkłada we mnie pierwszy palec. Potem następny i zaczyna powolutku mnie rozciągać. I ten jeden moment, kiedy wchodzi we mnie cały, wypełniając mnie do granic możliwości. A ja stękam, wiję się i drżę. To wszystko, co się dzieję, kiedy on jest we mnie i mocno mnie posuwa i kiedy nasze ciała są jednością. Gdy obaj szczytujemy w tym samym momencie, a on opada na mnie i mocno wpija w moje usta.

To wszystko jest tak niesamowicie przyjemne, że mam ochotę błagać go o więcej tak boskich poranków. Jednak seks z Shinjim jest jak kąpiel w gorącej wodzie w zimowe wieczory. Wprost nie do zastąpienia.
Właśnie tak. Nadal drżę ze strachu, kiedy jestem w piwnicy, albo on zaczyna się do mnie dobierać. Ale kiedy po kilku dniach pojawia się ten kontrast i spotykam się z Shinjim, a on tak delikatnie dba o moje ciało, to mam ochotę po prostu rozpłynąć się w jego ramionach. Chociaż oczywiście na początku protestuję, bo w pamięci przemyka mi tamta noc.
Ale potem jest tak bosko, że nie ma mowy, żebym stawiał jakiś opór.
- I jak mówiłem - trzydzieści minut wystarczy. Yuki tak szybko dochodzisz.- Na jego słowa zarumieniłem się całkowicie.
- Nie cierpię cię Panie! – Wykrzyknąłem, po czym schowałem się z powrotem pod pierzyną.
-Jesteś taki słodki.- Wstał i zaczął się ubierać, więc nieśmiało i z lekkim zażenowaniem wynurzyłem głowę, a on podszedł i delikatnie przeczesał moje włosy.- Dzisiaj masz jednak wolne, to ci przyszedłem powiedzieć. 
A wstać masz, bo obiad jest już na stole, rozumiesz?- Chwila, czyli od początku miałem dziś dzień odpoczynku?

Wykiwał mnie…
-Miłego odpoczynku kotku.- Następnie zostawiając mnie w lekkim szoku wyszedł jak gdyby nigdy nic. Na sto procent odpocznę myśląc cały czas o pierwszym kliencie. Ten śmieć zrobił to specjalnie! Nienawidzę go! Jak mogę myśleć, że to było przyjemne, to była tylko taka zabawa. Ten drań. Nie wybaczę mu, zemszczę się kiedyś…

Na pewno, jak już odzyskam wolność się zemszczę! O ile w ogóle ją odzyskam. Ech marny ten mój los bycia niewolnikiem tego stukniętego faceta z przerażającą jaźnią, bardzo marny.






















Leci kolejny rozdział ;3
Niestety kolejny trochę krótki, ale tak jakoś samo wyszło...
Oj nie bądźcie źli ><
A teraz zmiana tematu...
Jest już was tak wielu, dziękuje za wsparcie, naprawdę nie spodziewałam się nigdy tylu ludzi i takiej popularności mojego bloga! <3
Dziękuje wam z całego serca za wszystkie odwiedziny i tyle komentarzy, jesteście najlepsi <3
Tym czasem do zobaczenia ~~
Nana